Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

ROBERT RYBICKI

HARD CORE o książce Pawła Kozioła "Metale ciężkie"


 

Wielkopolska Biblioteka Poezji i Centrum Animacji Kultury w Poznaniu pozwoliło sobie zaryzykować wydanie tomu „Metale ciężkie” autorstwa warszawskiego poety Pawła Kozioła, utożsamianego z poezją kręgu neolingwistycznego (na którą już patrzy się nie jak na grupę ludzi, ale bardziej jak na ferment „sam w sobie”). Z okładki spoziera na nas industrialna maszyna pełna zębatek i pasków klinowych tudzież, w innej wersji okładki, szlifierka, a które obie nie mają żadnych funkcji. Tytuł „Metale ciężkie” zdaje się odwoływać nie tyle do ołowiu, kadmu, czy innego cięższego, acz niezdrowego, pierwiastka chemicznego, nawet nie do rodzaju muzyki, co do zagęszczonej i trudnej do przebrnięcia konstrukcji wierszy autora „Wpław”. Ba; „Metale ciężkie” trudniej momentami się czyta niż „Przester” Macieja Meleckiego, którego pisarstwo uchodzi za arcytrudną czytelniczo perełkę. Zanim podjąłem się recenzji, gdzieś przeczytałem o tej książce omówienie, w którym jeden z akapitów poświęcony został nazewnictwu metalurgicznemu, co wzbudziło we mnie parsknięcie.

Gdy już siedzimy przy słowotwórstwie, nie o metalurgię tu chodzi, ale o możliwie jak najbardziej zagęszczony, wieloznaczeniowy, barwny a subtelny, niemal o strukturze krystalicznej przekaz nie tyle widzialnego, co stosunków i napięć między elementami percypowanego oraz stosunków i napięć w łonie samego wiersza. Każdy tekst ma swój numer (tyczy się to również pieśni), jakby wiersze poddały się syndromowi skatalogowanych przedmiotów w instytucjach użyteczności publicznej. Tytuły są jakby numerami ewidencyjnymi. Słownictwo i postindustrialne, i nawet, gdyby zaryzykować takie pojęcie, postmedialne, które jednak wydaje się być rzeszą cząsteczek wprzęgniętych w maszynerię poetyki Kozioła, która owo słownictwo właściwie przemiela lub przetapia, by odnaleźć je w widmowych lustrach sensu, staje się czymś, co nadaje ton tej, jakże unikatowej, kompozycji tomu. W wierszu (11) wydaje się autor sugerować:

cokolwiek jest prywatne: metale ciężkie, skażenie,

opad (…)

Czy nie jest to aluzja do skażenia czystości języka poetyckiego? Opad radioaktywny? Czy czytać należy to futurologicznie? Jako zagładę pejzaży sprzed epoki pary, węgla, stali?

Co jakiś czas pojawiają się słowa ewokujące zwarte, solidne konstrukcje: rusztowanie, sześcian, resor, traktowane niekoniecznie afirmatywnie, ile z dozą skondensowanego ironicznego humoru, co miałoby powieść nas ku hipotezie, że autor celowo usztywnia konstrukcję wiersza atrapami protez scalających wersyfikację, pozwalających przynajmniej w wyobraźni zachować pion konstrukcji semiotycznej? Z kolei słownictwo dotyczące natury pojawia się gościnnie jak zabłąkane zwierzę w centrum wielkiej metropolii. I tu pojawia się pytanie: czy nie jest to poezja o tym, co cywilizacja robi z człowiekiem i językiem? I czy w wypadku kogoś, kto osiadł w jej łonie, nie jest natura zagrożeniem? Wypaczeniem? Zderzenie „żywiołów” biologii i technologii zdecydowanie tu przeważa.

Poetyka zaprasza nas do podróży w głąb wszelkich awangardowych sposobów odzwierciedlania na przemian to świata, to przemian w języku. Wiersz jest gęsty na modłę bardziej radykalną niż u Peipera, czy poetów pragnących się zamienić w dynamo, eksperymenty językowe przywodzą na myśl działania lingwistyczne, ale to przecież truizm, skoro wiemy, że Kozioł współtworzył ruch neolingwistyczny. Właściwie to sam język prowadzi nas przez wiersz. Wydaje się, że kilkakrotnie użyte sformułowanie „poemat regresyjny” (tu w wierszu 18: poemat regresyjny//ma zez zbieżny), daje nam szansę na zdecyfrowanie konstrukcji (konstrukcji toku?), gdzie poszczególne składowe sił quasifizycznych i poezjotwórczych nachodzą na siebie jak w kalejdoskopie, a mnogość przejęzyczeń, kontaminacji i paronomazji, przez anakoluty wręcz, przypomina rozgardiasz na placu budowy, gdzie dopiero wyłaniają się i zazębiaja pierwociny szkieletu, co każe mniemać, że wiersze są świadomie tak skonstruowane, by wyglądały jak w stanie surowym. Można dostać logopląsu od wrażenia ruchu, tej rozmigotanej, rozedrganej materii rzemiosła wierszopisarskiego. Inną wskazówką zdaje się być cytat z drugiego wiersza w tomie (2): reguła druga mówi, że wiersz jest redukcją. Czy chodzi tu o redukcję ejdetyczną, czy może o wnioskowanie, w którym prawdziwość przesłanki nie gwarantuje prawdziwości wniosku? Redukcja znaku jako znaczącego, czy znaczonego?

Wyobraźnia szaleje; tematem jest właściwie wyobraźnia podczas pracy. To, co zarejestrowane, rozpada się na tropy jak w schizofrenicznym cyrku. Podejrzewam niemal autora o ukrytą polemikę z Przemysławem Owczarkiem, autorem „Rdzy”, gdzie panuje podobny językowy paroksyzm (i tu można swobodnie mówić o surrealistycznym background jako motorze napędowym tomu; z tym że Kozioł ze swoimi paraindustrialnymi motywami stoi na innym biegunie wrażliwości niż parasielankowy Owczarek); z tym że autor „Czarnych kwiatów…” na swoim batyskafie wiersza opuszcza się głębiej w ocean języka – ryzykując o wiele więcej, bo czytelnik nie będzie chciał się puścić w toń za autorem. W konfrontacji „czytelnik-poeta” - to czytelnik będzie cierpiał katusze.

Oczywiście, znajdą się tacy, którzy na starcie będą negować poetykę Kozioła za jego nieprzystawalność do rzeczywistości, chrzęst słów, który nie zawsze przyjemnie drga. Chodzi tak naprawdę, gdyby uprzeć się przy temacie, o relacje podmiotu z przestrzenią, o, przez pryzmat przestrzeni (również wiersza), tożsamość podmiotu osaczonego przez widma rzeczy, a wśród nich o subtelne zmiany detali (języka i rzeczy) w widmowym zakresie fal (między innymi drgań (tu: wiersz (20)). Podmiot jawi się jako wyalienowany pośród zdyscyplinowanych konstrukcji świata przedstawionego. Ale czy aż tak są one zdyscyplinowane? Czy możemy mówić zatem i o wyalienowaniu języka? Czy o jego zdyscyplinowaniu w opozycji do chwiejnej etyki budowniczych?

Z kolei świat barw u Pawła Kozioła przerażająco jest chłodny, sinoniebieski, siny, szary, co związane jest z elementami świata przedstawionego, gdzie pojawia się dużo betonu, szkła, żelastwa.

jeśli jest szarość,

mówi autor w pierwszym wierszu, tak zaczynając tom. W tym samym utworze pojawia się słowo czerwienieje, ale w kontekście chwytania przez szczypczyki, staje się jedynie kolorytem lokalnym. W pandemonium tych barw czas staje się niby zastygły, ale często zdarza mu się przesuwać w różnych kierunkach, które wyrastaja ponad linearność. Jeśli jest szarośc, to wolę taka szarość.

 

Robert Rybicki

 

 

 

 

P. K o z i o ł: Metale ciężkie. Wielkopolska Biblioteka Poezji i centrum Animacji Kultury, Poznań 2010.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur