obiad
któregoś dnia ogolę się
kiedy moja twarz zarośnie
i ubiorę czystą koszule
wyprasowaną przeze mnie i białą
usiądę i będę czekał aż przyjdziesz
w między czasie...
zrobię dla nas kawy
a gdy ona zdąży oddać swoje ciepło
a gdy ona swe ciepło odda
wystygnie, wyrzucę ją jak wszystko
i zrobię dla nas obiad, taki jak lubisz ze wszystkimi dodatkami
a gdy chleb wyschnie i wszystko popęka
to wszystko wyrzucę i zrobię od nowa
i ubiorę czystą koszulę
wyprasowaną przeze mnie i białą
usiądę i będę czekał aż przyjdziesz
zrobię dla nas kawy
a gdy ona ostygnie wyleje wszystko na ziemię
i zrobię nowej
kiedy moja twarz w końcu zarośnie...
ogolę ją z okruchów swojego ciała
jakimś martwym przedmiotem
i wszystko wyrzucę na ziemię
a gdy wszystko któregoś dnia zgnije i popęka...
ubiorę białą koszulę
usiądę w fotelu
będę czekał, aż przyjdziesz
wszystkie okruchy, wszystkie kawałki ciemności
każdy kąt, szept poruszającego się po mieszkaniu ciała
odgłos przesuwanych po ziemi cząstek przemijającego właśnie nieba
światło gasnące
światło powstające
ciepło oddające powolne tchnienia
moja twarz oglądana przez jakiegoś mężczyznę w lustrze
|