wokół podwórka wyrosło kilka brzóz. ładnie tu. łatwiej byłoby wracać
teraz matka pisze wiersze
mówi że nigdzie nie może się ruszyć że spódnicę wszyli jej w ziemię
a trzeba zostać przynajmniej słońcem. od kiedy trafiła do szpitala
ojciec umiera dzień w dzień. przesiaduje w kuchni, gładzi stół
zwykle nic nie mówi. otwiera usta żeby lepiej słyszeć Mon amie la rose
czasem też odpowiada mi jej imieniem
powracam ze wszystkich stron. drogi nie są ani lepsze ani gorsze
teraz mogę wypić kolejną kawę i z tymi wszystkimi mroczkami
być przynajmniej słońcem. nawet na dalekim zachodzie