Zielone sklepienie w woreczku zamknięte By jak ser szwajcarski podziurawić czaszkę I bym powiedział Nie pamiętam Zielone sklepienie z woreczka wyjęte Skąpany w dymie skręconego skręta Utulam chmury z płuc wypuszczane w czerwonym kaftanie bezpieczeństwa Ironia losu tak więc zachciała By poszlaki jej obsesji wyciągnąć z pudełka I żeby w końcu przytulić choć chciała A ja powiedział Nie pamiętam Strach śmiech połyka Jąkając się w swojej niedoli Rozbijam zegarek o bruk By czas jeszcze bardziej zwolnił Utulam małą trumienkę By ludzi ominąć niezdrowych Teraz jestem chory psychicznie To tak bardzo boli Kolidując z olśnieniem niemrawym i brakiem ujętym w przestworzach Mizantropia słyszę w oddali Najwidoczniej chcę temu sam sprostać Kręcę się w kółko skacze i tańczę Koncepcji zwiększam tempo Po omacku szukam nożyczek By przeciąć stryczek który sam uplotłem Kartkę skopałem Zniszczyłem Zgniotłem Utulam małą trumienkę na sznureczkach przyczepioną do nieba I wtedy mówię Nie pamiętam Bo trumienki i sznurków tak naprawdę nie ma
|