Lubię ciszę, kiedy ptaki zlatują do gniazd
między domami. Oglądam dokarmianie
z perspektywy młodych. Z otwartym dziobem
czekam na każdy kęs, który przyjdzie przełknąć
z nudy rozpisanej na tony niskie sensów
i wyższe absurdów. Jedynie diabeł mógł
rozniecić pożar. W momencie, gdy nie spał,
runęły w dół z siódmego piętra sny, kończąc
na chodniku. Świeża krew spłynęła strugą
i zastygła. Na marginesie pożółkłych kartek
dopisałem wtedy, że nic już nie będzie takie,
jakie miało być, od kiedy nie zlatują ptaki.
|