ludzie taszczą z bazaru wyschnięte choinki obklejają je watą i udają że są święta
później owinięci w puchate szlafroki wyciągają glony z akwariów
w parku jest błoto topimy w kałużach skórki pomarańczy
obok przechodzi mężczyzna pachnący amolem – przypomina się dziadek
po śmierci babka paliła jego koszule opłakując jedną po drugiej
odtąd każdego wieczoru wkładała nam do zaciśniętych dłoni cukierki
i przekonywała że umieranie nie boli
w śliskich od deszczu kamieniach mienią się stopy
ściszasz głos tłumacząc że głośne rozmowy powodują zakwasy żuchwy
z każdym krokiem ulica staje się coraz węższa- ktoś się przybliża ktoś oddala
drzewa mnożą się jak poplątane druty wysokiego napięcia
chodzimy od domu do domu od drzwi do drzwi |