Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Michał Krzywak

Poemat

Poemat „KLAUDIA” z cyklu : „Fantasmagorię” 1 Budynek pusty, ale ściany żywe żałosnym śpiewem pod dotknięciem palców ściany pękały, oczy – okna mrugały na pól przestrzeni, wiatr chórem był wtedy - z celi uciekła wariatka Klaudia z połamanej lalki kropla krwi skapała, przypatrz się bliżej, czerni na bieli sterylnej posadzki, kiedyś tu spała, jako poświadczenie materialności przeprowadzonych badań, wyrok skazujący zdjęcia w gazetach i oprócz pomruku masy nie było wtedy nikogo. 2 To dziecko w kołysce, huśtawka skrzypi na zewnątrz, pod wpływem wiatru kołysanka ( huknęły drzwi widocznie zbiera się na burze ) pociemniało, w tym pokoju jakoś mroczniej pochyla się, czy cień to, czy Odwieczny przybył, zapisać na prześcieradełku tragedię przyszłości ( chmury stworzyły kłęby... groźne ) maleńki domek maleńka dziecinka... 3 Szarpała za klamkę gdy usiadły obok niej, pielęgniarz, rozbudzony i przez to zły nałożył słuchawki na uszy. I tak uważał ją za przeklętą, a one... siedziały tylko wpatrzone upojone powietrzem strachu rozbite, lepkie i rozerwane coś musiały przypominać, skoro jej twarz wtulona w zimno mokra od łez i przerażenia nie chciała pamiętać ( liny, wiadra i noża liny, wiadra i noża ) gdy ciepłe główki głaskała czoła całowała, pieściła, cherubinkom z Pól Elizejskich, był maj, kwiaty kwitły i ona ciągle czekała na niego, i on głaskał te ciepłe główki jasne włoski wplatał w palce całował czarne kosmyki na szyi, tak wcześnie, tak wcześnie cóż w kącie stoi ? liny, wiadro i nóż liny, wiadro i nóż... 4 Mówiły: „anielska dobroć” tak zadowolone z siebie, może niektóre nawet kochały lub swą miłość pamiętały. Mówiły: „dobra dziewczyna” a i on taki młody jak przeszłość ich pierwszego poranka po nocy. Mówiły: „łagodna i miła” jak kwiaty, łzy i rosa, na pewno dumne z siebie w tej bieli, co widać w Kościele i uśmiechy pokrywały uśmiechy misiów pluszowych i lalek, tak zadowolonych z tego że dzieci ich nie w zakładzie... 5 Z otwartych paczek zajączki w czekoladzie czekały na niewinne zęby a niechaj wyjdzie im to na zdrowie droga biegła nie tędy. I nikt nie przypuszczał i nawet teraz nie wierzą jak można w końcu z tych kalek ... 6 „Córeczko” szeptał. Pokoik jaśniał od jedenastu lalek które dał jaj w każdy dzień przypominający jej narodziny nim ogień pożarł stopił jak wosk twarz rodzicielki, czego zresztą nie widziała i rąk skutych wyprowadzanego, na pewno musiała krzyczeć czy usłyszała sapanie czy Anioł jej podpowiedział czy Demon wyprowadził na manowce kolejną duszę... Jej siła nie powstrzymała siły jej krzyk nie zagłuszył ciosów gdy leżała, dziwiąc się temu mokra i coraz bardziej mokra, nie błędny ognik dotknął jej oczu i wzniecił pożar 7 W marzeniach, rojonych tak długo księżniczką na zamku siedziała, gdzie tatuś król, mamusia królową i tyle tylko wiedziała, że ptak rozbije się o kraty gdy wyciągnie doń swe dłonie że niedaleko, na dróżce tej z jeźdźcami biegły konie, samotna była, chociaż gwar przy obiedzie Szekspir po i cała drżała zamknięta w ciszy, w imię opieki czytała ciągle, czytała z Dante po piekle wędrowała nie wiedząc nawet, że stamtąd przyszła w noc zimną, marcową, w blasku syren, w kocyku krwią oplutym i ogniem skażonym i twarz jej przeczyła piersiom spalonym i dłonie świeże, choć swąd reszty ciała dusza powinna wylecieć. Nie wyleciała, nieszczęsna, na pastwę życia została wydana gdy ciałko rury żywiły, może płakała - za późno Aniele, spójrz, jak wyrasta ze szkarłatnej łodygi kielich cudowny jak oddech Boga, natury czar gdy resztę pokryją szaty, gdzieś się spotkali i ona zresztą ból kłamstwa gniotąc nie pokazała, dłoń w dłoni twarz w pocałunku choć kołnierz zawadzał zdjąć nie pozwoliła. W jamie ciemność się kryła, w ciemność wąż węża żywił agonią sierści, piszczącą trwogą jeszcze kwilącą, gdy przełykana tu gadzia para, tam ludzka para, księżyc oświetlał, a gwiazdy w źrenicach jak życie drgały. 8 Nie czarcie to przymierze, złączenie tego, co się budzi, szczęśliwi, co mogą w fale rzucić się, odkryci płynąć, nieszczęśni, ci topią swe żale w szarości ścian czterech i wierszy a kto na rozdrożu stoi, skalanym będąc potworem ten czas, co szaty zrzuca, po kątach ciska ubrania ich jakoś to nie wzrusza, ich pełne żaru rozmowy, on, czasem wzrokiem ucieka, dzieciaki w zabawie ogląda spod powiek nie błyska jad piekieł, wężowej skóry nie ściąga na pokuszenie zesłany i spala co nie spalone, czy to spala się samo, wiedząc, co nieuniknione, zabawa wiosny tragedią, sama człowieka rozbiera który w słońcu się rodzi. Ona w słońcu umiera, lecz ciche łzy wyciera, w nadzieje te dni ubiera, w snach piękna, na jawie, gdy dzwonek lekcje przerywa jak ona smutnie się toczą, potworki, by z kwiatów wybierać słód rześki, a czasem w przestrzeń wpatrzone, w świat, który nie jest im dany, do siatki serce przylega, Raj za nią nie jest im dany niejeden przecież potworek jest w niej zakochany, niekształtne wiersze jak palce, co papier orzą i kreślą, pluszowe misie co w sobie tyle żalu i wyznań mieszczą, bez luster, bez tego, co by ich przeraziło, pewnie o sobie tak mało wiedzą, za kogo ich macie, za ciała skłębione w ową noc straszną, za krzyk potępienia ludzkiego sumienia, kto kamień wziął i rzucił w jej ciało spalone pod szyją, gdy resztki istnienia pełzały, gdy szatan w tej krwi się pławił, gdy wtedy Wściekłość runęła, wiążąc za ręce miłego, czy on grzechem był, czy tylko ukochał te życia zamknięte, choć chcące te twarze szkaradne dla widza, dla niego przez to piękniejsze skąd żal znał głębszy niż pogardę strażników, dozorców, lekarzy, pielęgniarek, gdy wchodził, swe palce wycierali o nieskalane fartuchy, a ona, tak piękna, czekała i prowadziła go w zieleń, gdzie głosy radosnych duszyczek, bo jeszcze noc nie zapadła. 9 Dziecięce palce muskały grzechotkę, roześmiane oczęta, ( tak szybko się zapomina to, co zostaje na wieki ) wspaniały pokoik, - „oaza wśród stali – mówił on gdy palce w palce wiatr przetrząsał trawy, gdy wstawała, na chłód straszny się skarżąc gdy wstawała, bo kruki przez okno patrzyły gdy odchodziła w tą szarość brzękliwą skrzywionymi uśmiechami, nie zabłądź tak nigdy, wędrowcze w ten ogród chochlików, karzełków, upiorków i strzyg, bo kto wie, co nocą, choć śpią dzieję się tutaj, co stać się może. 10 Gdy odchodziła na chwilę, sztuczną się czuła, to prawda, z ukłonów chłód izolacji płynął „jak ona wytrzymać to może?” „jak piękna, anielska jej twarz” „a jego znasz?” „te dzieci... tam... no wiesz” Choć psy, niepewne, odejść wolały gołębie przy okruszkach siadały, które rzucała, nucąc miłosną sielaneczkę jakąś, co ją cieszyło, jej pierś wszakże w słońcu czernieje, kto o tym wie, on nie, a co trzyma go tam, ona nie wie czy dobro ludzki ma kształt czy zaprzeczeniem jest tylko zła, szacunek to nie dobroć, oni dobroci nie wytrzymują, ich szkoły jasnej wiedzy kościoły ale szpetota więcej prawd wchłania, chociaż nie pluszcze się w rzece, bo wtedy piękno zawyłoby ze zgrozy, wzajemny układ, niech żyje ten, kto żyć ma niech nie szpeci życia karykatura innego, bo kogo los karze, z głupoty czy z zysku niewinną duszę lat maleńkości, musi być oddalony, zamknięty, ominięty. - „a czy ty, Klaudio, nie widzisz tego, nie chcesz przyjść do nas ?” ( „chcę !” – dusza woła ) - „nie mogę, nie z wami me miejsce”. 11 „Jedźmy daleko, gdzie nikt nie czeka, czujesz, jak rdza powietrze dławi, to miejsce takie opętane to miejsce kiedyś wreszcie sprawi...” Palec na ustach nie da się ominąć drzewa przesadzić. „Kto winny ? One?” Strażnik znudzony ziewnął poznał tę twarz, strażnik zbudzony spotkał swą śmierć nie zwrócił uwagi przyzwyczajony, nawykły, skąd miał przypuszczać że z czaszki nuda wraz z mózgiem wyleję się...? „One? One mnie wchłonęły, te życia słodkie, do życia nie należące jak blizna na zdrowym ciele” - A ja to blizna pod bandażami gdy poruszona - krwawi „One?” Nie patrz teraz, bo biegną zdziwione i zadowolone a Ona po imieniu wywołuje i pojedynczo, do niego coś szepcząc prowadzi i gdy znikają za drzwiami już nic słychać, warto by zajrzeć, żeby potwierdzić, sprawdzić, czy Prawdę o tym napisali. 12 Matko moja twarz twa stopiona a moje ciało płonie Aniołowie proszą: „choć twarz i dłonie ocal, o Boże”. Matko moja tak szpetnie załzawiona dlaczego taki żar mnie obejmuję, wody, mamusiu, niech już nie bije nie szarpie, nie drąży niech już nie bije. Aniołowie patrzą, obok drwi z nich zwycięzca, kolejny zresztą raz, że to córka moja na ciele naznaczona od teraz do końca a potem, gdy zejdzie... - spójrzcie, jaka niesprawiedliwość. Zawstydzeni bezruchem, niedostrzegalni a będący wskazują, kto cierpi za pierwszy owoc, za to, że opadł na świat Łgarz ten, Prześmiewca. Dusza umiera. Sygnały coraz bliższe, a Ona się wiję, jakby już w piekle, choć nie dawali jej szans, coś tą iskierkę zatrzymało. Szatana dar by stać się miało? Czy Boży dar by przetrzymało ? A cóż pozostało ? Bajkowe wizje a Ona tym smoczym jadem a gdy nie przyjedzie rycerz, by zabrać a przez to żyły swe przetnie a płomień z gładkością nie łączy a przecież szansę dostała i jej podobni i reszta cała... Przebrana, zakryta, obserwowała kara to, czy łaska, i tak się bardzo podobała i nawet się kochała, kamieniem nikt nie rzucił choć prawa patykiem pisane gdy w ciemnej sali suknie zrzucała spotkała się z koszmarem... A On był inny, delikatniejszy zapewne miał plan zbawienia świata, zieleń, płomień i zgroza historię tę przyprawia, zbyt delikatny, zbyt czysty aby go wsiąść miała z Nieba, a dzieci znów pod parkanem wzdychają za innym rankiem. A On na dzieci spogląda, co myśli ? Myśli : „Jestem ich Panem” 13 Cóż czyni Klaudia w parku, jest z nim, czy bez niego, bo przecież z kimś rozmawia choć dzieci twierdzą, że sama. 14 Zbyt ciasno w celi jej było bo za co została pojmana ? Te dusze tak głośno jęczą, żądają od niej wyznania TO TY palce wskazują, usta szept wymawiają, On czasem w snach przychodzi one ciągle wracają... Chcę wyjść, tam być a tam jużem wyklęta ( mówią, że ona wiązała do wiadra, że zbierała, że ona sama rąbała, że krzyk pochłonął krzyki, że znały ją, że ufały i że nikogo nie miała) - skąd oni znają te sprawy ? choć przecież się przyznała On wolność jej obiecał, i prawdę im mówiła że w noc na skrzydłach zleciał, że taki piękny był i czuły ( a oni ołówkiem stukali o stół, coś zapisywali. Niewinną skazali. ) ... Niewinną skazali. 15 Korytarz. A za każdymi drzwiami ci sami, niekochani. Czyż nie lepiej zapomnieć, czasem... Delikatny zabieg eutanazji tak szeptał jej do ucha i inne miłe rzeczy, pierwszy raz, czy od początku. „Nie widzisz Ty ?!” – wykrzyczeć chciała, ale milczała, z zielonością spojona tych twarzy czerwieńszych niż ściany, by potem wtapiając się w nie traciły coś z siebie, czyż to nie one są częścią konstrukcji tej, czy ona też, milczała, kryjąc w sobie, On mówił, o wyzwoleniu, że nawet należy szczęście dawać innym, że łaskawie spojrzy Pan i odda dobra tego świata, za pokłon, za czyn – o wiele więcej i tylko zerwać potrzeba i że to się wybaczy „ nie widzisz Ty ?!” – wykrzyczeć chciała ale milczała. Ogród. Ogród i pełzające po nim, czy one brukają zieleń, czy dojrzewając niszczą, patrzy ona, a patrzy tak dziwnie, nie widzieć tych serc bijących niepotrzebne inne a te z tamtej strony tak pięknie pozdrawiały dziewczynę ( „To Klaudia, wiesz, że ona, taka praca, taka piękna twarz, palce pianistki, i skromna, wciąż okryta, czy upał, czy żar, czy susza” Później tak samo głośno że to nie do wiary tak jakby Chrystus drzewko oliwne złamał. „Czy ja kłamałam ?” – zapytać się chciała i zapytała. 16 Teraz nikt nie pamięta, że młodość w boju więdnie, że człowiek potrafi świętość unicestwić, nie znała przecież spokoju Kościołów, potęgi ołtarzy, a gdy spadały razy to nic nowego w praktyce społeczeństwa, musieli zamknąć, by nie pamiętać, i miejsca, i jej, lecz jedno uciekło, znów życie ubodło gniewną Sprawiedliwość, czy wessał się w nią wschodni duszek, a przecież tylu ich było, było – nic więcej gdzie step szeroki, gdzie szpital dla chorych, gdzie ocean burzliwy, gdzie wanna z plastiku, gdzie Lilith w przestworzach, gdzie Klaudia jest wreszcie rozróżnij, bo znakiem są słowa. One ciągle biegały, atomy się łączyły cóż zrobiłaś dziewczyno, gdzie ten, którego nie ma ? wrócił, z daleka był i głęboko wrócił imię, nazwisko, teraz się rozebrać A potem wyryta męka życia tego zaległa cisza, okulary spotniały to żyje. „A one czy żyć mogły, czy ja wraz z Jeźdźcem przybyłam ?”. Waga zadrżała: kara i wina co słyszy ktoś z tych ścian jęczących skargę, czy czuję tę krew, czy prowadzi, kamień poleciał, wiatr praw nie starł, tradycja została, mów Prawdę ( jak w Prawdę nie wierzycie ) „Czy ja kłamałam ?” – zapytała. Tylko jeden, ten w kącie mógł potwierdzić, rozłamać nawet ten sąd, osąd, ale po co zrywać opaskę, po co rozjaśniać ciemność, Matkę swą zabijać, to nie jej dzieci, to ona jest nimi, a w imię czego, w imię snu rajskiego ? druty, kołyska, Prawo, śmiechy skrzekliwe popsuły ciszę, popatrz tam – te kraty i kładki, jak ciało – czy miała na myśli duszę swą ? Opowiadała bajki gorzkie i bajki cudowne i nie wierzyła w nie, tylko że one spały i wtedy była naprawdę u siebie, ale ciągle wracać, jak to męczyć musi, zrozumiesz to, co za oknem gdy noc zamyka je, cóż ta lampa i książki zbójeckie te, ktoś musiał tu w końcu oszaleć, bo oddawali zniszczone i płodzili nowe smarowali je śmiechem i sprawnie działały jak mogłaś ? – w rytmie obrzydzenia jak mogłaś – w rytmie stwierdzenia jak mogłam sen przerwać, ale tylko zgrzyt drażnił swym tępym drążeniem, proszę wyprowadzić, pielęgniarz zły, bo musi, dotknąć, to żelazo ( czy zabrała to z sobą ? ) wiadro zostało, pełne, teraz puste liny wisiały, trzymały, teraz puściły ostrze w folii, penetrowało wszakże to co pełzało, nie spało, ale wbite w podłogę wyło, krzyczało, szarpało się, żeby jeszcze żeby co, popsuć tę ciszę, zanieczyścić strumień ? łapało za palce, prosząc, On w cieniu zlał się z cieniem, był cieniem, gdzie jesteś ? One płaczą One wrócą One zdrowsze. Nareszcie. czyś cel miała, złość, nienawiść, litość, rozciąć łzy to mimo wszystko nieetyczne chora może, albo ciało zawyło, to ciało co męką się stało bo ojciec pił, bo ojciec był, był kiedyś młody i pił, i bił i podlał ją, drzewko podpalił, pijany i stary czy to tłumaczy ? Blizny ? Stuk. Cisza. Leczenie. Izolacja. 17 Czerń łączy biel. Zlewają się w siebie, bledną pewne podstawy, czy dawny mezalians ? Tak nie sądź. Oczy zaślepione słońcem, choć słońca pragnęły niejeden już padł, syn architekta syn Boga Prawdziwego syn bożka mitologicznego to po co patrzyła, czy o Klaudii myślała, kto wie kobiece myśli splatane nici wciąż płoną, skry sypią syczą zranione, poparzone ręce jak węże. Dobra to córka ? A, szepniesz teraz, że zrozumiałeś, co było, przeszłość odtworzyć, leżała w kołysce, czy uciekła z pryczy, z nim nie leżała, centrum pominięte zdjęcia to barwne świadectwa, ostre, wyraziste uśmiechy czy one kłamią ? Spójrz, widać przecież... serc nie znajdź w opisie czy po latach w trudach, zbladła ? – nie sądzę bo świeci świeżością, fabryka zżera ciało, zamyka bramy zwie się Wiecznością. Dla niego inny świat, inny go pochłonął, co chciał, skąd wiedzieć, nie byłby artystą co później, nieważne, ponoć się spotyka ich w kinach, w teatrach, w kościołach podobno jedną twarz posiadają a dusze dwie. Kto zwątpić teraz chce w dusze dwie ? 18 To miało być tak, że Boski Raj padł Raj padł, że taka rzeczy kolei, mówił szeptem, że są silniejsze moce nad Spokojność, złudzenia, oto wiary owoce, deformacje, czy Ty nie wiesz że dusze niewinnych płyną do nieba, czy ciała te mają czekać na pierwszy cios, a gdy ciebie wspomną zapłaczą do minionego ? Nie warto... Skryła się, znowu wolna – gdzie jesteś niebyły – kochanku mój, przyjacielu, ulice milczą, bo gdyby wiedziały podniosły by larum i masa ruszyłaby naprzód, ale bramy są zamknięte, ale Ty, zostawiłeś, a one przychodziły i Tobie przeczyły dalej takie same, dalej istniejące. Ty, ty, ty... Nie czuła się u siebie, wyżej spała normalność, skupiona i czekająca na dzwonek, ale kiedy tak śpi Ty... patrzyłeś wtedy, jakoś tak poniosło, nie wyciągnąłeś z głowy ostrza, nie pomogłeś (znów zapatrzony tak wystrojony kulałeś, a oczy prawie jak światło latarki. Coraz głębiej, tylko czy ktokolwiek wygrał ? ) tyrania dobroci kazała pamiętać tyrania rzeczywistości – nie ściągać, zbyt niewidzialne to dla niej, a zbyt widzialne dla nich. Zdecyduj teraz kto ma rację czy zmarłych zapytaj przed wiecznością nim dojdziesz tam, Tam. Sam... Dotyka tych ścian, odpychają ją - wróć, szepczą, skąd przybyłaś złość teraz, latarnie drżą z uciechy gdzie cię zamknęli, gdzie byłaś ? Tak blisko was, tak blisko drzwi, krzesło, stół – to wszystko przez cały czas idzie samotnie, wyjrzyj czasem, przebij szklaną zaćmę istotnie, być sens musi, być odrzuconym, taki kontrast ciepła wnętrz, czy kochała ? Jak każdy, powiesz, to wie, wątpiła, jak czasem, to zwykłe, i śnieg topnieje i woda wysycha Klaudia, krzyknij im w te drzwi, bij pięściami w tą stagnację, tyś niepokojem z gazet i monitorów a oni śmieją się z takich demonów, łzy śmiercią ty osuszyłaś, wyprowadź ich z Domu Niewoli, bądź więc przed nimi, do grobu, w dłoniach posępnych oni muszą być ciągle w ruchu to ciała idące po drodze, Klaudio, musi być jakieś wyjście, poszukaj go, cóż w tej ucieczce zatrzymać cię może ? Ich groźne słowa ? Milczysz ? Błogosławieni Ci... Smutnaś ? Błogosławieni Ci... wędrowcy, by dojść, porzucają bagaże na pustyni, a złoto dają za łyk wody, bo tyle jest warte złoto, ale ty więcej, więcej, co znaczy odkupienie przez cierpienie, miałaś na to całe życie od bólu do bólu. KONIEC x bo wszystkie dzieci umierają, skargi i nic więcej na zdjęciach zostają, weszli, pusty korytarz i ta cisza życia gdy wyszła, została sama cisza, a gdy zaczęła docierać oporny ruch krojenia mięsa tak powoli, by wiedziały, słabe ich rączki ( och, śpij kochanie ) nóżki kopią powietrze, drgają ( śpij ) rozmazują się, rozbijają w pył mury stałości, oczy strwożone u głodnych kotów oczy łzawe zmiętych futerek... Ześlij Anioła, niech ręką powstrzyma, Panie, znów nóż uniesiony, o Panie... Jakżesz mam wygrać teraz ? Ta bestia jest ciągle żywa. Dumiel pilnuje bramy. To wszystko się śni, On znowu puka, chce wyjść, a przecież...
 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur