Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Pankratek

Świat według Kratka cz 2

Witam,

nie wiedziałem, że istnieją tutaj oganiczenia "objętoścoiwe" i wyszło śmieszniej niż myślałem, bo ostatni tekst urwany został w połowie. Nauczony doswiadczeniem, teraz wysyłam mniejszą porcję. Pierwszym cztelnikom dziekuję, i liczę na nasepnych

Pozdrawiam

Hymn

 

 

Żeby żyć, Pan Kratek założył firmę: KRATEK - Przedstawicielstwo Handlowe. Sprzedawał wszystko: od mini browarów do maxi chipsów. I jakoś wiązał koniec z końcem. Ciągle w drodze. Stary samochód, tanie hoteliki, wynajęte mieszkania z nędznym umeblowaniem - to był jego świat. I dni mijające w pędzie - wszystkie takie same. Któregoś, takiego dnia, po obiedzie i dwóch piwach strong na rozluźnienie, Pan Kratek pomyślał: i na co mi to wszystko, skoro nic i tak po mnie nie zostanie. Pod wpływem tej smutnej refleksji, wyjął z teczki czystą kartkę, siadł i zaczął pisać:

 

HYMN LUDZI SMALL BIZNESU

 

Wyrośnięci z dżinsowych mundurków,

ze stryczkami krawatów na karkach,

absolwenci kursów marketingu,

lokatorzy stołków przy barkach,

czytelnicy rubryk giełdowych,

(Polmos  w górę? Barman – dwie żytnie!)

starym golfem do wyzwań nowych

wyruszamy radośnie i szczytnie.

 

A gdy noc w hotelowe spojrzy okna,

gdy zawyje w nas dusza samotna,

gdy załkamy nad losem swym pieskim,

że nas rzucił, powalił na deski,

gdy łzy roniąc w poduszkę zaśniemy nad ranem,

wtedy właśnie, właśnie wtedy, to się stanie:

 

Życie będzie i spoko i super,

stać nas będzie na żonę i dupę.

Nowy merc z ABSem i klimą,

rano – sauna, wieczorem – kasyno,

tenis z Pierwszym,

msza z Drugim,

wczasy na Martynice...

To jest życie, to bracie jest życie...

 

A rano:

 

Wielkie cele zmienione na drobne.

Drobna suma na knocie w PKO.

Dla rozrywki wieczorem masz Kiepskich,

na śniadanie - musli z cola-cao.

Cały biznes w wytartej teczce:

wizytówki, stempel, pięć świstków...

Lecz nie damy ważyć się lekce,

my – piranie kapitalizmu.

 

Ulżyło mu trochę. Podszedł do okna. Za oknem, prawie na wyciagnięcie ręki, cienka linia skośnie przecinała niebo. Wychylił się. Nad dachami miasteczka bujał latawiec w biało-czerwoną szachownicę. Przesunął wzrokiem w dół, wzdłuż cieniutkiego sznurka utrzymującego papierowego ptaka, spojrzał.... a to Polska właśnie.

 

 

One way

 

 

Drzwi, przed którymi stanął Pan Kratek, były granatowe. U góry, w koronie gwiazd, napis wielkimi literami UE. Poniżej jedno słowo w rożnych, zupełnie nieznanych Panu Kratkowi językach.

Wejście – domyślił się Pan Kratek treści napisu. Wszedł.

W pokoju za biurkiem siedziała urzędniczka. Sympatyczna, choć chłodna. Panu Kratkowi, nie wiedzieć czemu, przypominała brukselkę. Ze względu na obfitość kształtów, można by o niej nawet powiedzieć Bruksela – pomyślał Pan Kratek. Ale nie powiedział. Nie chciał ryzykować nazbyt wyrafinowanego komplementu, by nie być posądzonym o molestowanie. Zaczął konwencjonalnie:

        Dzień dobry.

        Dzień dobry – odpowiedziała Bruksela (tak ją będziemy z Panem Kratkiem nazywać).

        Pan do nas?

        No właśnie. Zobaczyłem drzwi, więc wszedłem.

        Do nas nie wchodzi się ot tak. Trzeba negocjować.

        Nie rozumiem.

        No.... trzeba się dogadać w sprawie okresów przejściowych, dopłat bezpośrednich do rolnictwa, aborcji...

        Mnie ten problem nie dotyczy – przerwał nieśmiało Pan Kratek.

        O! To właśnie objaw męskiego szowinizmu! – zaperzyła się Bruksela. – A’ propos, ustalić jeszcze musimy poglądy na równe prawa kobiet, lesbijek, gejów...

        Nie jestem gejem – wyznał pan Kratek z pewną dozą nieśmiałości i zażenowaniem, że nie należy do mniejszości seksualnej.

        Nie wnikam w pańskie sprawy osobiste. Nawet gdyby pan był, będzie pan równoprawnym obywatelem Zjednoczonej Europy.

        Cieszę się.

        Nie ma z czego. To pana niezbywalne prawo. – odparła grzecznie, ale sucho. I z miną uprzejmego inkwizytora postawiła kolejne pytanie. – A jak wygląda sprawa przygotowania do absorpcji unijnych funduszy?

        Nie rozumiem.

        No, PHARE...

        Farę mamy – przerwał jej Pan Kratek zadowolony, że może odpowiedzieć na coś pozytywnie – w naszym miasteczku jest fara, zabytkowa, XVI wiek.

        Tym się zajmie Komisja Dziedzictwa Kulturowego Europy – skwitowała chłodno. – Niestety, widzę, że niewiele pan rozumie. Ale jest tu człowiek, który panu wszystko wyjaśni. Proszę, te drzwi na lewo.

Na lewo były drzwi pancerne. Za nimi, między rozrzuconymi hełmami, wśród manekinów żołnierzy Gromu, na tle portretu Saddama, pomiędzy najnowszymi modelami samolotów Grippen, Mirage i F16, stał znany redaktor z telewizji.

– Wiem – pomyślał Pan Kratek. – Sensacje XX wieku. II wojna światowa, Hitler, Stalin. Koszmar. Nie, nie chcę, wychodzę.

Cofnął się, odwrócił, chciał chwycić za klamkę.... Klamki nie było. Bruksela uśmiechnęła się sympatycznie.

        Do nas się tylko wchodzi. Wyjścia nie przewidujemy.

 

Walentynka

 

 

JULIA

Chcesz już iść? Jeszcze ranek nie tak bliski.

Słowik to, a nie skowronek się zrywa.

ROMEO

Skowronek to, ów czujny herold ranku,

Nie słowik...

 

Pęknięcia na suficie układały się w coś na kształt serca.

        Panie Kratku...

        Tak?

        Ma pan kasę na następną godzinę?

        Nie.

        Szkoda.

 

 

Rosół z Dudka

 

 

Torby były ciężkie. Pan Kratek postawił je i z ulgą siadł na krześle.

        Kawa – pomyślał – napiję się kawy.

Sięgnął ręką do torby, wyjął słoiczek z kawą i promocyjny kubek. Zdziwił się, kiedy nabierając porcję brunatnego proszku natknął się na coś białego. Już był gotów zakręcić słoik i wybrać się do sklepu z reklamacją, ale przemogła ciekawość. Wyjął białe zawiniątko. W małej, papierowej torebce znajdował się dwukaratowy diament. Prezent od producenta.

        Spoko – pomyślał Pan Kratek.

Wstawił wodę na kawę. Czekając aż się zagotuje, sięgnął po butelkę napoju jabłkowo-miętowego, zerwał kapsel i dowiedział się, że wygrał szwajcarski zegarek.

        Spoko – powtórzył głośno.

Zalał kawę i napoczął ulubioną paczkę ciasteczek. Spod opakowania wypadła mini kartka pocztowa z widokiem luksusowego hotelu, położonego przy alei z palmami, tuż przy piaszczystej plaży, z czekoladowego koloru pięknościami na tarasach. Na odwrocie producent informował, że właściciel tej kartki wygrał dwutygodniowe wczasy dla sześciu osób na Hawajach.

        Dlaczego dla sześciu? – chciał się zdziwić Pan Kratek, ale nie zdążył, bo ktoś niecierpliwie naciskał dzwonek do drzwi.

        Pan Kratek? – przecudnej urody blondynka nie kojarzyła się Panu Kratkowi z żadną znaną mu dotąd kobietą.

        Słucham? – zapytał niepewnie onieśmielony boskością jej kształtów.

        To dla pana. – na jej dłoni leżał samochodowy kluczyk.

        Nie rozumiem.

        Był pan naszym milionowym klientem. Wygrał pan samochód.

        Ja chyba śnię – pomyślał Pan Kratek.

I obudził się. Wstał z łóżka. Poszedł do kuchni. Nastawił wodę. W słoiku nie było kawy. Nie było herbaty w puszce. Gdzieś w głębi półki znalazł starą torebkę z zupą w proszku. Nie pierwszej świeżości opakowanie zdobiło zdjęcie reprezentacyjnego bramkarza. Pan Kratek rozdarł torebkę i.... znalazł w niej bilet lotniczy i kartę wstępu na finałowy mecz koreańskiego Mundialu.

        Za późno – pomyślał. I wsypał zawartość torebki do wrzątku.

cdn - jeśli się spodoba

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur