Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

ROBERT RYBICKI

Spokój uśpionej frazy – o książce Jacka Mączki bliższe okolice

 

            Czy pojęcie klasycyzm sanocki ma szanse uprawomocnić się na stałe w krytyce poetyckiej? Czy Janusz Szuber był z Sanoka? A Grzegorz z Sanoka, mentor Kallimacha, czy to nie Sanok ów? Znów? Porzućmy żarty zatem, choć nie są one żartami z klasycyzmu. Jacek Mączka wychodzi naprzeciw czytelnika z poezją klarownego obrazu i przejrzystych intencji; afirmacja przedmiotu, jaki charakteryzuje jego pracowicie skonstruowany świat przedstawiony, dominuje nad wyłaniającym się chaosem chwili. Chociaż fragment wiersza Metanarracje na zboczu Gór Słonych brzmiący: i żadnych szczelin pomiędzy nazywanym/a nazywającym powinien na moment spowodować czytelnicze zawahanie. Bo czy nie jest to zwykła życzeniowość, która da się wyłuskać z podejrzewanej intencji autora? Niby słowo do rzeczy się przykleja, ale wyczuć da się odautorskie wątpliwości dotyczące kształtu świata, konstrukcji, relacji w nim panujących, przystawalności języka. Niby został przytoczony Heidegger, ale zakwestionowany zarazem.

         Wydawnictwo Mamiko wydało w 2010 roku tom wierszy bliższe okolice, który, gdyby ująć to synchronicznie, wpisuje się w nurt klasycyzmu współczesnego (nowoczesnego? ponowoczesnego?) jako pozycja osobna, dojrzale skrojona, i, co najważniejsze, o dużym zapleczu filozoficznym. Rzuca się w oczy synkretyzm formalny, który zagłusza niektóre klasycystyczne rytmy. B r u d n y  klasycyzm? Czy tak można określić poezję Mączki?

         Tytuł tomu sugeruje pewien ruch: słowo bliższe daje posmak, wrażenie ruchu większe niż w słowie bliskie. Już sam tytuł sugeruje nadrzędność topiki, co w tomie zostanie rozwinięte: od nazw własnych, przez szkicowanie topografii, nazewnictwa przyrodniczego i kulturowego, po zwyczaje i wierzenia prostych ludzi. Pojawia się – idziemy za tytułem zbioru – San jako mityczna rzeka: coś pomiędzy Wisłą a Acherontem. Pojawiają się: Sanok, Bereźnicka Wyżna, Biała Cerkiew w Międzybrodziu, PSS Społem obok przejazdu kolejowego na Sienkiewicza, Góry Słone, Biała Góra, Stanisławów, Lwów, Preszów, a  zarazem – to z jednego z wierszy (nieustanna absurdalna/potrzeba sensu, wiara w Ursprache (Metanarracje…)) - Ursprache jako punkt docelowy; Ursprache jako powrót do województwa lwowskiego sprzed 1939 roku? Ursprache podmiotu? Świat przedstawiony zdaje się być na terenie wschodniego województwa karpackiego. Topos zdaje się być poza uwarunkowaniami czasowymi; retrospekcja powoduje drgania w wyobrażeniu przestrzeni. Przestrzeń zarazem może zlać się z czasem. A Ursprache – to koniec didaskaliów nekrofizycznych - kojarzy się z przedzieraniem się przez zastany język do czystej jaźni.

         Podmiot wydaje się być ruchomy w czasie. Raz jedzie dorożką za czasów habsburskich, innym razem wsłuchuje się w brzmienie Eminem. Jeśli mówić o pewnych funkcjach klasycyzmu, to wydaje się być nadrzędną dziedzictwo, ale nie w sensie antycznym, ale w sensie lokalnym, podkarpackim. Jeśli mówić o literaturze regionalnej, wzbogacona ona jest o rozważania metafizyczne. Lokalność, jak podkreślone zostało to wcześniej, jest żywiołem najbardziej rozpasanym w tej propozycji wydawniczej; nic, co nie jest przefiltrowane przez lokalność, wydaje się być niewarte uwagi. W tej lokalności świata przedstawionego mieści się kilka kultur: słowacka, polska, ukraińska, łemkowska i żydowska (najmocniej:   t r a u m a?). W tej lokalnej wielokulturowości podmiot odnajduje własną osobowość; żadna kultura nie jest dominująca (spuścizna austro-węgierska); możliwe, że pierwszy wiersz w tomie Stromo pod górę, który jest jakby dagerotypowo-psychologizującym obrazkiem z początku ubiegłego wieku, jest odzwierciedleniem wielokulturowej p r a k t y k i:

 

                            (…) Dorożkarz Wojciech Kurzydło wychyla

                        Wódkę u Czarnej Manki.

 

                        Pod górę na wprost młyna Baranowicza staje: Żydy

wysiadać i pchać. Wysiadamy i pchamy. Co robić.

 

Wielokulturowość u Mączki jest jednym z ważniejszym motywów przewodnich. Wyraża się ona po części też w jego leksyce, która, dzięki wzbogaceniu o rzadko spotykane słowa, nabiera soczystości.

         W ogóle intrygujący jest świat środków stylistycznych. Wydałoby się, że ulegnie on zawężeniu, ale po nieco uproszczonej poetyce pojawia się więcej nieco zabaw językowych (zabaw?); od wiersza Na progu, który ma kilka wysokiej próby opisowych fragmentów, niemal fotograficznych, jak pierwsza zwrotka:

 

                   Ścięte buki

                        spięte łańcuchami

skrzypią na zakrętach,

 

która ewoluuje w mniej lub bardziej udane zapisy rzeczywidmości, a która pod względem prozodii jest majstersztykiem (spięcie krótszych i dłuższych stóp metrycznych, asonans w dwóch pierwszych frazach, kadencja przechodząca w antykadencję). W ogóle w całym tomie można znaleźć kapitalne fragmenty i wiele nieco słabszych, co nie odbiera autorowi miana  s t a r a j ą c e g o  się być tym poetą, który słyszy język i wedle tego słuchu stosuje tropy, jak w tej frazie (Epistola):

 

                   W Międzybrodziu, przy paryi, na wyraju – złotookie jaszczurki

                        grają w berka. Strzępi się z zapadniętej cerkwi ton dzwonów.

 

gdzie tłoczno od długich wyrazów, które spowalniają rytm wiersza, a aliteracje wyciszają melodykę do tego stopnia, że uwierzyć jeszcze można w magiczny sensualizm. Wszystko pisane jakby zmutowanymi jedenastozgłoskowcami z nieustabilizowana średniówką. Ale jak oddać cos bliskiego (bliższe okolice), bliskiego jako bliższego naturze za pomocą mechanicznej średniówki?

 

         Konstrukcje wierszy zdają się być stabilne, o równo porozkładanych akcentach; jednak w drugiej połowie tomu rytm i spokój frazy załamuje się, coś jakby przeżycie z rzędu nieprzyjemnych powoduje zachwianiem eurytmii prowadzącej na nieuchronną rzeź, kompozycja traci sprężystość. I nie pomoże słabnącemu tomowi ani Tomasz Venclova, ani Valerij Kupka, ani Janusz Szuber. Choć godności w słabnięciu tomowi odmówić nie można - i chyba termin klasycyzm sanocki nie wytrzyma swego desygnatu.

         Niech więc żyją najpiękniejsze frazy bliższych okolic!!

 

 Robert Rybicki

 

Jacek Mączka: bliższe okolice, wyd. Mamiko. Nowa Ruda 2010.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur