Szlag mnie trafia już od rana, Chodzę jak ten cień, Pomylili mnie z poetą, W biały dzień. Budzik dałem do lodówki, Obiad przypalony, Pomylili mnie z poetą, Chodzę pomylony. Żebym chociaż w płaszczu chodził, Czy kapelusz wdziewał, Żebym chociaż pił na umór, W domu w stringach biegał, Nie, jak każdy szary człowiek Pragnę żyć spokojnie. Wierzę w sąd, zażywam leki, Rym tworzę niezdarnie. Nihilistę wypleniła Ze mnie pani w szkole. Mam swój honor i obrażać Siebie nie pozwolę. Kartkę wziąwszy, w jednej chwili, Wielce oburzony, Problem przedstawiam poecie W liście poleconym. Czekam na odpowiedź, Przyszła szybko nadspodzianie. Pisze mi – Pan to masz szczęście. Mnie tu mylą z panem! Ma riposta – Czyż pan zrobił Mnie przenośnym bankiem, Że mi każą płacić w barze Za pańską hulankę? Na to on – Materialista! Ja mu – Nicpoń, truteń! On – Krawaciarz, kołtun, chłystek. Ja mu – Aferzysta! Myślisz pan, żeś taki mądry?! Pisze mi ten pieniacz. Chcesz się sądzić? Pewnie – piszę bez zastanowienia. Proszę wstać, sąd idzie. Wstajem obaj jak złodzieje, Patrzym na sędziego, a ten Bestia, z nas się śmieje. Wybaczcie panowie uśmiech, Ale przyznam szczerze, Stojąc tak mi wyglądacie, Jak ci dwaj w senacie. Szlag mnie trafia już od rana, Chodzę jak ten cień. Pomylili mnie z kanalią, W biały dzień.
|