pada
deszcz o parapet bębni o głowę
o myśli obija się kroplami zrasza usta suche gałęzie
sine niebo pokój pociemniały otula ramieniem gładzi policzek
głodzi mnie głaszcze nie karmi pieści
pięścią zaciśniętą uderza bruk
twarz
uparcie pada na mnie na włosy na złość
na pokuszenie szumi
na wszelki wypadek włożę kalosze
ciało w płaszcz w usta kij ręce w kieszenie
nie omijając kałuży pójdę pod rękę z parasolem
z wyobrażeniem majowej pogody
pobiegnę ucieknę schowam się za drzewem
przyrosnę do kory jak grzyb
bo ludzie nie chcą mnie
czuć |