Ze snu nie zostało nic, czym można posmarować chleb.
Dlatego unikam śniadania jak rozmów o pracy.
Ubieram się po ciemku, żadna część ciała nie pasuje
do ubrania. Tymczasem radio chrypi jak tom waits,
nie wiem, kto jest bardziej zgubiony, ja czy fala
na ukaefie. Słońce wschodzi o szóstej, leczy stacjom
głosowe struny. Pięć po rozpoznaję zapomniany
przebój; karuzela, karuzela. Wmawiam sobie wesołe
miasteczko, a przecież wszystkie miasta są smutne. |