skąd przychodzisz..., szepcę.
on, daleki wtulony w świt.
opasuje czerwoną różą moje usta.
zamykam oczy w czekaniu.
on z gołębiem na trarzy,
po drugiej stronie lustra.
zostań, wołam, świt przedziera się,
przez szczeliny moich oczu.
mgłą powiało. niecierpliwie dłonie zaciskam.
na pustym miejscu po wierszu.
świt wdar sięł. legł na mnie,
jak pocałunek na ustach.
od mgły jaśnieje droga.
moje usta całują różę. róża krwawi
MODLĘ SIĘ DO SKRZYDEŁ WIATRU
modlę sie do skrzydeł wiatru,
o jeszcze jedem powiew miłości.
na wyspę szczęścia popłynę.
do utraconego Raju, do Arkadii.
|