Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Rafał Kwiatkowski

PODPRÓBY

Inna róża nie występuje w klimacie umiarkowanym, nie zakwita na różowo, nie tu,
gdzie ślad zwykłego życia jest już po zapisanym czasie a czasomierz atrakcją
pustyni w najnowszej odsłonie kina drogi w którym główną rolę gra Róża
Luksemburg. Czas snów i wielkiej fikcji JUŻ TRWA, więc w jakim celu
zamykać oczy? Trzęsienie ziemi może przydarzyć się i tutaj. Roztrzęsiony
element zarzyna ruch. Zmierzamy tam gdzie zmierzamy ślizgiem. Wyjątek,
mimoza mimesis zakręcona na swoim punkcie, ma jeszcze gest przeciw
zakończeniu, co widać wśród napływających w głębokiej ufności podwodnych
pszczółek. Odpuść, za oknem nie ma odpowiedniego podejścia. Zamknięty
otwiera się we właściwym kierunku, choć po chwili nie można opisać
z której strony padł snop światła, migawkowo rozkładamy rozmowę na kwadrat
i kubek zamazany w słowach, które odrywają się z etykietek, grzbietów,
gadżetów i krążą po względnie umiarkowanym pokoju jak mucha, której nikt
nie widzi a tym bardziej nie łapie, nieuchwytne nie ma uchwytu wspomagającego
wspinaczkę, zanim stopnie obrócą się w pył wokół własnej potrzeby
przypominając o dziecinnych pierdołach, wspomnieniach kucyków,
obrazków na biegunach porozumienia w jednym przedziale, ale nie jeszcze jednym,
właśnie prujemy przez fale światła, gubiąc po drodze ostatnią deskę. Mówiąc otwarcie,
nie trzeba ruszać z miejsca, prąd mamy na wyciągnięcie ręki, więc nic dziwnego,
że to nie my. Poza ruchem nic nie ma, wystarczy spojrzeć za siebie. Poza zdaniem,
co trzeba wyrazić w zdaniu. Poza zdaniem? Poza zdaniem. Poza zdaniem! Ostatnie
na końcu właściwego początku. Pokonany spod Waterloo, jest również zwycięzcą
spod Jeny. A gdyby "spod" uczynić spodkiem? Rozleciałby się cały koncept. Lot
sprzyja pojęciom. Wejdźmy tędy.Znaleziony w lesie obraz. Natura zachodzi nas od tyłu.
Kolorowanka. Koziołek przeżuwa ślady osła. Obraz przesuwa się poza delikatny obrys.
W tym kadrze będziesz sam z wyjątkiem chmurki, która również. Krajobraz, który tli się
w dolnym rogu. Twarz jak decha. Bez wyrazu. Pukać nie ma sensu, bez nie odpowiada.
I nagle pułapka, głęboka dziura, to co?  
                                                                                                                    Lecimy.

Przed chwilą a po chwili już nie. Ostatnie na samym końcu upływającej. Fragmenty.
Po chwili już nie, teraz tak. Na samym końcu fragmenty upływającej. Ale gdzie ?
Przed       czy po ? Przed chwilą a po chwili już nie. Na samym końcu. Już nic.
Fragmenty. Już po. Po chwili nie, przed chwilą A.   Czy po ? Właśnie to przed
chwilą. Po nic do zatrzymania. Fragmenty:      palec, stopa, głowa (bynajmniej
nie w słowie). A przed chwilą po. Na końcu. Po chwili upływającej na nie a teraz
tak. Ale gdzie ?        To tak tonie na samym końcu. Nie. Na początku spojrzał
i rzucił : Dobre wielce. Tyle. Inny spojrzał i odrzucił. Dobre lejce na to i tamto.
Zaciąg i tyle. Przed chwilą wydawało się, że może przekroczyć granicę,    
a po chwili już nie. Fragmenty : Głowa i ściana. Przed czy po ?           
Przed końcem jakaś desperacja, jeszcze zdanie. Przed chwilą właśnie to. Nie
do zatrzymania na później. Po chwili                    nic do zatrzymania. A przed
po chwili, no gdzie ? Nie tu, ani tam. Czyli gdzie ? Mętny cel ( bynajmniej nie
w słowie). Anomalia. Gdzie ? Na dłoni (bynajmniej nie). Na samym końcu fragmenty.        
Dłoń, zgrabne otwarcie. Dłoń ? Raczej zgrabne otwarcie drzwi. Na rozstrzelanie.
Rozstrzelone przed chwilą A.   A po chwili po. Rzucił to wszystko, dobrze wielce.
Zaciąg na to i tamto, dobre lejce : Głowa rozstrzelona na
płótnie. Na ścianie. Mętny cel (bynajmniej nie w słowie). Można przekroczyć granicę,
    a po chwili już nie. Po chwili już nie, teraz tak. Na samym końcu fragmenty
upływającej. Ale gdzie ?      Przed chwilą właśnie to. Światło. A przed chwilą po.
Ale gdzie ? Nie tu, ani tam. Czyli gdzie ?                 Mętny cel (bynajmniej nie
w słowie). Jeszcze zdanie, raczej zgrabnie otwiera drzwi. Nie tu, ani tam.        Gdzieś.

Oko zapuszczone w szczelinie, w której sam tkwię, w której jesteś, wołam do ciebie,
Melospiza melodia, bez pasów bezpieczeństwa jak nagły zwrot objętości mózgoczaszki.
Siedem pieczątek firmowych na kopercie, kurcze, wyblakły, wstrzymuje płynną realność.
Pomidor powstrzymuje cię przed skokiem. Zakwitają pąki białych róż, drzewka podają ci
dłoń, ach! wiatr ma twarz prezydenta Tuwy! Tyle jeszcze do powiedzenia i odczarowania.
Z cienia wysuwa się ręka, rękaw z cienia. Bezsennie, na arenie, gdzie toczy się głowa,
dziecinna wyliczanka: rączka rączkę myje. Po wszystkim zamki na klucz. Inny spieprzył
światła na skrzyżowaniach i spieprzył. Odtąd wypadki chodzą samotnie. Zielono im,
więc schodzimy sobie z drogi czarno na białym: Ogród wysechł, za nim studnia, oczko,
taka posucha, że śmiertelna powaga stała się codziennym towarzyszem zabaw. Dzieci
prowadzą wysoko pokićkane dialogi w stylu wczesnego Platona. Ta mała z rudymi kitkami,
widocznie zafascynowana późną scholastyką, rozprawia na temat substancji. Chłopiec
grzebiąc kijem w krecim dołku wytyka św. Tomaszowi z Akwinu brak wyczucia analogii.
Śmiertelna powaga kasuje pochód prześlicznych metafor. Gołębi blask opadł z drzew.
Wychodzą nam naprzeciw jak para z ust, która nie zmienia nic w rzeczach zastanych,
żadnego anielskiego piórka w dupie, och Oblubieniec milczy a dzieci popadły w neo
platonizm i wszędzie widzą jedynki. Tylko nie w dzienniczkach! Och kiedy spadniesz
deszczu? Kiedy skrzywdzeni i poniżeni odczytają na nowo Eliota! To już przesada,
powiedziała Oblubienica, trzeba poszukać konewki. Tylko nie węża, zaprotestowała ruda.

Ciało przekraczające swoje możliwości.

                                 Nikt nie udowodnił, do czego jest zdolne, gdy
zaczyna śnić, nie budząc racjonalnych obaw. Widziałeś ciało spadające z mostu i nie było
końca, pozornie oczywistego. Urazy tak, ale nie koniec. Słowa są przewidywalne, ciało
zaskakuje i brak słów: Jest tylko jedna litera - a, autor od dawna w malinach
albo Konzentrationslager. A - krzyk samogłoszący otwarcie: język zajmuje niską pozycję.
A cząsteczki wody łączą się ze sobą za pomocą tzw. mostów wodorowych. Dwa ciała
o jednakowych masach spadają z tej samej wysokości. Drgniesz - i góry spadają. - Granica
dla tych, którzy się nie wychylają, jednak nikt nie zapuścił tam żurawia na dłużej, inaczej nie
byłoby tak pięknych zawodów jak cieśla, murarz, zawodzących delikatnie gdy przyjdzie wywalić
słowa na ławę, dla miłych zawodowców kielnia jest kielnią a ich argumentację podsyca
Wypchany Ptak, albo jego klasyczne popiersie intonujące "taknietaknie" przez zainstalowany
w ustach megafon, który obsługuje centrala. To stamtąd wychodzi pierwszy
rozkaz bez względu na przesunięcia w okolicy granic. - Strefa mieści się wewnątrz, poza
nie napawa już lękiem, wystarczy ją odkryć, choć zazwyczaj odkrywa się sama w najmniej
oczekiwanym zamrożeniu. Busola szaleje. Chłód narzuca pojęcie arktycznego zapalenia ośrodka,
od jakiegoś czasu zwichrowany błędnik. Akceptacja zmarzliny przychodzi naturalnie,
uzewnętrznienie gubi istotę rzeczy. Strefa = miejsce osobne. Sam proces nie ogarnia strefy.
Tutaj musi ulec transformacji w pas startowy, immanentnie, trwoga jako pierwsza startująca.
Rozpuszczalna obecność, kiedy topnieją pierwsze śniegi strefy, tudzież oddech pozbawiony
oddychającego, sopel zawieszony w próżni (skreślający podstawę immanencji). Horyzont
staje się tu brakiem horyzontu. Rozpuszczalna ryba rozpuszcza akwarium i wodę, rozpuszcza
w sobie - śmierć która przyszła już po. Roztrzaskana kość maski. Zachowały się usta. A co
z ustawicznym odpychaniem? Kubek oddala się od biurka na 1200 średnic Ziemi.
Wchodzisz, pytasz o "w sumie nic." Słowa odpychane od ścian za pomocą zachowanych
dla potomności usteczek, rozkoszna kość. A co z oddychaniem?
No, no popatrz. Rozciągłość jak się patrzy.

Przejmujący moment, który może coś wyjaśnić.

To nas toczy, powoli, w otoczeniu wszechobecnych ciał odkształca się otoczak. Chce się jeszcze
wyrównać krok, poprowadzić kreskę osobnym traktem; obecnie opuszcza margines. Obecność
wypływa dzięki wzniesieniu zakręconej fali, którą można zatrzymać na rycinie, ale nie powstrzymać
przed dopływem. Nie przypadkowo śnisz szersze wody, pnąc się w górę latarni wyświecającej nam
codzienne migotanie, dzięki niemu nie wiemy. Sekwencja segmentów w podtekście. Chwilę przed
przewrotem uwaga, podest! Inaczej nie można Cię podejść, coś się tu wykrwawia na oczach, coś
staje dęba w oknach, albo wychodzi na jedno. Kim jest "my" tłuczące się po głosie? Odpowiedzią
na pierwszą liczbę, literę objawioną pod koniec zabawy w chowanego, gdy słyszysz zabawne " a
kuku." Zgrzyt. Wypadają zęby. Zgrzyt. Po zgryzie. Po zgrzycie. Parę zbędnych śmieci. Lepiej patrz
poza mur wypaczający delikatność:

Znacznie później występuje efekt uporządkowania,
cóż po nim, skoro stępowanie raczej nie występuje.
Barbara fly ? Tryb niczego sobie, ale zaszła. Pewnie
efekt motyla, albo jakaś bionic woman od 7 boleści.
Stępem poprzez niegdysiejsze śniegi? Nie, nie.
To już ćwiczenia dla mieszkańców trzeciego nieba.
Ba! i co ja mogę, sceptyk. Całować cię sceptycznie?
Tymczasem przychodzą przypadki na miarę naszej
nieabsolutnej kondycji. Zostajesz po stronie bełkotu:
kubków na biurku, stosu talerzy w zlewie - na co
uwielbiasz patrzeć bez względu na porę - starych
mechanizmów, wyblakłych kolorów, piszczącej furtki.
Zaczynałeś niewinnie, porządkując pewne sprawy.
Później element gry, właściwie zbawienny śmiech.
Dalej szczypta logiki, ironia i pozycja krytyczna,
kuchenno - zwierzęca. Świństewka pod czujnym okiem
moralistów snujących za plecami kolejną nić teodycei
(dzięki której rzekomo zrobiło się nowożytnie). I masz,
chwilę czasu, na wyjątkowo szczery pocałunek.

Ech, umysł rozerwać. Zapuszkowanych uwolnić. Podać coś więcej do zagryzienia wcześniej zagryzając
język. Wzburzone znaki pomiędzy przebudzeniami, wstawanie, gdy to nieogarnięte coś jest już gotowe,
zaznaczone wyraźnie grubą krechą jakby istniały grube zasady. Kontur wystrzelił pod sam sufit. Dżungla
ani na moment nie przestała oddychać. Skąd ten słoń za biurkiem? Papużki odwrócone na stronie. A ty?
Krokodyl w lustrze. Pnącza wychodzące ci naprzeciw i dziwna placówka w oddali. Za mgłą sylwetki małp.
Sama obserwacja nie wystarczy, trzeba wstać, znaleźć przesmyk prowadzący na pustynię. Moja sąsiadka,
ogólnie konsultantka Avonu, już wcześniej prorokowała odwrócenie biegunów. I co może znaczyć "moja",
wszystkie znaki przynależą Tobie. Mówisz poprzez szczelinę, masz głos i stanowisz kłopot. Nie dam rady
zapamiętać wszystkich twarzy. Fragmenty giną zasypane nazwiskami, zazwyczaj zbieranymi w ukryciu
jak rysy. Irysy wyjmowały plomby. Zgrzyt. Już od urodzenia mieliśmy dziurawe zęby. Nocne zgrzyty
przemawiały językiem ojca, Ty mówisz językiem matki, znaki wykrwawiają się dla obcych a obcy mają
pizdę na oczach. Proszę się zatrzymać. Wreszcie można powstrzymać migotanie, chwilową utratę
równowagi. Ubranka są może nieco przybrudzone, okolica jednakże zadowalająca, dzięki niedokończeniu.
Przezroczysty umysł pobudza do widzenia. Skacząc z przystanku na przystanek chwytamy przestrzeń
bez brzegów, żadnego oddzielenia wdechem i wydechem. Swobodne parowanie elementów.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur