Przy kuflu piwa
Pub, przesiąknięty nikotyną i zapachem piwa.
Przed sobą znów kolejny, pusty kufel już masz.
Świat twój, jak łajba w czasie sztormu się kiwa.
Zawalił się twój tak z trudem, budowany świat.
To nic, że jej nie ma. Wmawiasz sobie słowa.
Dobrze, że odeszła, przecież, nie kochałem jej.
Nie potrzebny mi jej uśmiech, ani pusta mowa.
Żyć samemu prościej, taki widać, los mój jest.
Obok ciebie, jacyś ludzie, brudni, zarośnięci.
Myślisz, że niedługo będziesz jednym a nich.
Dlaczego odeszła? Jak mogła mnie zniszczyć?
Trzasnęła drzwiami. Koniec. Jak bez niej żyć?
Popielniczka pełna petów, pusta paczka obok.
Zdradziła mnie z przyjacielem… Niegodziwa.
I tak odeszła… zatrzaskując drzwi, bez słowa.
Kolejny papieros i kolejny, gorzki kufel piwa.
Pub, od dymu papierosów tonie, nic nie widać.
Zaduch miesza się z zapachem spoconych ciał
Jak mogła odejść?... Nad sobą się roztkliwiasz.
Od dymu i od piwa coraz większy chaos masz.
Jeśli nie ma jej, to domu również już nie ma.
Po co wracać, do tych pustych czterech ścian.
Zamawiasz ponownie następną kolejkę piwa.
A pub, jak zagubiona łajba na morzu się kiwa.
|