Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Oskar Oski Szwabowski

ALBO NIE

Robiła wigwam z papierosów nad przepaścią piwa. Mogli byśmy tam zamieszkać. W cieniu drzew szumiących, pod niebem niezmiennym, w swoistej, bezczasowej relacji. Potem kląłem stojąc na pustej ulicy z pustą paczką i dodatkowo z pustą kieszenią. Teraz się uśmiecha bawiąc się fajką, nawet mi się to podoba, pale sobie i gapię się na nią, pociągam łyka. Jest swobodnie, nawet nie dostrzegamy, że rozmowa kuleje – za mało przeczytaliśmy w życiu książek i wyczerpała się nasza niedorosła inteligencja. Ale i tak jak na studentów filozofii przystało stroiliśmy miny, z knigą pod pachą. O jakimś wzniosłym tytule. Teoria kosmosu. Czy równie realną i życiową. Obraz wokół był zamglony i dostarczał jedynie barwnych impulsów. Rzeczywistość bywała miękka i ciepła, szorstka, zimna, chłodna, twardawa, niemiła – wszystko bardziej przez dotyk, przez czucie. Było się wtedy też bardziej porywczym. Roztrzaskany nos, obolała łapa, zdarta skóra. Ona kruszy mi fajkę do piwa. Najchętniej w tej chwili wsypała by tam zawartość popielniczki. Wiadomo, całować opitego, przepalonego typa, to nie taka przyjemność. Mam gumy miętowe – mówi. To zajebiście, bo ja mam bagno w ustach. Wrzucam dwa złote do szafy. Podpity barman łupie nieufnie okiem. Gównażeria. Ale już z dowodem. Wraca do rozmowy ze znajomym. Oparci o bar, znudzone twarze. Zamglone. Rytmy uderzają i świat się zmienia. Nieliczni goście krzywią się. Ale co tam inni goście! Wbijam się w mięsiste ust, mocno przyciskając do siebie. Świnia. Fajna muzyka. Całkiem miła, odpowiadam. I powiedz jak ja mam to piwo wypić. Wzrusza ramionami uśmiechając się. Piana tytoniu i popiołu. Mogła nasypać jeszcze ziemi. Duszkiem wypijam połowę. Robi się niedobrze, ale uśmiecham się. Zapalam. Snuje się z dymem, z rytmem. Świece odbijają się w piwie i w oczach. Ona szuka jeszcze jakiś cytatów by o nich pogadać. Dotykam dłoni. Przez chwilę patrzymy sobie w oczy, jak w filmie. Odgrywało się rolę, bo nie było się jeszcze z historią. Zresztą miłość i temu podobne znało się z ekranów i kiepskich książek. Czytanych z wypiekami. Ze wstydu i podniecenia. Dryfujemy w bezprzestrzeni. My i stolik. No i kufle piwa, tlący się pet i muzyka. Puść mi jeszcze raz tamten kawałem. Może być Marley? Tak. No women, no cry. Zaczyna się histerycznie śmiać. Muszę iść. Dopijamy szybko. Nie chce się nam. Przytulam ją, jest miękka, wtapia się we mnie i czas zamiera. Naprawdę już muszę, mamrocze. Leniwe wypływam z jej włosów. Wytaczamy się płacąc już pijanemu kelnerowi. Uśmiecha się do nas. Syf na stoliku nie psuje mu humoru. Gra teraz jakaś łupanka. Coraz tłoczniej się robi. A my na ulice. Na świeże powietrze, rozrzedzony pomarańczem mrok. Na schodach obok wejścia macamy się nerwowo. Ściskam małe piersi pod bluzka. Wije się i tylko oddech i tylko zapach i tylko, tylko sekundy wieczności, tylko, tylko. Gryzie mnie. Odpycha. Musze, mamrocze, muszę znaleźć. To szukamy jakiejś pomadki. Spijam słodka krew z wargi. Widzę mgłę. W końcu się odechciewa. Na niebie już księżyc. Wielki i czerwony. Jest ciepło. Ciepłe dni jesieni. Jej początki. Jeszcze liści trzymają się mocno, dumnie powiewając na wietrze. Jak my. Nieustraszeni, pewni w swoim miejscu. Musze już wrócić do domu. Też powinienem, bo matka będzie marudzić gdzie się szwendam. Poszedłem na uczelnie, a tu już jedenasta i syna nie widać. Nic nie mówię. Odprowadzę cię. Latarnie pochylają się nad nami. Alkohol szumi w głowach, a może twój zapach. Pamiętam go do dziś. Wczoraj przechodziłem ulicą obok jakiejś dziewczyny, zacisnąłem zęby. Ile minęło? Moje życie… parę razy. Szliśmy peryferiami pogrążonymi w mroku. Bredziłaś i bredziłem ja. Zastanawiałem się jak wrócę stąd do domu. Żadnego nocnego, bez kasy na taksówkę. Gdzie ty dziewczyno mieszkasz?! Potem mnie zaprosisz do siebie, bo rodzice wyjadą. A ja uciekną o świcie. O nawet wcześniej. Spojony winem pobiegnę przez pola. To tu. Już? Czekają chyba na ciebie. Jestem i tak spóźniona. To… To… No to… No to… I z powrotem wycierając podeszwy. Pustymi ulicami, z pustymi kieszeniami, z pustą paczką, z pustą głową…

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur