nagle wszystko się złożyło, zatoczyło. rozedrgany młotek przybił
wreszcie gwoździe do ściany. pierwsze obrazy w niepokoju
sypialnym, naprzeciw okna. teraz trzeba wrócić i postarać się
zebrać śmieci pozostawiane po drodze. uporządkować dokumenty,
językiem wydłubać strach ze szpar pod drzwiami. rozglądam się
w lustrze: swoje miejsca, znany układ, może trochę więcej oczu,
a mniej dioptrii. rozmyte tło gęstnieje w mgnieniu światła. promień
przeciska się między żaluzjami, by założyć mi obrożę nad głową. |