Zapowiadał się zwykły dzień. Zaliczyłem fryzjerkę,
w końcu włosów gromadzi się wiele. Odcięła zło
szybkotnącym sztyletem. Przebiłem młode serce.
Zadrżało w konwulsjach, kiedy wypełniałem ciało
zapachami. Między być albo nie być skończyłem
dobrze uczesany. Przypominałem sobie tamtą
twarz. Nie różniła się szczególnie od poprzedniej.
Przez uchylone drzwi wdzierało się miasto, kiedy
wchodził nowy klient i za każdy razem ulegał
modzie. Ona jak nikt inny wplatała we włosy
tłuste u nasady i suche na końcach. Gwiazdy
noszą tej wiosny grzywki pachnące niebem. |