Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

ROBERT RYBICKI

Dekonstrukcja bliźniego swego, o książce A. Niewiadomskiego "Tremo"



    Andrzej Niewiadomski rzadko się przypomina swoim czytelnikom publikacjami prasowymi. Obowiązki akademickie i redaktorskie zapewnie nie pozwalają twórczo (ilościowo, znaczy się) działać poecie z Lublina. Czy przekłada się to na jakość, gdyby to tak ująć? Czy kolejna książka, po Locjach, wytrzymuje parcie materii? Czy środowisko młodych poetów ze stolicy najbardziej wysuniętego na wschód województwa napawa autora nadzieją liryczną, a może powoduje pewien element nostalgii kresowej (nie za kresami, ale nostalgii odległości od czegoś, co jest gdzieś bardziej w centrum uwagi, tęsknota za scentralizowanym rodzajem cywilizacji?), bo tom – antycypuję dalsze rozważania – ma  w sobie cos z wygaszenia pewnej dykcji na rzecz zawieszenia nawet nie składni, ile przestrzeni świata przedstawionego. Tymczasem ukazuje się nakładem Stowarzyszenia Literackiego „Kresy” jego kolejna książka: Tremo, podobna pod względem edytorsko-typograficznym do serii wydawniczej Tyskiej Zimy Poetyckiej: lecz bardziej enigmatyczna w koncepcie.
    Pierwsze spostrzeżenie w związku z pomieszczonymi utworami kojarzy się z modułem dekonstrukcji wiersza (celowo pomijam dwa pierwsze z tomu) i zasugerowanej niedokończonej treści, zerwanej poincie (może, luźno rozważając, po prostu Niewiadomski próbuje znaleźć swój styl w szczelinie między poetykami Sosnowskiego i Świetlickiego?). Rzuca się oczywiście syntaktyczna dbałość o każdy człon (a są momenty, gdzie jednak rytm/dykcja przeważa – i złamana zostaje zasada czystości syntaktycznej (tako rzecze Syn Taktyczny!)). I jeszcze do tego poeta lubelski, po rajdzie przez agnostyczne wertepy, rzuca się w toń metafizyki, kończąc całość tomu bielą: od jej rozwarstwień rzeczywistych (śniegi, białe ekrany, etc.), konstatując okrutnie w przedostatnim wierszu (Biel):

(…) światłem ciała jest oko, lecz
niesie biel, nie blask, blask przełamał się.

    Z jednej strony możemy myśleć o inwazji śniegu, jakiejś zadymce pod słońce; z innej strony blask iluminacji miałby powodować przepalenie się matrycy kolorów? Czy blask iluminacji jest w stanie przepalić tęczę? Mnożące się pytania o śmierć, zamawianie umierania, mocowanie się z rozpadem, zgrabnie z tym tematem korelują, odsłaniając słabości podmiotu, jego wahanie się i – paradoksalnie - odwagę konfesyjności stylu (która przebija z elementów gry z językiem, jego płaszczyznami). Powrót do metafizycznościjawi się tu albo gra z matrycą lub jakąś inklinacją tradycji chrześcijańskiej. Światłem ciała jest oko - to bardzo częsta fraza u mistyków średniowiecznych idących w myśli od Platona. Jakby autor przechodził już nie od blasku, oślepienia, szoku, lecz bieli, wyczyszczenia, a może, po prostu, wejścia na inny poziom duchowy.
W innym momencie (Praxis. Odbicia) jest wątpienie w oko:

    (…) nie wierzy,
    że oko jest tą chwalebną częścią.

Co do wątpienia w wierszu Da capo mamy mocniejszy fragment, który już jest kompletnym agnostycyzmem, czego nie odbieram w kategoriach etycznych:

    Może dałoby się nie tyle coś wyjaśnić, co nadgryźć brakujące
    ogniwa?

    Ta poetyka (jako moduł zapisu) wychodzi w prostej linii z tradycji pisarskich przełomu osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, z których autor wyrasta jako uczestnik (debiut: 1992); a mawia się o powrocie do tradycji, o ewolucji pisarskiej starszych nieco pokoleń. Gry związkami frazeologicznymi zaogniają element niepewności egzystencjalno-metafizycznej, a zarazem dynamizują wiersz. Takie huśtanie się między egzystencją a metafizycznymi inklinacjami są oznaką  k r y z y s u   i n t e l e k t u a l n e g o  jeśli nie autora, to konstruowanego (pod względem sensualnym i intelektualnym) podmiotu, który w świecie przedstawionym z pojęć i rzeczy (w wierszach, mimo że granica jest zacierana, widnieje mocno postawiona przez autora linia demarkacyjna na linii słowo-rzecz) odnaleźć się nie potrafi albo nie zamierza, a i trudno zająć (albo ujarzmić jak na rozhuśtanej jawie) mu jasno sprecyzowaną pozycję wobec wszystkiego, co dookoła i wewnątrz. Inna fraza w wierszu Nigdy dodaje do tego jakby korektę:

        (…) nie potrafiłem skorzystać z prawa
        łaski, blasku, który zalecał się, który był
zalecany, (…)

    To są oczywiście odpryski, które każdy, po wyjęciu z wierszy, może sobie demontować i scalać na nowo. Podmiot, który jest czułym cynikiem wśród obserwatorów, będąc w pułapce czasów (przeszłe, przyszłe), nie zabija w wierszach swoich bliźnich, prędzej ich dekonstruuje, jak w tej trafionej frazie (***):

        czasem używa przydomka „ktoś”,
        czasem używa słowa „nazywa”

jakby odzywała się skoncentrowana metaświadomość, jakby patrzył podmiot zza siebie na siebie, albo jakby podmiot miał być wyrazem metaświadomości autora, który linieje ze swoich warstw jaźni. Jednak podmiot nie porzuca ja w ostatecznym rachunku (choc mogłoby się to wydawać we wcześniejszych wierszach) jak to u Wojaczka nastąpiło (gdzie ja jest w 3 osobie), w ostatnim wierszu Carne Vale mówi ostentacyjnie, j a k b y  ja  b y ł o  tym  bastionem ostatecznym normalności, ostatnią deską ratunku, ostatnią deską ratunku przed otchłanią, jakby nie dało rady oderwać jaźni od ziemi, od materii, dając znak porażki w poszukiwaniach metafizycznych:

        (…) ja spokojnie krążę,

    Co rusz autor pozostawia ślady swych zmagań z językiem, dla przykładu:

        (…) opanuję dwa języki
obce; jeden z nich nazywa się „język”,
o drugim prawie nic, tak niewiele
da się powiedzieć

i  - niezależnie od tego, jak myśli się o życiu, jak się myśli w ogóle - ta fraza jest przerażająca, wrzuca nas w pułapkę ontologiczną. Zresztą symbol-syndrom niewiedzy często się pojawia w całym tomie (o tym się nie wie, etc.). Podobnież rzecz się ma z niezgodą i na bazie tej niezgody negowaniem elementów składowych świata przedstawionego (por. wiersz: Wiersz na strunie „nie”, wiersz po stronie „ma”, będący afirmacją nieco zjełczałego buntu, który już się nie objawia na zewnątrz, w jakimś grupowym uczestnictwie, bowiem zajęta jest bezpieczna pozycja i jest lęk przed jej utratą? Więc można pomarzyć o buncie. A drugiej strony – czy nie można tak okpić polskiego języka jak w tym właśnie wierszu?). W wierszu Z życia, Tapnięcie autor kończy tak:

        (…) usprawiedliwiony przez
        formę, która rośnie, po drugiej stronie, na
braku znaczeń, i jeszcze dalej, w innym
obszarze, silniejszych wersów, która nie ma
znaczenia

jakby używając metapoetyckich zagrań, rozwarstwiając radykalnie sens wypowiedzi, rozrywając sens jako sens jakikolwiek. To wydaje się być poza znaczeniem. Przypomina mi się teraz ostatnia recenzja na Cegle z Jacka Maczki, gdzie jedna lub dwie frazy zostały poświęcone znaczeniu, znaczącemu i znaczonemu, a z kolei u Niewiadomskiego, system języka drga swoją  s t o s o w a n ą   s t r u k t u r ą. Albowiem jest inny/język – jak pisze poeta lubelski w wierszu Warten(burg). Problem ze „znaczeniem, które tak naprawdę nie znaczy”, autora Tremo pobudza do rozważań o postrzępionych elementach pamięci, o wyparowywaniu ciała, przemijania czasu, wiosen i zim, o przemianach światopoglądowych, grze z życiem. Trudno pisze się wiersz, gdy nie wierzy się w znaczenie.
    Popatrzmy na konstrukcję czasu w wierszu. Pojawiają się nazwy miesięcy (W ostatnich dniach czerwca (Mówię do kogoś, myślę o tobie), Taki młody/jest wrzesień (Taki czarny), Młoda wiosna, czy raczej stara zima (Rapsodia, Soul)), wydarzenia historyczno-medialne (Nie oglądałem w telewizji pogrzebu (Kiedyś spłonęło to wszystko)) konkretne daty (Imionnik, Namestag – 15 Mai; w tym samym wierszu: w południe). Albo to: Trzydzieści/lat temu (Czarna flaga). Przerażająca perspektywa. W tym czasie są już umarłe palce, odchodzące powoli ciało. Zapis czasu (dni, miesiące) wydaje się być zapisem ciała, które przechodzi przemianę, zapisem czasu ciała; to się łączy z frazą mówiącą o kryzysie wieku średniego, która będzie przytoczona na ońcu recenzji.
    Świat kolorów jest zdominowany przez biel, czerń, zieleń i czerwień: czerwienie, zielenie, czerwieniły się, czerwone światła stopu, czarna flaga, jabłka – przechodzące/w czerwień, zieleni, w białym, bieli się płachta, czarna, a w wierszu Kiedyś… jest taka wyliczanka kolorów:

        (…) widziałem morze czerwonych
        cegieł, otoczonych zielenią, żółcią, błękitem,

        albo:

        (…) Ale czerwień rosła w głąb
nieba.

    Z kolei w wierszu Lublin. Bezokoliczniki, bezprzymiotniki znajduje się nieco szersza paleta kolorów: jest blady żółcień, zszarzały brąz, róż, odcienie bieli. W wierszu Wrzesień, więcej mamy: Potępiona zieleń, czerwień sczerniała – na samym początku wiersza. A więc mamy u Niewiadomskiego dużą dozę wrażliwości na kolor, koloryt lokalny, obrazy swoje traktuje autor czasem jak płótna kolorystów niemal, szukając odcieni pasujących do frazy (?), do rytmu (?). W wierszu Nigdy mamy podświetlone owoce z „jednorękiego bandyty”.

        Te wszystkie przytoczone w wierszach liryczne drobiazgi, precjoza, są jakby wymuszone, wciśnięte w zmęczone pisanie. W tomie nie ma lekkości frazy; tom, mimo że sprawia wrażenie usystematyzowanego kompozycyjnie, trąci najzwyczajniej w świecie akademickim myśleniem o konstrukcji wiersza. Pojawiają się niemal trywialne fragmenty jak ten, w przytaczanym wcześniej Kiedyś spłonęło to wszystko:

        (…) Wszędzie, gdzie miałem
        słyszeć o depresji i kryzysie wieku średniego,
        usłyszałem. O tym, czy ciągną na alkoholu, czy
na kawie (ewentualnie na prochach).

albo taka, wiele tłumacząca fraza w wierszu Da capo, na której chciałbym zakończyć tę recenzję:

        (…) Chcemy mówić
zdaniami i słowami na raz, ale w zasięgu wzroku
jest tylko studnia, nie ma fontanny.


                                                                                             Robert Rybicki

Andrzej  N i e w i a d o m s k i: Tremo. Stowarzyszenie Literackie „Kresy”, Lublin 2010. 


    
   

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur