myślę o tym brązowym, co ze mnie wypada.
Kawałek gówna - tak, to po naszych obiadach
zostaje. Człek z tą prawdą pogodzić się musi -
głowę niżej od majtek w poniżeniu spuścić,
że w gówno się obraca co ze smakiem zjada.
Wielka ulga, gdy kończę i papier dociskam
do swej dupy, by wytrzeć całą resztę kału.
Potem szybko spłukuję, odświeżaczem pryskam.
Znów żołądek mi mówi: jedz i pij, nie żałuj.
Znów kał zbiera się we mnie śmierdząco, pomału.
Za dni parę tu wrócę, żeby znów się wysrać.