W pewnym momencie naszego zycia uswiadamiamy sobie nasza obecna sytuacje w jakiej
nam przyszło żyć. Dla jednego będą to chwile szczesliwej, beztroskiej młodosci dla innego
kryzys wieku sredniego, dla jeszcze kogoś ciagnaca się jak, bezsenna noc egzystencja starcza.
Jednakze w kazdym z tych stadium spolecznego zywota przeplataja się chwile tak nieodzowne
swoiste dla gatunku ludzkiego. Które zamieniaja kolory teczny dnia codziennego w bez miar
otchłani ciemna , strachu , bólu i zła, gdzie daleko do błogich młodzienczych chwil, zabaw
radosci i wielkich idei, horyzontalnie niczym nieskrepowanych. Gdzie każdy dzień nowy,
następny jest swoistym wyrokiem w oczach własnej niczym nie okiełznanej swiadomosci,
bedacym nieznanym etapem naszej dalszej drogi zycia. Są to chwile kiedy zatracamy
jakiekolwiek zdroworazsadkowe spojrzenie na otaczajacy nas swiat a także swiat naszych
własnych doznan czy odczuc. Stajemy się niemi i slepi w społecznej egzystencji , tak
bardzo bezbronni , zagłubieni w czeladzi ludzkich słabosci..Skad jest tylko pochyła droga
do całkowitej destrukcji naszego własnego Ja , naszego własnego absolutu , naszego całego
dotychczasowego rozumowania , naszej całej przeszłosci , wszystkiego co posiedlismy przez
te minione lata własnego istnienia. Tracimy obrany kierunek naszej drogi zycia ,
zapominamy o wartosciach tak waznych dla nas . Szukamy ostatkiem sił resztki nadziei na
nowe jutro , które może już nigdy nie nadejsc. Chcemy uchwycic spojrzeniem wyobrazni
całe dotychczasowe życie, lecz ten trud jest daremny. Swiatło nadziei tak nedznie widoczne
w bezkresie upadku tchnienia czegokolwiek co ludzkie, wczesniej dobrze znane , tak bardzo
niedoceniane. W sytuacji tej już mało wazne , gdyż ból leku jest już tak silny ze samo bycie
w otaczajacym swiecie jest wielkim cierpieniem , którego kresu upatrujemy z niecierpliwoscia.
W oczach swiadomosci jest to swoite wyzwolenie z maski obłudy ,fałszu i zakłamania społecznej egzystencji.
Jednakze ostatkiem ludzkiej woli istnienia probujemy odrzucac ta swiadomosc, ten stan naszego
Ja. Zaczynamy postepowac sprzecznie z subiektywnymi wartosciami ,tymi najbardziej własnymi
i waznymi wczesniej.
. Choc teraz już to schodzi na dalszy plan , zdeterminowani przez krzywy obraz naszej
swiadomosci a zatem i własnego spojrzenia na przestrzen wokół nas, stajemy się
bezradni,bezbronni.
Kroczymy niepewnym chodem w nieznane już, nie bedace nigdy takim samym ,znanym nam
etapem bytu. Pochłonieci w bezkresie smutku , zalu , niespełnionych nadziei lepszego jutra .
Czekajac z ubłaganiem na spełnienie w swej swoistosci spełnienia własnego Ja. Daremnie
dążymy do odnalezienia siebie w pozostałosciach czegoś co było nasze własne , nikomu nie znane. Odnajdujemy się na granicy samotności, upadku, łez, kiedy jakichkolwiek zrozumienia granic brak. Jednakze nie staramy się uciekac stad . Pozostajemy nedzni, slepi, niemi, choc oczyma swej nieogarnionej swiadomosci, dostrzegamy tak wiele jak nigdy przedtem. Staramy sie obrac azymut spełnienia, prawdy, tego co stanowi o nas samych. Pamietajac czas, z ubłaganiem patrzac w dal, pragniemy być. Wiedzac ze tylko raz się rodzimy, raz tylko umieramy jedno mamy życie i zapewne raz naprawdę kochamy. Pragnien, darzeń jest wiele lecz gdy nie odnajdziemy siebie, nie odnajdziemy drogi do czegokolwiek innego. Nasze życie nie jest tylko darzeniem do prokreacji, do zachowania własnego istnienia jest czymś więcej, jest czymś niebywałym jest naszym miejscem, wysiłkiem przeogromnym woli, proba dla nadziei bo tylko ona umiera wraz z nami. Kiedy nie ma już w nas nic innego jak tylko dorobek odczuc, emocji, przeogromnej wiary w prawdziwosc prawdy dla kazdego istnienia odmiennej, swoistej i własnej. Obiektywizm prawdy nie jest istotny już, gdyż to my musimy odnalezc ja w sobie.... |