Odpoczywam na tej ziemi - dla okrutnego żartu
nazwanej obiecaną. Dwa tysiące lat dobiega od
czasu, gdy ściskał mnie w dłoni wierny prawu
Żyd. Przywiązania do okrutnej litery chciał
dowieść, ciskając mną w jawnogrzesznicę. Jednak
wypuścił mnie z ręki, odwiedziony od zamysłu
przez, słyszącego głos Pana, Proroka. A gdyby
mną rzucił, wszystko mogło być inaczej: Proroka
uznano by za nieszkodliwego szaleńca. Nieznane
byłoby imię pewnego mordercy, który nie uszedłby
sprawiedliwej karze. Cesarstwo upadłoby później
i z innych powodów. Inne sztandary prowadziłyby
wojska na bój, który usprawiedliwiano by innymi
kłamstwami. Znany uczony nie spłonąłby na stosie.
Kilka pojęć i symboli nie istniałoby w świadomości
zbiorowej - pustkę wypełniłyby nowe. Poza tym:
Słońce wschodziłoby na wschodzie, a zachodziło
na zachodzie. Kobiety w bólach rodziłyby dzieci,
mężczyźni zabijali - bez różnicy - mężczyzn, kobiety
i dzieci. Rolnik czuwałby przy ziarnie, poeta przy
poemacie. Mądrzy byliby tak samo smętni, a głupi
ani odrobinę mądrzejsi. Natomiast ja, leżałbym
kilka metrów dalej, brudny od krwi, która z czasem
wyblakłaby, a w końcu całkowicie wyparowała.
Odpoczywałbym - tak samo - spokojny i obojętny.
|