Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Tomasz Krzykała

Dowody nn to, że życie jest piękne

Dowód na to, że życie jest piękne

 

29.03.2007

Poranne światło słoneczne jest jaskrawo-pomarańczowe, chłodne i niesamowite, bo pada pod bardzo ostrym kątem więc jeśli się patrzy w jego kierunku, to bardzo oślepia i nic nie daje zwykłe pochylenie głowy; a do tego stwarza niesamowite, rozciągnięte cienie – dziwaczne i nierzeczywiste. Kiedy takie światło pada na ścianę, to wydobywa wszystkie szczegóły jej faktury i wszystkie nierówności, których normalnie nie widać, ale nie tylko to – poranne słońce zmienia kolory. Wszystko jest zabarwione z dodatkiem oranżu, wszystko jest lekko pozłocone, jakby cieniutką, ledwie dostrzegalną i rozciągniętą na wszystkim warstewką złota. Tak jest jeśli się patrzy na świat razem ze słońcem, w tym samym kierunku, w którym padają promienie. Ale jeśli się patrzy pod słońce, to jeszcze inaczej wygląda świat. Każda wygładzona powierzchnia, bez względu na to, czy to jest bruk, asfalt, dach obity blachą, tafla wody, czy lustro lśni ognistym, złotym blaskiem, jak stare złoto, jak strumień roztopionego złota. To istotnie apokaliptyczny widok przez taki przepych! Kurz w powietrzu też lśni zlotem i tworzy nierzeczywisty, baśniowy klimat intrygującej mgły. A trawa pokryta rosą wygląda jak pokryta szronem w kolorze złotego piasku znad Bałtyku. Widziałem latem taką trawę na łące w Sudetach, ale było na niej jeszcze pełno pajęczyn. Wszystkie pokryte rosą, a do tego jeszcze podświetlone tworzyły ogromną sieć – nawet wysokie krzewy ozdobione były girlandami pajęczyn, które wisiały na nich jak „anielskie włosy” na choince przed Bożym Narodzeniem. Kiedy rano w mieście patrzy się na ulice pod słońce, oświetlone są one tak rzęsiście, że wydaja się puste. Tylko czasem jakiś większy kontur przechodnia, albo samochodu przemknie pod słoneczną miotłą i znowu wszystko jest tylko rozedrganym światłem jak na niektórych obrazach Turnera – wszystko jest kolorem i plamą.

Dla mnie osobiście, chyba tak samo jak dla Turnera, to słońce jest symbolem energii – skłania do walki, do ekspansji, do utarczek, do poznawania… I chyba najbardziej do poznawania. Takie poranne słońce sprawia wrażenie, że świat stoi otworem i że wszędzie jest bardzo blisko. Ta bliskość to głód przestrzeni, czyli głód poznawania.

 

 

A proof that life is Beautiful

 

29.03.2007

Morning sunshine is bright and orange, cool and strange because it falls at a very acute angle, so if you look at it, it dazzles and usual bending a head can’t veil your eyes. In addition morning sun creates incredible, lengthening shadows which are bizarre and unreal. When such a kind of sunshine falls on a wall it elicits all details if its facture and all ups and downs, normally invisible, but it’s not the end – morning sun changes colors of everything. All is covered with addition of orange, all is gilded as if with thin coat of hardly visible gold stretched over all. Things look like that when you are gazing in accordance with the direction of  sunshine at lit things. But when you’re looking with the sun in your eyes, the world looks quite differently. All smooth surfaces, no matter whether it’s pavement, asphalt, a roof covered with a sheet metal, ponds with a sheet of water or a mirror – all shine with fiery, golden brilliance like an old gold. It’s indeed an apocalyptic view because of such great splendor. Dust in the air also shines with gold and creates unreal, fairy-tale atmosphere of  puzzling mist. And grass covered with the dew looks like covered with hoar-frost in the color of golden sand of Baltic shore. I saw similar grass on the meadow in the Sudetes mountains, but there were yet many cobwebs on it. All covered with the dew and in addition intermingled with sunlight created one, tremendous cobweb – even high shrubbery were decorated with garlands of cobwebs which hang on them as if ‘angel’s hair’ from the Christmas tree before the Christmas eve. When you are in a city and you’re looking  with the sun in eyes at the streets, they are so plentifully lit that they seem to be quite empty. Only from time to time some larger silhouette of any passer-by or a car slips by under the sunny broom and once more everything is only vibrating light like on the paintings of Turner – everything becomes only spots of  color. For me personally and the same for Turner  I suppose  the sun is only the symbol of the energy – it induces to expansion, to squabble, to gathering knowledge…and I think that mostly to the knowledge indeed. That morning sunshine gives the impression that the whole world stands wide open ant whatever aim you choose it’s within your reach. That nearness is the hunger of the expanse, in other words it’s the hunger of knowledge.

 

 

Drugi dowód na to, że życie jest piękne

 

(31.03.2007)

Jestem sprzedawcą w sklepie meblowym. Klientka wybiera ze mną kolor swojej szafy z drzwiami przesuwnymi. Jest początek wiosny i jest słonecznie.

- A jeszcze niech mi pan pokaże inne kolory. Zastanawiam się, czy grusza nie będzie za ciemna na tą szafę, Jak pan myśli?

- Myślę, że nie. A gdzie ona będzie stała? Przy oknie?

- No właśnie nie. Ona będzie w takim ciemnym hallu prawie bez okien, to znaczy z jednym oknem, ale od północy.

- To właśnie dobrze. Jak by miała stać przy oknie, to by było na niej widać cały kurz i smugi od ściereczki przy myciu, a poza tym płyta mogłaby zblaknąć. A tak to jest spokój.

- No ale czy nie będzie za ciemno?

- Proszę pani - starałem się, żeby mój głos brzmiał tonem ostatecznej decyzji – Cała ta pyta będzie opasana aluminiową, jasną ramką. Ta ramka stworzy kontrast. Nie ma mowy, żeby tam było za ciemno.

- Aha…A niech pan jeszcze pokaże inne kolory. – klientka stawała się trudną klientką .

Pokazując inne wybarwienia płyt wiórowych złapałem za próbnik tak nieszczęśliwie, że jedna z próbek mi się złamała. Pracowałem w tym sklepie niedługo, więc się przestraszyłem, ale na szczęście można to było oddać do zlepienia na stolarnię tuż za sklepem.

Tak jak przeminął starożytny Rzym, jak przeminęło imperium Karola Wielkiego, jak przeminęły inne despotyczne jarzma gnębiące świat pod władzą rządnych łupu despotów – tak samo i moja klientka wreszcie sobie poszła. Zostałem na sklepie sam z uszkodzonym próbnikiem stojąc na środku wielkiej plamy słońca kładącej się na posadzce rozmytym konturem okiennym. Jednak próbnik trzeba było zlepić. Wziąłem go i ruszyłem na stolarnię.

 

Wyprawa do odległych krain.

 

Idąc od mojego biurka na stolarnię trzeba było przejść przez cały sklep wzdłuż wielu stojących kompletów meblowych. Niektóre widywałem częściej, bo były stosunkowo niedaleko, ale te dalsze tylko z rzadka. Tam już trudniej było dotrzeć, inna była już stylistyka tych mebli, mało miały w sobie elementów, które znałem i było mi tam dość groźnie. Wreszcie dotarłem pod drzwi za którymi był korytarz, biura i przejście na stolarnię, do której szedłem. Tam kończył się znany świat – tam zaczynała się produkcja. To była inna rzeczywistość i inne nią kierowały prawa. Kiedyś tam już byłem i kiedyś już czułem tą dzikość. Chwilę zatrzymałem się przy drzwiach i spojrzałem z nostalgią na komplety mebli, które pozostawiałem za sobą – gdzieś tam za nimi było moje biurko, ale już go nie było widać. Dzieliło mnie od niego około 10 metrów. Wreszcie otworzyłem drzwi i ruszyłem dalej. Za drzwiami było dużo kurzu i lekki półmrok wąskiego korytarza wzdłuż wysokich ścian z płyty gipsowej za którą były szatnie dla przebywających tu ludzi, toalety i biuro szefa na samym końcu. Szło się lekką pochylnią z wysoką poręczą. Gdy wszedłem już na górę, spojrzałem na drzwi w dole, te same, którymi wszedłem i przechodząc obok sterty mebli czekających na naprawę – były to nikłe, oszpecone pozostałości znanego mi świata – widziałem ruszające się ludzkie sylwetki przez oszklone drzwi gabinetu szefa zbite z płyty, aż wreszcie za kolejnym zakrętem i ten widok straciłem z oczu. Wysoki betonowy próg obity blachą z którego trzeba było zeskoczyć w dół, inne zapachy, inna temperatura i wielkie przestrzenie hal – to wszystko było wiadomą oznaką że oto kolejny etap wędrówki rozpostarł się przed moimi oczami. Było tu cieplej niż gdzie indziej bo część pomieszczenia zajmował wielki piec – suszarnia lakieru. Obok większa hala, gdzie podłoga była wyłożona terakotowymi płytkami, ale za następnym progiem płytek już nie było, tylko zwykła betonowa posadzka zatłoczona wielkimi, hałaśliwymi maszynami przy których uwijali się ludzie wkładając tym molochom w żarłoczne paszcze elementy mebli do obróbki niczym w jakimś transie, albo według dziwnego i tajemniczego obrządku. Za tą halą, odgrodzona metalowymi drzwiami była jeszcze jedna gdzie pracowały piły formatowe w metaliczno-potępieńczym zgrzycie i gejzerach kurzu – ale tam już wchodzić nie musiałem i tylko z opowiadań wiedziałem co tam jest. Moja tułaczka kończyła się o krok przed metalowymi wrotami. Zawsze o ten jeden krok.

 

Contemplatio

 

Oddałem pękniętą próbkę starszemu panu o siwych włosach i okularach wiszących na szyi na złotym łańcuszku. Spojrzał na nią krytycznie, a zaczął robić porządek na małym kawałku blatu, żeby położyć na nim tą próbkę. Wziął w tym celu kawałek miękkiej szmatki, polał ją jakimś rozpuszczalnikiem i szybko wytarł blat. Potem wziął próbkę ode mnie i dokładnie ją sobie obejrzał wkładając na nos okulary zgrabnym i pewnym, przemyślanym ruchem, a kiedy skończył oglądać zdjął je znowu delikatnie i one znowu zawisły na złotym łańcuszku Odłożył próbkę na wytarte wcześniej miejsce i zniknął gdzieś, ale zaraz wrócił z ciśnieniowym pojemnikiem na klej. Spróbował odkręcić, ale bezskutecznie, toteż odłożył pojemnik na blat obok próbki, złapał go silnie i spojrzał na mnie:

- Kręć pan – powiedział pokazując wieko – a ja będę trzymał. Odkręciłem od razu. Wewnątrz była jasnofioletowa, gęsta maź o silnej, przenikliwej woni. Starszy pan przesunął pojemnik nieco na bok, a potem zanurzył w nim kawałek patyczka, wyciągnął nieco kleju i rozprowadził go z tyłu na próbce. Podniósł potem ją i lekko podmuchał, sprawdził kciukiem na ile lepka jest ta powierzchnia, odłożył na miejsce i wyciągnął skądś kawałek laminowanej okleiny na płytę taką samą, gatunkowo, jak moja zniszczona próbka. Ją też posmarował lekko klejem, też na nią lekko dmuchnął, odłożył obok próbki i zakręcił pojemnik z klejem znikając znowu na chwilę, żeby go odnieść. Potem złożył oba kawałki laminatu – moja próbkę i ten drugi kawałek poklejonymi powierzchniami do siebie, przycisnął i kilkakrotnie uderzył pięścią, żeby się dobrze skleiły. Potem wyciągnął z kieszeni na piersi nożyk tapicerski, położył próbkę podlepioną laminatem na kawałku płyty wiórowej i dokładnie dociął , mocno przyciskając żeby laminat nie wystawał po bokach. Próbka miała nieco zaoblone krawędzie, więc, żeby oddać to zaoblenie na nowo, podszlifował całość na kole szlifierskim i oddał mi próbkę.

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur