Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Takato

Nowe Wcielenie cz.1

Walka między dobrem a złem toczy się od wieków, nikt nie pamięta kiedy się rozpoczęła i nikt nie wie kiedy się zakończy. Historia, którą tu opiszę opowiada o wydarzeniach, które doprowadziły do jej częściowego końca. By przedstawić te losy musiałem zajrzeć do starych zapisków, własnej pamięci oraz posłuchać opowieści innych świadków tych zdarzeń.

 Serafini spośród istot dobra cieszyli się największym szacunkiem wśród ludzi, ponieważ to dzięki nim wszelkie plugastwo chodzące po Terzże zostało zredukowane do minimum. Porządek ten trwał jakieś tysiąc lat, jednak  zaczęły się dziać dość dziwne rzeczy. Ludzie wariowali, mówili że nadszedł czas Zemsty Dailiana, a Serafini i ich słudzy zapłacą własną krwią za zapieczętowanie go.
 Początkowo kapłani i paladyni na służbie u Czarnoskrzydłych Aniołów ignorowali takich szaleńców. Jednak po pewnym czasie, ludzie którzy głosili takie herezje znikali w niewyjaśnionych okolicznościach.
 Mercurius nie był ani paladynem, ani kapłanem, ani wieszczącym zagładę obszarpańcem po kilku głębszych. Był on synem kapłana klasztoru Serafinów, jednak na przekór woli ojca wolał zostać, tak zwanym, Magiem Mieczy, niż paladynem czy kapłanem. Otóż taki mag do rzucania czarów nie wykorzystuje Mocy, zawartej w przyrodzie, tylko Energię, która jest w nim, oraz preferuje walkę mieczem (jak wskazuje nazwa) niż używanie magii (która jest potężna). Jednak ich gildia nie jest, ani popularna, ani lubiana wśród wszystkich ras.
 To jest drugi powód przez który Seilus chce wybić synowi z głowy ten pomysł, pierwszym i najważniejszym jest to iż żaden z mag nie działa na rzecz Serafinów.

 - Co złego w tym, że magowie nie robią nic dla Czarnoskrzydłych? Ja będę inny i zacznę jak paladyni, tępić demony. – Tłumaczył się ojcu.
- To żadne wyjaśnienie, oni zrobią ci takie pranie mózgu, że zapomnisz jak się nazywasz! – Zwykle odpowiadał Seilus. Syn już chciał jak zwykle wybronić swego, lecz teraz nie odpowiedział, ponieważ wpadł mu do głowy szalony, aczkolwiek jedyny racjonalny w tej chwili, pomysł. „Ucieczka! To jedyny sposób bym mógł zostać magiem. Jutro w nocy ucieknę”
- Czemu nie odpowiadasz Mercuriusie? Czyżbyś zgadzał się ze mną? –
- Jak zwykle nie, Lecz dziś nie chcę wychodzić stąd trzaskając drzwiami. – Młodzieniec podszedł do drzwi, przekręcił klamkę i otworzył je. – Dlatego idę już teraz. – Wyszedł po czym ze spokojem zamknął drzwi za sobą. – I już nigdy więcej się nie zobaczymy. – Wyszeptał w myślach. Nie wiedział jak wiele miał racji.

 „Tej nocy ojciec ma dyżur w świątyni więc zadanie mam ułatwione”, pomyślał, gdy nagle usłyszał głośny wybuch.
- Co to u diabła było?! – Powiedział patrząc przez okno. – Śśś… Świątynia… zniszczona… - Rzekł z przerażeniem, którego nie spodziewał się po sobie. – SEILUSSSSSSSS…!! – Krzyknął wyskakując przez okno by pobiec i poszukać ojca, bo mimo że go nienawidził to był on jedyną rodziną jaką mu pozostała po śmierci matki. Nie wiedział sam jakim cudem w niecałe 10 sekund przebiegł dzielące jego dom od świątyni 600 metrów i nie zastanawiał się nad tym. Teraz najważniejsze było znaleźć tatę, mógł przeżyć wybuch, ale czy to możliwe? Pomyślał i jakby zrządzeniem losu zobaczył zmasakrowanego Seilusa. Nogi przygniecione miał stopą z posągu Serafina, spod niej gęsto lała się krew, wiedział że dolne kończyny są zmiażdżone. Ciało poranione było odłamkami szkła, niektóre z ran były dość głębokie. W prawe płuco był wbity kamienny miecz z tego samego posągu z którego pochodziła stopa.
- Mercurius… - Mówił z trudem, plując krwią. – Uciekaj… To… - Kolejna fala krwi wypłynęła mu z ust. Chłopak nie wiedział co robić, ani co mówić. Zaczął płakać.
- Przepraszam tato – Powiedział przez łzy. – Ale zostanę magiem – Jego ojciec zignorował wypowiedź syna i kontynuował.
- Drakoni… chcą… zabić… - Seilus wskazał palcem coś za synem. Mercurius instynktownie odwrócił się. Zobaczył stojącego teraz przed nim drakona ubranego w czarny płaszcz.
- Oto początek Zemsty Dailiana. – Powiedział cichym, grobowym głosem, po którym chłopaka przeszedł zimny dreszcz.
- Zabije Cie. – Zawarczał wściekły Mercurius.
- Nie masz szans człowieku. Może za kilkadziesiąt lat. – Odpowiedział drakon po czym zdjął kaptur z głowy. Jak zapamiętał młodzieniec, miał on włosy i oczy koloru ametystowego.
- Zapamiętam Cie, znajdę i zabiję – Oznajmił drakonowi takim tonem głosu iż było wiadome że jest to przysięga. Ametystooki najwyraźniej na to czekał, bo po tych słowach znikł z oczu Mercuriusa.

 To było dwadzieścia lat temu. Teraz Mercurius jest arcymagiem mieczy, jednym z najsłynniejszych, ale nie ze względu na potęgę lecz dlatego, że tak jak mówił ojcu, zabijał sługi zła. Nie robił tego jednak za darmo, lecz za w miarę przystępne ceny.

 - Mistrzu proszę zabij orki które najeżdżają na naszą wioskę – Błagał szef wioski o twarzy pokrytej bliznami po ospie. – Inaczej czeka nas śmierć, zima nadchodzi i ledwo mamy zapasy… - Mag przerwał mu gestem ręki.
- Ilu jest tych orków? – Spytał spokojnie.
- Pięciu. Z hersztem sześciu. – Odpowiedział wieśniak.
- znasz imię przywódcy? –
- Gnarr’Kuruo, tak kazał się nazywać –
- Czy wiesz może gdzie, mniej więcej, może być ich kryjówka? – Na ospowatej twarzy szefa było widać pytanie skierowane nie na Mercuriusa, lecz na własnego syna, który jakoby miał to wiedzieć. Mag odwrócił się do ubranego w farmerskie spodnie i koszulę blondwłosego chłopaka. – Rozumiem że ty wiesz? – Spytał. Chłopak przez chwilę się zastanawiał jakby nie był pewny co powiedzieć.
- To będzie na pewno ze trzy kilometry stąd, ale nie jestem pewien kierunku, chyba południowy-wschód od wioski. – Odpowiedział niepewnie. Mag przez chwilę nad czymś myślał po czym popatrzył na młodego farmera i powiedział.
- W terenie na pewno sobie przypomnisz… -
- Uuba, mam na imię Uuba. – Przedstawił się.
- Dobra Uuba – Powiedział Mercurius wstając z krzesła. – Idziemy, chcę to załatwić przed nadejściem nocy. – Oznajmił po czym wyszedł gestem karząc Uubie iść za nim. Chłopak tylko spojrzał na ojca i wyszedł.

 Szli przez las już od  i jak przeliczał mag przeszli około dwóch i pół kilometra.
- Chłopcze cały czas trzeba iść w tym kierunku? – Spytał.
- Tak, za jakiś czas powinna być jaskinia w której urządzili sobie kryjówkę. – Odpowiedział Uuba, po czym poczuł na sobie wzrok czarownika. Domyślił się że musi wracać. Zrobił to bez ociągania i z dużą ulgą.
„Teraz mogę iść szybciej” pomyślał Mercurius.

 Jak domyślał się mag mieczy, teraz droga zrobiła się trudniejsza i było na niej pełno orkowych pułapek. Dla niego, zaznajomionego już na szkoleniu z orkową technologią, omijanie ich nie sprawiło kłopotów. Gdy już był za nimi popatrzył na niebo.
- Cholera, został mi tylko godzina do zmierzchu. – Powiedział podchodząc bliżej jaskini. Już miał rzucać Flame Lance’a, gdy usłyszął ten sam grobowy głos należący do ametystookiego drakona.
- Macie wykończyć tych wieśniaków i zniszczyć wszystko związane z Serafinami. – Rozkazał.
- Tak jest mistrzu! – Odpowiedział bardzo niskim i zniekształconym basem ork.
- Ale ponoć wynajęli jakiegoś maga by nas zabił. –
- Zrobicie to w nocy, a wtedy nic wam nie grozi ze strony nawet najsilniejszego z nich. – Rozkazał drakon tonem nie przyjmującym sprzeciwu. Mercurius nie mógł już dłużej się powstrzymywać, rzucił Flame Lence’a  w orka stojącego najbliżej wejścia do jaskini. Wybuch oświetlił całą grotę, rozległ się bulgotliwy krzyk kolejnego stwora który został rozcięty od prawego barku do biodra.
- Kto to do jasnej cholery jest?! – Wrzasnął spanikowany przywódca bandy.
- Mercurius, mag mieczy i twój koniec Gnarr’Kuruo. –
- O kur… - Ork nie dokończył przekleństwa, mag szybkim cięciem oddzielił jego głowę od reszty ciała. Pozostała trójka chciała uciec lecz Mercurius teleportował się przed nich. Ten który stał najbliżej niego spróbował uderzyć toporem, na próżno ponieważ mag sparował mieczem cios niby była to puchowa poduszka. Broń orka razem z jego dłonią upadła na ziemię po szybkim kontrataku człowieka. Chciał ryknąć z bólu. Jednak jedynym dźwiękiem jaki mógł wydać było agonalne bulgotanie spowodowane wbitym w gardło pół metra stali. Czarodziej doskoczył do następnego i przeciął go w pacie, szybko zaatakował ostatniego z potworów, ciął go w pionie i rozpołowił jego ciało do miednicy.
- To sprawa orków załatwiona. – Powiedział do siebie.

 Drakon stał dalej, niezmienni patrząc swymi ametystowymi oczyma. Mercurius spojrzał na niego z gniewem, jednak uspokoił swoje nerwy i zaczął rozmowę z ametystowłosym.
- Nareszcie się spotkaliśmy. – Drakon oglądał go długo, po czym wbił wzrok prosto w oczy maga.
- Pamiętam Cię, byłeś synem kapłana w świątyni Serafinów. – Odpowiedział.
-Bądźmy po imieniu, jestem Sui. – Przedstawił się drakon po czym zimno się uśmiechnął. Przez plecy chłopaka przeszły ciarki lecz nie stracił swej odwagi.
- Mercurius, mag mieczy. Mogę zadać Ci pytanie? –
- Śmiało, potem i ja zadam Tobie zagadkę. – Oznajmił Sui. Mercurius zastanowił się po czym zadał nurtujące go od dwudziestu lat pytanie.
- Dlaczego wtedy zniszczyłeś świątynie Serafinów? – Drakon znów uraczył człowieka lodowatym uśmiechem, po czym odpowiedział.
- Czyż ludzie których wysłałem do twojego miasta nic nie mówili – Zatrzymał na chwilę i znów zaczął. – Nadchodzi czas Zemsty Dailiana, wszyscy jego wyznawcy są zobowiązani do przygotowania mu drogi. – Popatrzył w błękitne oczy Mercuriusa w których było widać zdziwienie tym co powiedział. – Do zobaczenia magiku. Tam gdzie kończy się Światłość a zaczyna Mrok. – Po tych słowach Sui znikł zostawiając człowieka samego z umysłem pełnym myśli o legendarnej Zemście Dailiana.
- Czym do cholery jest to miejsce o którym on powiedział? – Zapytał pustki mag.

 Wieża Altera zawsze dziwiła Mercuriusa, tym bardziej że od czasu kiedy młodzieniec stał się arcymagiem mieczy rzadko tu bywał. Na ścianach pełno było obrazów a także trofeów jego mistrza. Między innymi głowy smoków, trolli, ogrów a nawet, w ozłoconej gablocie, szkielet wiwerny. Zarówno korytarze jak i pokoje oświetlone były białymi kulami światła, lewitującymi nad sufitem. Największym pomieszczeniem była biblioteka, gdzie jedynymi miejscami gdzie nie było regałów z książkami były stół oraz drzwi wejściowe.
- Hm… - Alter zastanawiał się przewracając karty księgi – To nie tu… -
- Może sobie przypomnisz sam co to za miejsce. – Powiedział młody mag z nadzieją w głosie.
- Zaraz! – Rzekł z zaskoczeniem w głosie Alter. – Czy ten drakon powiedział dokładnie „Tam gdzie kończy się Światłość a zaczyna Mrok”? – Zadał pytanie do niemniej zaskoczonego Mercuriusa.
- Tak to są dokładnie jego słowa. – Nadzieja w magu zaczęła narastać z każdą sekundą.
- Chłopcze to jest dokładny cytat z „Księgi Pieczęci” a dokładniej brzmi on tak:
„Władca Ciemności zostanie na zawsze pogrzebany w miejscu gdzie jego słudzy przelali najwięcej krwi niewinnej. Dailian na wieki już pozostanie zapieczętowany w swej własnej świątyni, zostanie on zapieczętowany w Zachodniej Świątyni Dailiana tam gdzie kończy się Światłość a zaczyna Mrok” –
- Nie wiem czemu Sui tam właśnie chce się ze mną spotkać, ale idę tam. – Oznajmił po czym wstał i chciał wyjść, lecz zatrzymała go ręka mistrza.
- Chłopcze – Zaczął z troską w głosie. Zielone oczy pełne były strachu. – Uważaj na siebie. – Powiedział i puścił ramię ucznia.
- Nie martw się Alter. – Rzekł ze stałą u siebie pewnością w głosie. – Nawet jeśli on obudzi Dailiana, to pokonam ich obydwu. – Po czym poszedł prosto do drzwi. Alter odprowadził go wzrokiem do wyjścia.
- Mam dziwne przeczucie, że ta Twoja wyprawa źle się skończy. – Powiedział do siebie.

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur