Czasem, gdy całkiem już się upodlę A świat mnie w ziemię próbuje wgnieść Klęcząc w spiżarni długo się modlę O siłę, by móc świat cały zjeść
I szeptam: - Panie, ty możesz wszystko, Spraw, by kanapką był każdy dzień. A ja wieczorem siądę przy stole, Kanapkę zjem i zapadnę w sen.
Jedzenie dobre jest na wszystko, W jedzeniu tkwi ukryty czar, Uzdrawia sny, przenosi góry, Wyraża cały życia smak.
Ja jem, ty jesz, on je i ona, Drga warga cała rozpalona, My jemy, jecie wy i oni, Jak stonka dzieci żrą z koloni. Jak plaga w rządzie politycy, Jak przy paśniku, tak przy mównicy. Na szyldzie świnia, tłusta jak świnia, Wywija nogą, niby tancerka, Ukradkiem zaś na rzeźnika zerka, Lecz dobrze widać wytresowana, Śpiewa – Cóż znaczy życie kabana W obliczy głodu, w obliczu zysku? - Łzy krokodyle płyną po pysku. Tym głośniej kwiczy: - Zjedzcie mnie, żryjcie, Wsuńcie, a czego nie zjecie ukryjcie. Będzie na potem i na śniadanko. Od zawsze chciałam zostać kaszanką. I świat się nagle wydaje prosty. Odrzucam wszystkie kary i posty. Każdy kęs ma swój sens, Bo i kiełbasa też ma dwa końce. Kto rano wstaje, świeże dostaje. Żyję by jeść. Jestem krową na łące.
I tylko nocą płaczę nad losem Jedzenia, co mi przeszło pod nosem, Jedzenia, co zakończyło swe życie W koszu, bo jakiś głupiec na diecie Widział w nim wroga, przez psychologa, Co rzekł mu: - Żarł wilk razy kilka, zeżarli i wilka – Lub: Zanim napchasz się jak zwierz, Pamiętaj, jesteś tym, co jesz.
Z determinacją przypuszczam atak Na mą lodówkę, wpieprzam karkówkę, Żwawo racucha wpycham do ucha, A kabanosa … z resztą wiadomo. Kolejne dania, dżem, ser, kotlety, Wszystkie zdradzają mi swe sekrety, Kulminacyjny punkt, to mrożonki, Potem mój zapał powoli słabnie. I choć połykam keksa dość zgrabnie, To mam opory w kwestii golonki.
Jeszcze gardłowy ryk wstrząsa ciałem, Gdzieś tam w lodówce jest kurcze całe, A ja już chrapię, półśpiący jeszcze Czuję harmonię rządzącą światem. Metka mą siostrą, majonez bratem.
Dzięki, że, Panie, brzuch pełny mam, Tobie oddany Piotr – Polish Ham.
|