Jutro wstanę i zapalę papierosa. Zrobię siusiu i wleję wodę do czajnika. Kawa. Dylemat. Rozpuszczalna czy parzona? Z mlekiem czy bez? Z miodem, cukrem czy gorzka?
Postawię kubek na brzegu łóżka. Zielony lub brązowy. Niebieski we wzorki bądź szklankę.
Wyciągnę czerwonego Red&White, choć jest biało-pomarańczowy, odpalę zapalniczkę i się zaciągnę. Pijąc kawę spalę jeszcze dwa. Później włączę radio, aby usłyszeć, że nowy prezydent chce zmienić kraj, i że Otylia Jędrzejczak wraca na basen, plus jakaś ciekawostka obyczajowa pokazująca ludzką głupotę.Pójdę jeszcze raz do toalety. Ogolę się. Wyspreyuje pachy i tors. Popryskam się podrabianym Fahrenheitem po policzkach i włosach a później umyję zęby (znów zapomniałem, że najpierw zęby, a później woda pod goleniu). Później się ubiorę i zrobię coś szalonego -pojadę do pracy 39, a nie 32 jak zawsze. A wracając kupię sobie chleb i mleko.
Poezja nie istnieje.
Poezji nie ma.
Poezja to gówno.
Poezji…!
Lublin, 23 grudnia 2005 |