Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Pankratek

ŚWIAT WEDŁUG KRATKA CZ.3

Niekompetencja

 

 

Pan Kratek chciał wziąć kredyt na swoje kolejne przedsięwzięcie gospodarcze: profesjonalne demonstracje „NIETOLERANCJA DLA NIETOLERANCJI.”

W banku młody, dynamiczny, kompetentny i sympatyczny mężczyzna, po uzgodnieniu języka, w którym Pan Kratek zechce rozmawiać, przedstawił mu całą gamę wyjątkowo atrakcyjnych propozycji. Mógł Pan Kratek skorzystać z najdogodniejszej dla siebie. Natychmiast. Oczywiście po dopełnieniu drobnych formalności. Wystarczyło przedstawić trzech żyrantów, zastawić mieszkanie i samochód, wystawić czek in blanco i dostarczyć parę zaświadczeń, które odpowiednie urzędy powinny wystawić od ręki.

Zaczął od zaświadczeń.

W Urzędzie Skarbowym młoda, sympatyczna i kompetentna pani w okienku poinformowała go, że według danych z komputera nie zalega z płatnościami, a pisemne poświadczenie, oczywiście po dokonaniu stosownych opłat, będzie mógł odebrać w terminie urzędowym, czyli po 14 dniach, między godziną 11.15 a 11.30.

Przyszedł punktualnie. Niestety na próżno. Urzędująca w innym okienku, równie sympatyczna, kompetentna i młoda kobieta  (specjalistka od PR, absolwentka renomowanej uczelni) z profesjonalnym wyrazem współczucia i zatroskania na twarzy, nie żałując słów ubolewania, powiadomiła Pana Kratka, że w wyniku reorganizacji, której jedynym celem jest dobro interesantów, zmieniony został termin drugiego śniadania personelu i teraz, absolutnie niefortunnie, wypadł on w wyznaczonym Panu Kratkowi czasie. Nie chcąc go pozostawić z problemem, poradziła, by wybrał jedną z trzech możliwych opcji:

1. Czekać na kolejną zmianę decyzji w sprawie drugiego śniadania.

2. Ponowić podanie i liczyć na to, że następny wyznaczony termin nie wypadnie po kolejnej, mającej usprawnić obsługę reorganizacji.

3. Napisać skargę, poczekać na jej rozpatrzenie i odpowiedź. Oczywiście w ustawowym terminie 14 dni. W wypadku braku odpowiedzi lub odpowiedzi niezadowalającej, ponawiać skargę do instancji wyższego rzędu, aż do Trybunału Europejskiego włącznie. Przy okazji wręczyła mu przypadkowo posiadaną wizytówkę znajomego adwokata, specjalisty od takich odwołań.

Porażony kompetencją urzędniczki Pan Kratek postanowił wybrać wszystkie trzy opcje jednocześnie i udał się do ZUS-u, by potwierdzić, że nie zalega ze składkami.

W wybudowanym z rozmachem, acz po niewielkich kosztach (jedynie za 0,5 % dziennej składki ubezpieczonego, w sumie zaledwie kilkaset milionów) nowoczesnym gmachu urzędu, bez kłopotu dotarł do recepcji (marmur, mosiądz, szkło – standard europejski), w której wręczono mu stosowną ankietę i z godną najwyższej pochwały sprawnością i kompetencją udzielono profesjonalnej instrukcji.

Jakże się zdziwił, gdy, po przepisowym odczekaniu 14 dni, otrzymał listem poleconym, napisanym zgodnie z wszelkimi regułami urzędowej epistolografii, wiadomość, że, choć ankieta została przez niego wypełniona prawidłowo, nie może otrzymać stosownego zaświadczenia, ponieważ jego osoba nie figuruje w ewidencji. W związku z tym, nawet jeśli istnieje, co nie jest wykluczone, to, z punktu widzenia ZUS-u, jego istnienie jest absolutnie nieistotne.

Na całe szczęście, dyskretnie podsunięta bombonierka z właściwym nadzieniem sprawiła, że nieistotny dla firmy jako takiej, Pan Kratek stał się istotny dla Pani Ziuty – urzędniczki nic nieznaczącej, zdecydowanie leciwej, zaniedbanej i już na pierwszy rzut oka niekompetentnej.

Pani Ziuta sprawdziła jakość nadzienia bombonierki, siorbnęła kawy, aby popić przeżuwany właśnie kęs kanapki z pasztetową, spojrzała na Pana Kratka przez cylindryczne szkła, jak na upierdliwe UFO i burknęła:

         Da się zrobić. 

I zrobiła. W kwadrans. Bo musiała jeszcze dokończyć posiłek.

 

 

Proces

 

 

Pan Kratek wszedł do galerii. W pierwszej sali jakaś kobieta obierała ziemniaki.

        Dzień dobry – powiedział.

        Dzień dobry – odpowiedziała.

Wyszedł. Nie chciał przeszkadzać.

W sali następnej, wypełnionej do połowy różowymi balonikami, nie było nikogo. Z katalogu wynikało, że jest to „Przestrzeń do połowy pełna”. Gdyby nie katalog, niewyrobiony artystycznie Pan Kratek, dałby głowę, że dzieło nosi tytuł „Przed Sylwestrem”.

W trzeciej, do równoramiennego krzyża przybita była fotografia. Przyjrzał się. Fotografia przedstawiała męskie genitalia. Dorodne, trzeba przyznać. Widok gwoździa wbitego w samo centrum męskości przyprawił Pana Kratka o ból w pachwinie. Był zbyt poruszony, by odczytać tytuł. Wyszedł.

W czwartej sali mężczyzna, dobrze zbudowany, w typie „Dawida” Michała Anioła, tyle, że żywy, stał na postumencie. Pił wodę i jednocześnie oddawał mocz. Na oko jego genitalia i te ze zdjęcia na krzyżu wydawały się bliźniaczo podobne. Jednak autor okazał się inny. Dzieło zatytułowane było „Obieg zamknięty”.

Ze skurczonym z wrażenia żołądkiem pan Kratek otworzył drzwi do następnej sali. Zrobił krok i oniemiał. Stał jak wryty w świetle jupiterów naprzeciw tłumu odświętnie, choć zdecydowanie ekstrawagancko ubranych ludzi. Błyskały flesze, migały czerwone światełka kamer. Rozbrzmiewały oklaski. Przerażony cofnął się i przez puste sale popędził do wyjścia.

 

*   *   *

 

Rankiem, kiedy Pan Kratek otworzył oczy, zobaczył w swoim pokoju dwóch obcych mężczyzn. W swych czarnych, niedzisiejszych surdutach i melonikach robili wrażenie postaci z zupełnie innej bajki. Nie przeszkadzało to im jednak w wykonywaniu czynności służbowych.

        Pan K.?

        Nie. Pan Kratek.

        No właśnie. Zgadza się. W skrócie K. Pan pozwoli z nami.

        Dlaczego?

        Jest pan podejrzany?

        O co?

        O naruszenie praw autorskich poprzez niezgodne z wolą autora oddalenie się z dzieła sztuki.

        Ależ ja....

        Ma pan prawo zachować milczenie i radzę z tego skorzystać.

        Ależ panowie!

        Czy Pan jest na tej fotografii?

        Tak, ale...

        A mówiłem, żeby pan milczał. Wpadł pan. Przyznał się pan do winy w obecności dwóch świadków.

        Ja?

        Tak?

        Nie rozumiem.

        Nie szkodzi. Pisuar Duchampa też nie rozumiał, a mimo to był dziełem sztuki.

        Ale ja nie jestem pisuarem.

        Ale jest pan dziełem.

        Jakim dziełem?

        Plastycznym.

        Ja jestem zwyczajny Pan Kratek.

        Kłamstwo. Pan jest „Człowiekiem w polu semantycznym sztuki”. Mamy na to świadków. Wielu świadków. Zdjęcia, zapisy video. Idziemy!

I poszli. Z Panem Kratkiem przerażonym wizją więziennych krat.

 

*   *   *

 

Po długim i wyczerpującym procesie sąd orzekł, że uwzględniając wszystkie okoliczności sprawy, w tym wcześniejsze precedensy, takie jak ten z Ateną wyskakującą ni stąd ni zowąd z głowy Zeusa, Pan Kratek uznany zostaje za postać literacką, co prawda użytą w dziele plastycznym, ale jedynie jako cytat lub zapożyczenie (kwestię, czy było to zapożyczenie bezprawne, rozstrzygnie odrębny proces). Zaś jako postać literacka ma prawo do swobody w zakresie ograniczonym jedynie wyobraźnią autora.

 

 

Milion w rozumie

 

 

        I to jest właściwa odpowiedź!!!– prowadzący teleturniej podskoczył na krześle. - Wygrałeś Kratku pół miliona.

        Panie Kratku –nieśmiało sprostował Pan Kratek.

        My tu wszyscy mówimy sobie po imieniu.

        Ale ja nie mam imienia.

        Jak to?

        No tak, zwyczajnie. Jak  Molier. On też nie miał.

        Molier? A racja – prowadzący opanował konsternację. – W każdym razie, Panie Kratku, jest pan pierwszym zawodnikiem, który dotarł do pytania za milion, mając do dyspozycji trzy koła ratunkowe. Ma pan ogromną szansę na wygranie. Co pan zrobi z tak wielką ilością pieniędzy?

        Wydam.

        No jasne. Proste pytanie – prosta odpowiedź. Miejmy nadzieję, że podobnie prosto da sobie pan radę z pytaniem za milion. A oto ono. Mogę czytać?

        Proszę.

        Ile jest 2 x 2? 

           a) 8      b) 4       c) 1        d) 2

Pan Kratek uśmiechnął się. Nie miał wątpliwości. Ot, żeby podtrzymać napięcie poprosił o pomoc publiczność.

Jakież było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że na odpowiedź „b” zdecydowało się tylko 90 % widzów.  Zwątpił trochę. W końcu pytanie za milion nie może mieć tak prostej odpowiedzi. Zadzwonił do przyjaciela. Ten nie miał wątpliwości:

        Cztery – strzelił od razu, ale po chwili dodał – na wszelki wypadek weź pół na pół.

Pół na pół? Pół na pół? Taaaaaakkkk!!! Teraz dopiero Pan Kratek zrozumiał podchwytliwość pytania. Pół na pół! Jak mógł o tym nie pomyśleć! Pytanie za milion nie mogło być tak proste! Pół na pół, czyli dwa.

        „d” – powiedział bez wahania.

        Jest pan pewien Panie Kratku? – prowadzący próbował zbić go z tropu

        Tak, ostatecznie i nie odwołalnie.

        W takim razie zaznaczam „d”. I spotkamy się po przerwie na reklamy.

 

(W tym miejscu, ze względu na konieczność zachowania napięcia dramaturgicznego, które, jak wiemy, rośnie tym mocniej, im dłuższy jest blok reklamowy,  autor przewidział miejsce na reklamy. Nie stawia przy tym wobec wydawcy żadnych ograniczeń dotyczących ich liczby i treści. Mogą to być zarówno reklamy banków, firm ubezpieczeniowych, luksusowych samochodów, komputerów, jak i popularnych proszków do prania, czy zupy pomidorowej Campbella, choć w tym ostatnim wypadku warto sprawdzić, czy praw autorskich nie zastrzegł sobie wcześniej Andy Warhol. Autor życzy sobie jedynie stosownej prowizji. Liczy przy tym, że osiągnięte z tego tytułu profity pozwolą mu na uzyskanie większej niezależności materialnej i uchronią przed koniecznością podejmowania zgniłych kompromisów pomiędzy swobodą twórczą a wymogami literackiej komercji.)

 

Po przerwie prowadzący ponurym głosem oświadczył, że jest to, niestety, zła odpowiedź.

 

*    *     *

 

Minęły dwa tygodnie. Pan Kratek otrzymał list:

 

„Szanowny Panie,

w związku z Pana reklamacją informujemy, że jest ona bezzasadna. Na pytanie ile jest 2 x 2 właściwą była odpowiedź „c”.  Słusznie podjęty przez Pana trop, niestety, nie doprowadził do właściwej konkluzji. Pół, czyli 4:2 = 2, na pół 2:2 = 1 i to była właściwa odpowiedź.

Żałujemy, że się Panu nie udało i zapraszamy do innych naszych teleturniejów.”

                                    Pieczątki i podpisy.

 

Pan Kratek zmiął list i z wściekłością rzucił go przez otwarte okno. Pod oknem przechodził właśnie ośmioletni Jasio. Humanista z zamiłowania, czytelnik wszystkiego, co wpadało mu w rękę. Przeczytał więc i list do Pana Kratka.

Kiedy w szkole, na lekcji matematyki, pani zadała pytanie: ile jest 2 x 2, Jaś natychmiast uniósł rękę w górę. Na matematyce zdarzyło mu się to pierwszy raz w życiu.

        No Jasiu, proszę.

        Jeden, proszę pani.

        Co?

        Jeden.

        Kpisz sobie chłopcze - powiedziała pani i postawiła Jasiowi jedynkę.

Jasiowi zrobiło się przykro i to bynajmniej nie z powodu złej oceny. W końcu nie pierwszej i nie ostatniej. Mimo wszystko lubił swoją matematyczkę. Dlatego było mu jej żal, normalnie żal.

        Niby mądra, niby ładna – myślał – a milionerką nie zostanie.

 

 

Outdoor

 

 

Pan Kratek postanowił spróbować sił w reklamie wizualnej. Na początek w tak zwanej społecznej.

        Mniejsza konkurencja - myślał.

Myślał, myślał i wymyślił. Największa społeczna plaga – AIDS. Zdecydował się zadziałać agresywnie. Projekt wyglądał tak: plakat, na jednolitym tle gotowa do użycia prezerwatywa i napis: Piąte – nie zabijaj.

Odpowiedź z międzynarodowej organizacji walczącej z tą plagą nie była zachęcająca. Mówiąc szczerze – odmowna.

Pan Kratek wściekły, czerwonym flamastrem przekreślił prezerwatywę. Już miał projekt wyrzucić do kosza, kiedy nagle doznał olśnienia. Plakat w tym kształcie wspaniale nadawał się dla tych, którzy walczyli z wszelkimi przejawami antykoncepcji. Zapakował go więc znowu, opatrzył stosownym listem. I wysłał.

W odpowiedzi otrzymał grzeczną, acz stanowczą odmowę uzasadnioną tym, że, może mimo jego woli, plakat ten jest w zasadzie kryptoreklamą produktu, do którego adresaci czują nieprzepartą awersję.

Tym razem podarł projekt. Podarłby i list, gdyby nie kolejny błysk intuicji. Przeczytał list jeszcze raz. Zatarł z zadowoleniem ręce, włączył komputer, naniósł poprawki i wysłał projekt w kolejne miejsce.

Już wkrótce na słupach ogłoszeniowych, na ścianach domów, przy drogach mógł podziwiać swoje dzieło. Różniło się ono od pierwszej wersji jedynie tym, że u góry widniało logo producenta a napis pod spodem głosił: „Piąta - gratis”.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur