przy wieczornej ciszy nawet szept zamilknął
układając tony w zagięciu ramienia
znów nie usłyszałam, co chciałam usłyszeć
tylko poklepanie jakby od niechcenia
w odchodzącej dobie mrokiem malowanej
na ścianie sadowi się dziwne złudzenie
koloruje myśli jeszcze nieubrane
i budzi do życia senne majaczenie
z opadaniem powiek gaśnie twoje światło
pomimo oporów Morfeusz wygrywa
przywracając sercu łagodniejsze takty
pozorem spokoju rzeczywistość skrzywia
i tak już do świtu twą postać ozdabia
balansując między tym co bardziej boli
nadal sobie wmawiam że nie jestem słaba
a jednak się boję tej nocnej niewoli |