Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

SPP

Ziemie uzyskane - Almanach Wrocławskiego Forum Młodych Twórców

O almanachu "Ziemie uzyskane" wydane przez Stowarzyszenie Pisarzy Polskich oddział Wrocław napisali:

Edward Pasewicz:

"A czego tutaj nie ma?"

 

Takie zadawałem sobie pytanie czytając antologię"Ziemie Uzyskane". Jest i proza i poezja, jest miejscami i dramat (paru wierszy z tej antologii pozbyłbym się z chęcią, czytelnicy jak mniemam na pewno je zauważą, więc siedzę cicho), jest, panie święty, przekład. Jak nic, będzie wydarzenie.

Niestety. Znam, nasze bogoojczyźniane realia, znam jaskółki matki polki, znam układy i koterie i saloniki literackie i literackie kanapy i krzesełka.

 

Nic z tego nie będzie.

 

I wielka szkoda. Pewnie, że chciałbym, żeby o antologii pisano w wielkonakładowych czasopismach, żeby ludziska zauważyli, że się pojawiły nowe poetki (Szychowiak) i świetni poeci (Witkowski, Góra). No ale jakoś zgorzkniały jestem.

 

Ale jest w tej antologii parę rzeczy, które polubiłem. Może pierwsza sprawa. Jest coś niebywale fajnego, chłopackiego i luzackiego w sposobie w jaki powstała. Brałem w tym udział, znaczy się tak trochę z boku, ale jednak.

Zrobiło to na mnie wrażenie. To jak podczas sesji, ludzie nawzajem wybierali swoje teksty, jak dyskutowali o nich, jak się sprzeczali, było autentycznie imponujące. No serce roście! Tego doświadczenia nikt im nie zabierze. I dobrze.

 

Druga  rzecz to same teksty. Lubię zawadiacką frazę Przemka Witkowskiego i to nie dlatego, że ubiera się jak pan detektyw z lat pięćdziesiątych zeszłego wieku, ale za frazy typu: " Miałem sen, w którym miałem tę dziwną chorobę". Frank i John przypominają mi sie od razu. "Jestem chory, ale nie bardzo chory"( O`Hara) . Podobają mi się mixy Macieja Taranka, lubię już Kornelię Pielę.

 

O Julce Szychowiak nie napiszę, bo moim zdaniem to w tej chwili juz klasa dla siebie i jeżeli, jej poetycki rozwój będzie przebiegał tak jak dotychczas, będziemy mieli poetkę wielkiego formatu.

Jest i Krystyna Myszkiewicz, której wiersze lubię i czytam (wbrew temu co ona sama na ten temat sądzi) i są to dobre wiersze. Jest Kamil Zając, którego zrytmizowane opowieści niejako same się czytają, tłumaczą i interpretują.

 

Oczywiście rację ma Karol Maliszewski, kiedy pisze, że jest i trochę ubranek juz noszonych, kilka par koszul, które maja plamki, trochę naderwane są i niedoprasowane.

 

Ale co z tego w coś się trzeba ubrać, przynajmniej na początku. Nespa??

 

No więc dlaczego tak narzekam na początku tego tekstu. Ano dlatego, że obawiam się, że zniknie to w zalewie, pseudo poetyckich książek, wszystkich tych "Godzin wzruszeń", "Dymiących kikutów myśli", całego tego badziewia, wydawanego, albo własnym sumptem, albo przez domy kultury.

 

I na koniec, życzę sobie, aby te moje gorzkie żale sie nie sprawdziły. A do wszystkich debiutujących w tej antologii poetów, prozaików i literatów mówię: witajcie w klubie, rozczarowań i goryczy wam nie zabraknie.

 

Amen.

 

 

Karol Maliszewski:

 

 

„Brzydkie dzieci”; i inne tytuły do debiutanckiej chwały

 

 

Miałem zrobić żart, bo tak nam przyszło z Przemkiem Witkowskim do głowy, i przepisać posłowie z analogicznej antologii sprzed dziecięciu lat zatytułowanej „Imiona istnienia”. Gest ten mówiłby z jednej strony o tym, że nic się nie zmieniło na poetyckiej mapie, główne nurty płyną sobie spokojnie dalej, zaś z drugiej strony wskazywałby na ponadczasowość i uniwersalność poezji tworzonej tu i teraz. Ale to wszystko nie takie proste. Stara mapa pogięła się i przetarła w kilku miejscach, zaś z tu i teraz zrobiło się tam i wtedy. Oczywiście, Wrocław, magnetyczne centrum, pozostał Wrocławiem, a i Odrę też widzi się pod mostami jak ongiś. Chodzi między innymi o to, że w roku 1997 sam zbierałem materiały, rozpuszczając wici po całym Dolnym Śląsku, wyciągając debiutantów za uszy z najmniejszej nawet dziury, zaś w 2007 niczego na siłę animować nie trzeba. Nikogo nie trzeba ośmielać. Życie literackie nabrało takiego już wigoru i sprofesjonalizowało się na tyle, naturalnie wyłaniając nowe byty, że debiutanci nie potrzebują odgórnie narzucanego aktywisty, by zebrać się i zorganizować. To oni sami stworzyli radę czuwającą nad selekcją tekstów i na wielu demokratycznych posiedzeniach wybrali to, co ich zdaniem najlepsze. Ja przyszedłem na gotowe i tylko mogę opisać, co zastałem. Będzie to opis lakoniczny i zdawkowy, spis kilku wrażeń podstawowych.

Pewnie, że na debiutancie ciąży fatum, że ważna jest obsesja własnego głosu pośród szumu modnych poetyk, że odzywa się przekleństwo natychmiastowego wybicia się. Pewnie, że słychać zapożyczenia i odgłosy, a we mnie powstaje wrażenie przechadzki po olbrzymim second-handzie, w którym pchają się w ręce zużyte ubranka po Wojaczku, Sosnowskim, Świetlickim, Honecie, Pasewiczu, Majzlu, Kobierskim, Wiedemannie czy Podgórnik. Ale to wszystko nie jest ważne. Chciałbym raczej zaufać wrażeniu, że we Wrocławiu już dawno nikt tak silnie i siebie pewnie, sprawnie i ciekawie nie debiutował. Że mamy do czynienia z fascynującą i absolutną zmiany warty. Wrocław czekał na taką odnowę. Być może duży wpływ na nią ma to, co równolegle dzieje się w „Biurze Literackim” Artura Burszty, lecz ta kwestia w tej chwili nie jest tu istotna. Stało się coś nowego i tyle: mrowią się języki, formują się intrygujące osobowości.

Mnie najbardziej porusza inna wyobraźnia i dzika wrażliwość Konrada Góry. To czarny koń tych mistrzostw. Jakich mistrzostw? Mistrzostw świata w połykaniu i wypluwaniu. Chodzi o idiomy i naszą czujność wobec nich. Chodzi o grę języka. Jeżeli ktoś potrafi ją jeszcze podminować, podszyć czymś anarchicznym i tragicznym, to znaczy, że zmierza do mistrzostwa i że jest w poezji jak u siebie, a to znaczy, że było tam puste miejsce i czekało, aż się ktoś taki urodzi. Chapeau bas! I ten kapelusz musiałby mi z głowy spadać bez przerwy. Bo jest w antologii sporo bardzo dobrych fragmentów świadczących, że wieść o uzyskaniu i zdobyciu nowych terenów dla języka i świadomości nie jest czymś przesadzonym. Tak jakby uzyskanie stało się logiczną konsekwencją odzyskania. Ich poprzednicy odzyskali dla poezji język, oderwali go wreszcie od dworskich i oficjalnych ceremonii, zaś młodzi powiększają teraz terytorium specyficznych użyć owego kiedyś odzyskanego języka. Krótko mówiąc, mogą sobie obecnie pozwolić na więcej. No i sobie pozwalają.

Zuzanna Majer pozwala sobie na skondensowaną poezję prozatorskiego fragmentu. Jej „Brzydkie dzieci” powinny być utworem rozpoczynającym antologię i użyczającym tytułu. Tekstowa zemsta brzydkich dzieci owocuje czymś nieprzyjemnym, niewygodnym i niegrzecznym. Tę antologię można czytać również w perspektywie umiarkowanej kontestacji, wypowiadania posłuszeństwa rodzicom, wychowawcom, instytucjom, dyskursom. Nie wiem, czy już wściekłość, ale na pewno niechęć, przekora, niedosyt i drwina towarzyszą temu wstępowaniu do literatury. Inne tytuły do debiutanckiej chwały tworzą w mojej pamięci mały kalejdoskop. Kręci mi się w głowie po tak potężnej dawce obrazów, grymasów i grepsów, na których porządne przeżycie i zrozumienie chyba po prostu jestem już za stary. Może, czytelniku, coś z tego kalejdoskopu wybierzesz dla siebie, jeśli „Ziemie Uzyskane” to dla ciebie za mało, za skąpo. Oto więc mój przegląd na pożegnanie: „Cokolwiek powiesz będzie zużyte przeciwko tobie” (Czyrska), „Pod wpływem jednej z trojga używek a może nawet ich przypadkowej mieszanki” (Kołodziejczyk), „może jutro będzie możliwość napisania wiersza” (Kulesza), „mój dziadek był marynarzem a ja mam nóż w chlebaku” (Kurzawski), „chyba coś jest nie tak poznaję po płytach” (Paluch), „mała kultura w ogromnej codzienności” (Piela), „rzeczywistość rozszczelnia się” (Sadulski), „nic w nas gęstniało jak beton” (Szychowiak), „Ach, gdybym tylko wiedział jakiej płci jest jasność wykrzyczałbym chuj ci w dupę” (Taranek), „w dupę i w paszczę wyrucham was, gnoje” (Urban i Katullus), „przeklinaj boga i korki na grunwaldzkim” (Wilczewska), „chciało się błyszczeć jak spotkana zielona butelka” (Woźny), „na miasto przez język” (Witkowski), „waląc w sam środek świata co się kupy nie trzyma” (Kucharska), „liczą się jeszcze cycki maleńka” (Zając), „nie cofnie języka do ust bez muzyki” (Góra), „nasionko głodu w zębach” (Myszkiewicz), „tyle poległo już wyrazów” (Skrobich), „ z twarzy podobna zupełnie do nikogo” (Wzorek).

Czuję się trochę jak kelner, który podszedł, by podać menu. Cieszę się, że przez samych zainteresowanych na tego kelnera zostałem wybrany. To dowód dużego zaufania. A teraz jedzcie z tego wszyscy. Nie twierdzę, że możecie się przy tym udławić. Ale trochę brzydkiego pieprzyku w gardle powinno pozostać. I o to chodzi.

 

 

 

Jacek Inglot:

 

 

Zrobili, co chcieli

 

Wrocławskie Forum Młodych Twórców to rodzaj eksperymentu – tak artystycznego, jak organizacyjnego. Postanowiliśmy – konkretnie Zarząd Oddziału Wrocławskiego Stowarzyszenia Pisarzy Polskich – pozwolić młodym dolnośląskim poetom i prozaikom ułożyć pod naszymi auspicjami własną antologię. Taką, jaką sami chcą. Zgodnie z podstawową zasadą nowoczesnego liberalizmu najlepiej ujętą w zawołaniu Jurka Owsiaka „Róbta, co chceta”. Młodzi twórcy chcieli własnego almanachu. I zrobili go. Sami.

Zgłaszane teksty były oceniane i kwalifikowane do druku przez samych uczestników Forum, w drodze demokratycznego głosowania – niżej podpisany opiekun ograniczył się jedynie do pilnowania procedur i głosu doradczego, moderował też dyskusję, świadomie unikając wygłaszania własnych opinii (co chwilami było naprawdę trudne) i jakichkolwiek nacisków jeśli chodzi o dobór tekstów. Wszystkie decyzje merytoryczne podejmowali suwerennie podczas cotygodniowych zebrań uczestnicy Forum i oni – zbiorowo – za nie odpowiadają. Owoc tego eksperymentu przybrał postać antologii „Ziemie uzyskane” (tytuł wymyślił Konrad Góra).

Na początku ustalono podstawowe zasady postępowania. Każdy z uczestników – Forum było otwarte na młodych twórców nie tylko z Wrocławia, ale także z innych miejscowości Dolnego Śląska, rozpatrywano ofertę każdego, kto się zgłosił – mógł zaprezentować zestaw ośmiu wierszy (jeśli miał debiut książkowy, to pięciu), z którego uczestnicy Forum, drugą głosowania negatywnego (wybierając nie na najlepsze, lecz eliminując najsłabsze utwory z zestawu) wybierali pięć tekstów (lub trzy w przypadku debiutu książkowego), które tym samym zostały przeznaczone do publikacji. Przyjęto też, że almanach będzie miał prócz poetyckiej cześć prozatorską – każdy z uczestników miał prawo do publikacji do pięciu stron znormalizowanych wybieranych spośród 2-3 propozycji. Owocem tej trwającej kilka miesięcy procedury jest niniejsza książka.

Tym sposobem „Ziemie uzyskane” stały się zbiorową autoprezentacją młodego środowiska pisarskiego Wrocławia i Dolnego Śląska. Być może nie tak perfekcyjną i wycyzelowaną, jakby być mogła, gdybyśmy zastosowali ostry redaktorski przesiew, ale za to szczerą i bezpretensjonalną. I o wiele bliższą temu, co się naprawdę dzieje w głowach młodych twórców.

I właśnie o ten prawdziwy, nieuszminkowany obraz młodej literatury chodziło nam przede wszystkim. To był najważniejszy cel naszego eksperymentu.

Zrobili, co chcieli.

I pokazali, kim są.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

   

 

  

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur