Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Tomasz Krzykała

Kilka słów o wierszu Williama Wordswortha „Jest nas siedmioro”

Kilka słów o wierszu Williama Wordswortha

„Jest nas siedmioro”

 

We are seven

 

A simple child, dear brother Jim,

That lightly draws its breath,

And feels its life in every limb,

What should it know of death?

 

I met a little cottage girl,

She was eight years old , she said;

Her hair was thick with many a curl

That clustered round her head.

 

She had a rustic, woodland air,

And she was wildly clad;

Her eyes were fair, and very fair,

- Her beauty made me glad.

 

‘Sisters and Brothers, little maid,

How many may you be?’

‘How many? Seven in all,’ she said,

And wondering looked at me.

 

‘And where are they, I pray you tell?’

She answered, ‘Seven are we,

And two of us at Conway dwell,

And two are gone to sea.

 

Two of us in the church-yard lie,

My sister and my brother,

And in  the church-yard cottage, I

Dwell near them with my mother.’

 

‘You say that two at Conway dwell,

And two are gone to sea,

Yet you are seven; I pray you tell

Sweet Maid, how this may be?’

 

Then did the little Maid reply,

‘Seven boys and girls are we;

Two of us in the church-yard lie,

Beneath the church-yard tree.’

 

‘You run about, my little maid,

Your limbs they are alive;

If two are in the church-yard laid,

Then ye are only five.’

 

‘Their graves are green, they may be seen,’

The little Maid replied,

‘Twelve steps or more from my mother’s door,

And they are side by side.

 

‘My stockings there I often knit,

My ‘kerchief there I hem;

And there upon the ground I sit –

I sit and sing to them.

 

And often after sunset, Sir,

When it is light and fair,

I take my little porringer,

And eat my supper there.

 

The first that died was little Jane;

In bed she moaning lay,

Till God released her of her pain,

And then she went away.

 

So in the church-yard she was laid,

And all the summer dry,

Together round her grave we played,

My brother John and I.

 

And when the ground was white with snow,

And I could run and slide,

My brother John was forced to go,

And he lies by her side.’

 

‘How many are you then ,’ said I,

‘If they two are in Heaven?’

The little Maiden did reply,

‘O Master! We are seven.’

 

‘But they are dead; those two are dead!

Their spirits are in heaven!’

‘Twas throwing words away; for still

The little maid would have her will,

And said, ‘Nay, we are seven!’

 

Jest nas siedmioro

 

- - - Zwykłe dziecko,

Spokojnej oddech piersi,

W każdej jest chwili pełne życia.

Cóż ono wie o śmierci?

 

Wiejską dziewczynę zobaczyłem.

Jej główka w lokach cała,

Ogarniających kark i czoło.

Lat – rzekła – osiem miała.

 

Wieśniaczym, leśnym była skrzatem,

Dziwnie odziana była.

A oczy piękne, bardzo piękne.

Ta piękność mnie wzruszyła.

 

„Ile was w domu jest, maleńka?

Ile jest sióstr i braci?”

„Ile? Siedmioro jest nas wszystkich.”

Zdziwiona na mnie patrzy.

 

„Gdzie oni wszyscy są? Opowiedz.”

„Siedmioro nas – powtarza. –

Dwoje z nas mieszka tu, w Conwayu,

A dwaj to marynarze.

 

Dwoje z nas leży na cmentarzu,

Brat z siostrą. Nasza chatka

W pobliżu cmentarnego muru –

W niej mieszkam razem z matką.”

 

„Mówisz, że dwoje jest w Conwayu,

A dwaj to marynarze.

Jak więc was może być siedmioro?

Co ci się, dziecko, marzy?”

 

Na to dziewczynka odpowiada:

„Siedmioro jest nas , panie.

Dwoje z nas leży na cmentarzu,

Pod drzewem, przy parkanie.”

 

„Ty biegasz, moje dziecko, żywa,

Żywe jest twoje ciało.

Jeżeli dwoje leży w grobie,

Pięcioro was zostało.”

 

„Ich groby takie są zielone,

Są blisko – czy pan nie wie?

Od naszych drzwi to parę kroków.

A leżą obok siebie.

 

Nieraz ceruję tam pończochy,

Gdy siedzę w cieniu drzewa,

Albo obrębiam sobie chustkę

I dla nich pieśni śpiewam.

 

A często po zachodzie, panie,

Taka mnie chętka bierze,

Że idę tam z miseczką – jeśli

Jest ładnie – jeść wieczerzę.

 

Najpierw umarła nasza Jane.

Leżała jęcząc strasznie,

Aż Bóg uwolnił ją od bólu.

Wtedy odeszła właśnie.

 

Zaraz na cmentarz ją zanieśli.

A gdy obeschły trawy,

Chodziła tam z braciszkiem Jasiem,

By się przy grobie bawić.

 

A kiedy już się mogłam ślizgać,

A świat był w śniegu bieli,

Braciszek Jaś też odszedł. Przy niej

Położyć go musieli.”

 

„Ile więc jest was teraz, dziecko,

Kiedy już w niebie dwoje?”

„Siedmioro jest nas przecież, panie” –

Ona powtarza swoje.

 

„Ale tych dwoje już nie żyje.

Ich dusze są już w niebie.”

Lecz próżno mówię, próżno przeczę.

Z całym spokojem mała rzecze:

„Siedmioro jest nas, panie.”

Przekład: Zygmunt Kubiak

 

 

 

            Jest kilka utworów w literaturze światowej, które poprzez swoją szczerość i bezpośredniość potrafią głęboko dotknąć czytelnika i nie tracą siły wymowy pomimo upływającego czasu. Dzieje się tak dlatego, że utwory te apelują i odwołują się do tego, co w człowieku niezmienne i podstawowe – potrafią utworzyć proste symbole powiązane głęboko z różnorakimi mechanizmami psychologiczno-socjologicznymi tkwiącymi człowieku, a niejednokrotnie sięgając jeszcze głębiej, aż do genezy tego, co nazywamy kulturą. Emocjonalna wymowa arcydzieł literały nie ma kompletnie nic wspólnego z obiektywną wiedzą w akademickim wydaniu – dzieło literackie nie wacha się ani przez chwilę żonglować stereotypami, eksponować subiektywne odczucia, drwić, śmiać się, albo płakać -  jest więc żywym tworem i jako taki nie podlega dyskusji unikając znakomicie jednoznacznie wartościującym osądom. A jednak literatura piękna nie jest tym samym, co kolokwialna rozmowa na ulicy,  a stanowiąc doskonałe odzwierciedlenie rzeczywistości – dobra, wielka literatura – sama w sobie, w równie zdecydowany sposób wykracza poza tą rzeczywistość i nie może być nazwana jej integralną częścią. To dlatego, czytelnik, który lubi daną książkę, twierdzi, że jest mu ona bardzo bliska i jednocześnie odkrywcza. Odkrywa on treści, których nie był świadom, ale natychmiast traktuje je jako własne. Dzieła sztuki odsłaniają przez wieki te same, niezmienne struktury ogólnoludzkie i dlatego pojawienie się sztuki w dziejach rodzaju ludzkiego nie jest chwilowym humanistycznym flirtem o utylitarnych konotacjach – od samego początku sztuka jest wielkim, rozwojowym mechanizmem napędowym ludzkości. To komentarz sporządzony do tejże rzeczywistości przez wyrafinowanego obserwatora, który najczęściej ma wielkie problemy z tym, aby się w owej rzeczywistości odnaleźć. Kiedy dana kultura (albo jej przedstawiciel – czytelnik) staje oko w oko z czymś takim, to głębia wglądu w jej własne funkcjonowanie nosi cechy objawienia i nasuwa na myśl rzeczywistość nadprzyrodzoną.

            Twórczość Williama Wordswortha (1770-1850), angielskiego poety  romantycznego doskonale odpowiada takiej definicji sztuki – wszystko tam można znaleźć, a przynajmniej mnie się to udało.

Wiersz „Jest nas siedmioro” usłyszałem po raz pierwszy w oryginalnej, angielskiej wersji pewnej soboty jesienią roku 2006, w murach PWSZ Konin na ćwiczeniach z literatury angielskiej prowadzonych przez panią mgr. Bożenę Miastkowską. Wychodząc z zajęć – jakby na żywe potwierdzenie słów Marcela Prousta o tym, ze robotnik, który przeczyta książkę przestaje być robotnikiem – wychodziłem już jakby w inną rzeczywistość. Ponieważ jest to częścią mojego osobistego hołdu dla twórczości Wordswortha, wrócę jeszcze do tej sytuacji na samym końcu.

            Wiersz „Jest nas siedmioro” to typowy, romantyczny utwór narracyjny, czyli taki, który opisuje rzeczywistość zewnętrzną, a nie rezonerski monolog skoncentrowany na przeżyciach wewnętrznych. Kanwę utworu stanowi spotkanie narratora z prostą, wiejską dziewczynką mieszkającą z matką nieopodal cmentarza, na którym znajdują się groby dwojga jej rodzeństwa. Narrator zaintrygowany urodą i postawą dziewczynki zaczyna wypytywać ją o jej bliskich, odkrywając nędzę, kompletne rozbicie rodziny (dwoje rodzeństwa mieszka w mieście Conway, dwoje służy na morzu, dwoje nie żyje) i brak perspektyw. Dziewczynka to w istocie samotne dziecko klepiące biedę z matką w wiejskim domu.

Narrator został przez Wordswortha przedstawiony jako bystry analityk, a nawet racjonalny materialista szybko i trafnie formułujący wnioski. To w istocie przedstawiciel oświeceniowego empiryzmu, który tak zażarcie wyśmiewany był i zwalczany przez romantyków jak Europa długa i szeroka.

W połowie utworu wiemy już bardzo wiele o rozpaczliwym położeniu wiejskiej dziewczynki, jej samotności, ale podobnie jak narrator zaszokowani jesteśmy tym, że w jej rozumieniu cała ta sytuacja przedstawia się zupełnie inaczej. Ona nie czuje całej swojej nędzy, nie widzi samotności, nie czuje, że śmierć rodzeństwa  cokolwiek znaczy w sensie obiektywnym. Cierpieli, kiedy chorowali, teraz już nie żyją, więc i nie cierpią i już bez tego cierpienia można ich odwiedzać na cmentarzu – ale to jednak ciągle żywe, obecne osoby. Rodzina jest ciągle razem. W sposób oczywisty dziewczynka nie pojmuje racjonalnego sposobu myślenia narratora. Ono jest dla niej sprzeczne z rozsądkiem!

            O co więc chodzi? Czy jedynym celem przyświecającym Wordsworthowi przy pisaniu wiersza była przezacna, niewątpliwie, ochota aby szacownemu gronu jego czytelników namieszać nieco w głowach? Też, ale przede wszystkim chciał on pokazać pewien konflikt.

To co mówi dziewczynka nie jest treścią racjonalną, ale całe jej zachowanie jest całkiem naturalne i zaskarbia sobie natychmiast przychylność czytelnika. Jest przekonująco nakreślona – to postać literacka z krwi i kości. Narrator posiada niezbite argumenty logiczne, ale jego sylwetka nakreślona jest jednopłaszczyznowo – w sensie literackim, jako konstrukt literacki żyje on tylko poprzez fakt napotkania owej dziewczynki i krótkiej z nią rozmowy. O sobie nie mówi nic, nie zdradza swoich poglądów (jeżeli je ma). Jest wybitnie nieprzekonującą postacią – czytelnik dziwi się jego ograniczeniu wiedząc dobrze, że taki kołek nie zrozumie nic, a już na pewno nic w rozmowie z taką dziewczynką. Co takiego więc usiłuje nam przekazać to dziecko, albo bardziej precyzyjnie rzecz ujmując, co sprawia, że to ona ma rację? Otóż sposób jej myślenia jest zakorzeniony głęboko w logice emocjonalnej każdego z nas, a do tego zgodny idealnie z chrześcijańskim wymiarem kultury europejskiej. Sposób myślenia narratora to tylko werbalizacja procesów zewnętrznej klasyfikacji tych naszych emocji. Wiejska dziewczynka to personifikacja wyobrażenia, czy wręcz etosu jaki każdy z nas tworzy o sobie samym – narrator zaś to personifikacja tego, jak widzą nas inni. Wordsworth przedstawił więc całą sytuację w taki sposób, że postawa narratora nie ma żadnych szans na naszą akceptację. Zaś nasza prywatna refleksja nad naszym życiem, nad momentami bezradności, nasz bunt przeciwko przemijaniu – wszystko to nakreślone zostaje w atmosferze ceremonialnej wręcz apoteozy. Tak – tym właśnie z perspektywy czasu jest dla romantyzm – to co spontaniczne i szczere postawione zostaje jako ważniejsze ponad tym co racjonalne i wyrozumowane, ale też (po raz pierwszy w historii na taką skalę) to co WEWNĘTRZNE i ukryte, a przecież silnie determinujące nasze zachowanie, postawione zostaje ponad tym co ZEWNĘTRZNE, zrozumiałe, narzucone i…obce.

Jeżeli byśmy odnieśli jeszcze szerzej ten dyskurs opisany we wierszu pomiędzy parą adwersarzy (tworzących klasyczną, binarną opozycję, co jest tak znamienne według Levi-Straussa) to można by zauważyć tutaj schematycznie wypunktowane mechanizmy relacji pomiędzy światem kultury a rzeczywistością empiryczną. Niewątpliwie jednak, rozdarta pozornie mnóstwem konfliktów nasza logika wewnętrzna, logika świata emocji bazuje na dużo bardziej podstawnych konkretach niż wnioskowanie empiryczne (którego uczą w szkołach!) będące cechą świata wymuszonego porządku zewnętrznego, społecznego, itp. Tak więc to, co nielogiczne jest dla nas dużo bardziej zrozumiałą logika, niż to co racjonalne!           Inny angielski romantyk, William Blake opracowując swoją skomplikowaną filozofię i poetykę wartości rozumie pojęcia „regularności” i „symetrii” jako cechy tyranii i zła, natomiast nieskrępowana niczym energia i nieformalność – to dla niego elementy piękna!!

            Rzadko jednak ktoś potwierdza to nam równie silnie i z równie sympatyczną swadą, jak nasza wiejska dziewczynka. Rzadko ktoś tak na nas działa, terapeutycznie niemal, jak Wordsworth w tym wierszu!

            Słuchając tego wiersza po raz pierwszy  miałem już za sobą całkiem spory zasób życiowych niepowodzeń w cyklach iście imponujących rozmiarów i o równie imponującym zasięgu. W imię odpowiedzialności i powagi, oraz tzw. mądrości życiowej zrezygnowałem z jakichkolwiek aspiracji pisania i zajmowania się literaturą, co było niegdyś moim wielkim marzeniem, ta sama zaś„życiowa mądrość” pchnęła mnie na studia w PWSZ Konin aby zdobyć tam dla siebie zawód w profesji nauczyciela. Roczny kurs literatury angielskiej w ramach filologii angielskiej – to było jednak zbyt rozbudzające przeżycie. Zwykła kalkulacja ludzka nie jest w stanie okiełznać Szekspira po Chaucerze i Wordswortha po Keatsie – zwłaszcza, jeżeli to były odwiedziny w większej części dobrych, starych znajomych. Toteż w chwili słuchania wiersza ‘We are seven’, słowa końcowe padły u mnie na grunt bardzo podatny – ale i tak, sama motywacja, aby po destrukcji tak kompletnej i tak niedawnej, jak moja wrócić do starych ambicji mogła wyglądać na obłąkanie szaleńca! Mogła, gdyby upór tej wiejskiej dziewczynki nie był tak sugestywny, tak bezkompromisowy i tak przy tym zrozumiały! Po prostu dałem się uwieść! Tradycja romantyzmu europejskiego (a zwłaszcza polskiego) to tradycja buntu przeciw utartemu pojmowaniu rzeczywistości, walki o wolność i niezależność we wszelkich, możliwych płaszczyznach. Romantyzm jest bezpośrednim, radykalnym odniesieniem  roli kultury w świecie społecznym i politycznym, zarazem jest też wybitnie demokratycznym nurtem.

Osoba Williama Wordswortha nie pozwala na jednoznaczne zakwalifikowanie tego poety w jakikolwiek, polityczny, czy społeczny nurt epoki – on sam walkę o wolność i niezależność  rozumiał jako proces mentalny, odbywający się głównie w sferze umysłu, który dopiero w rezultacie tego swojego pierwszego zaistnienia przenosi się na inne sfery działalności ludzkiej – w poezji Wordswortha nie ma specjalnych, radykalnych społecznie i światopoglądowo nacisków i presji – jest zaś dużo spokoju i pogody. Bunt zyskuje uniwersalistyczny wymiar chrześcijański i demokratyczny zarazem, ale to ciągle ten sam bunt, ta sama rewolucja! – skromnym zdaniem piszącego te słowa ta właśnie poezja, jak żadna inna  pozwala idealnie, aby po 90 minutach słuchania wierszy wyjść w zdecydowanie inną rzeczywistość.  

 

 

 

 

 

 

 

 

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur