Tak zwane: pomieszczenie.
Symbol wnętrza wewnątrz próżnia. Cztery ściany niewysokie o kształcie kwadratu, wszystkie białe, chropowate, niczym nieozdobione otynkowane cegły zlepione zaprawą murarską, pokryte gładzią szpachlową, delikatną, siwą, lepką papką o konsystencji drobnoziarnistej, słyszę jak metalowe narzędzia skrobią, gładzą i szlifują ich doskonałą powierzchnię, a całość zalepiona białą emulsją, ona spływa powoli po ścianie zmieniając jej charakter, pozostawiając niewidomą i niewidoczną, kąty między sufitem a czterema ścianami są ciemne, równe i ostre, sufit jest dość wysoko ale wiem jak wygląda- znam go dobrze, i podłoga- ona biegnie bez wahania od jednej ściany do drugiej, od drugiej do trzeciej i od trzeciej do następnej, a od tej do pierwszej, jedyne czego nie dotyka, to sufit, ale stoją naprzeciw siebie, jak człowiek i jego odbicie lustrzane, prawda i jej iluzja, jak sufit i podłoga przegrodzone tylko grubą warstwą kurzu i próżni kształtu sześcianu, podłoga lekko chropowata, biało- szara lub ciemnoszara, w zależności od oświetlenia, i te kąty między krańcem podłogi a stykiem ścian, są takie same jak te sufitowo-ścienne; teraz mogę spoglądać na złączenia ścian, są ich cztery, proste, dość długie linie, czasem spadają z sufitu na sam dół i stykają się z podłogą, a czasem od kątów podłogi skrobią się ku górze, by tam sięgnąć sufitu.
Zburzyli mój spokój! Gdzie znajdę drugi taki sam?!
Tak łatwo stracić poczucie bezpieczeństwa |