Najpierw rodzi się przeczucie cisza staje się pojedyncza i lepka wszędzie jednakowo słychać nieludzkie ofiary jakiś młody heros znów wykradł rydwan Heliosa wzniecane gromem pożary oczyszczają miasto w zamieszaniu nasadzam okolicznym posągom swój ptasi łeb
zdrada! zdrada! krzyczą znów mnisi i żołnierze odcięte języki nijak się mają do ustnej apelacji
za ofiarnym ołtarzem szeptem dopinamy szczegóły w świątyni nie ma miejsca na walki niebieska bogini Luna odpowiada za zaćmienia na koniec Janus z ciężkim sprzętem
czasem tylko podnosimy głos na siebie żeby przegnać ortodoksyjnego kapłana -Dźgnij mnie albo ja cię dźgnę!
jedno musi żyć na zgubę drugiego hodować węża dla całego świata w nocy która zapadła o świcie
na moście Heliosa dwa posągi ze złota naturalnej wielkości na co dzień ubrane jak oni