Non scholae, sed vitae discimus
Doroślałem, gdy w Chrobrym dojrzewała wiara
na polskim. Młodym umysłom szczepiono Norwida
między wersami Romantyczności. Uczułem się biologii
z moją dziewczyną. Nie widział mnie nauczający
Ryba. Nie powinien mieć głosu, ale wtedy miał
legitymację i czerwienił się. Nie mówił prawdy, żył
w tej historii i ja wciąż byłem. Zbudowany z naszych
ideałów. Pochód za pochodem i znowu w drogę
biegłem ochoczo, kiedy na Chemicznym zawrzało
pod dygestorium. Pioruniany urywały nieostrożnym
ręce. Te, co miały bić brawo, kiedy nadchodziła trzecia
Rzeczpospolita. Dobrze słyszałem przyszłego Premiera.
Dziś stoję oniemiały. Przecież uczymy się nie dla szkoły,
lecz dla życia. Miałbym iść między skały, gdy ciągle
nieodrobiona lekcja polskiego? Złudna nadzieja wypełniała
urny, w których my tak różni. Obok siebie. |