O “Żonkilach” Williama Wordsworth’a słów kilka
Daffodils
I wandered lonely as a Cloud That floats on high o'er Vales and Hills, When all at once I saw a crowd, A host of golden daffodils; Beside the lake, beneath the trees, Fluttering and dancing in the breeze.
Continuous as the stars that shine And twinkle on the milky way, They stretched in never-ending line Along the margin of a bay: Ten thousand saw I at a glance, Tossing their heads in sprightly dance.
The waves beside them danced, but they Out-did the sparkling waves in glee:- A poet could not but be gay In such a jocund company: I gazed-and gazed-but little thought What wealth the show to me had brought:
For oft when on my couch I lie In vacant or in pensive mood, They flash upon that inward eye Which is the bliss of solitude, And then my heart with pleasure fills, And dances with the Daffodils.
1807
Żonkile
Wędrowałem samotnie niczym chmura
Płynąca ponad dolinami i omiatająca wzgórza,
Kiedy nagle ujrzałem żółty tuman,
Całą łąkę falującą w złotych żonkilach;
Obok jeziora, pod drzewami,
Pląsającą, trzepoczącą z wiatru powiewami.
Z niesłabnącą siłą błyszczały te kwiaty jak gwiazdy
Migoczące nocą gdzieś na mlecznej drodze,
Linią bez końca rozciągnięte po horyzont blady
Wzdłuż brzegu biegnące w dal przy zatoce:
Dziesięć tysięcy od razu widziałem za jednym spojrzeniem,
Pochylających główki i zajętych swym tańcem.
Fale poniżej nich też w tańcu pląsały, ale kwiaty
Przewyższały połyskliwe fale swą radością:-
I poeta bez zadumy był szczęśliwy cały
Gdy czas spędzał z tak wesołą i pogodną kompanią:
Patrzyłem wciąż i patrzyłem, ale nie przeczuwałem
Jakim bogactwem, tak patrząc faktycznie się napawałem:
Bo często później kiedy byłem w domu
W nastroju przygnębienia, chłodu i obcości,
Znów widziałem tamte kwiaty przyniesione we wspomnieniu
Które jest błogosławieństwem samotności,
I znów się skrzy moje serce ich radosnymi pląsami,
I znów tańczę z żonkilami.
1807
Przekład :Tomasz Krzykała
Jest to jeden z najpiękniejszych i najbardziej znanych wierszy Williama Wordsworth’a i jednocześnie jeden z najbardziej znanych wierszy na świecie. Jego liryzm i konstrukcja poetycka są niezaprzeczalnie pierwszorzędnej jakości – to istotnie arcydzieło literatury. William Wordsworth (1770-1850) był poetą z tzw. „pierwszego pokolenia” romantyków angielskich. Urodził się i mieszkał w miejscach o cudownej urodzie – w angielskiej Krainie Jezior (The Lake District) – obecnie jednym z najbardziej znanych, angielskich parków narodowych. Kraina Jezior jest miejscem o szczególnym znaczeniu zarówno dla walorów przyrodniczo-krajoznawczych, jak i …dla światowej literatury i poezji – powiedziałbym też, że zwłaszcza dla polskiej. To bardzo ciekawe, ale po kolei… Otóż w tamtych rejonach mieszkało bardzo wielu poetów – tak wielu, że zwykło ich się razem (i trochę nieprecyzyjnie) nazywać „Poetami Jezior”. Jednym z nich był bardzo bliski przyjaciel Wordsworth’a – Samuel Taylor Coleridge. Dzieje tej przyjaźni uważane są za przykład najtrwalszej, głębokiej znajomości w dziejach literatury. Nas jednak tutaj interesuje coś innego – otóż w roku 1797 tych właśnie dwóch panów wpadło na ciekawy pomysł – postanowili wydać razem tomik wierszy. Coleridge miał, z racji swoich upodobań i nieposkromionej fantazji pisać utwory o nadprzyrodzonej, baśniowej, rzec by można - magicznej tematyce, zaś Wordsworth utwory oparte na życiu codziennym, których zadaniem miało być wydobycie całej magii i uroku „tkwiącego w zwykłej codzienności”. Ci panowie postanowili pisać zwykłym, mówionym językiem angielskim, czyli takim, jaki „można było usłyszeć na ulicy”, postanowili oprzeć się na kulturze ludowej i staroangielskich sagach i podaniach. Stworzyli tomik „Ballad Lirycznych” (‘Lyrical Ballads’), wydanych w 1798. No i namieszali okrutnie w historii powszechnej, ponieważ jednocześnie dokonali przełomu w literaturze, skierowanej dotąd wybitnie w stronę klasycyzmu, dokonali przełomu w języku angielskim, wymuszając niejako reformę słowników tak, aby obejmowały zwykły mówiony język, ale przede wszystkim zainicjowali gigantyczny prąd intelektualno-artystyczno-społeczny nazywany romantyzmem. Rok 1798 i data wydania ‘Lyrical Ballads’ to początek światowego romantyzmu. Co prawda obaj panowie nie mieszkali w Krainie Jezior w okresie wydania tego tomiku, ale Wordsworth tam się właśnie urodził (dokładnie mówiąc na obrzeżach, w Cockermouth) i obaj przyjaciele osiedlili się w Lake District wkrótce potem. Tak więc udział tego regionu w narodzinach romantyzmu i jego późniejszym rozwoju uważam za bezdyskusyjny! Powiedzieliśmy sobie, że Kraina Jezior miała duże znaczenie dla Polski – tak, dokładnie o tyle, o ile miał takie znaczenie sam romantyzm – dominujący trend w kulturze Europejskiej tamtego czasu eksponował kultury narodowe i dokonywał reform języków narodowych, opierał się na ludowości i wracał do głębokiego średniowiecza szukając tam odpowiedzi na problemy współczesności – dla Polski pozbawionej miejsca na mapie i państwowości oznaczało to…powrót do samego rdzenia kultury, powrót do marzeń o niepodległości, zainteresowanie językiem polskim i brak zgody na jego unicestwienie podobnie jak brak zgody na unicestwienie narodu. ‘Lyrical Ballads’ w równym stopniu „zbudowały” dzisiejszą mentalność Europy, jak zbudowały romantyzm, zaś romantyzm polski jest, moim skromnym zdaniem, nieodłącznie zrośnięty z ideą przywrócenia niepodległego państwa polskiego, podobnie jak , w szerszym kontekście, idea „prawa do istnienia” dla narodu polskiego i każdego innego narodu oraz prawa dla istnienia dla każdej jednostki ludzkiej w ujęciu liberalnych idei Rewolucji Francuskiej jest nieodłącznie zrośnięta z pojęciem europejskiego romantyzmu i zapewne zgodna z przekonaniami samego Wordsworth’a. To jest głęboko „liberalny” wymiar literatury i sztuki romantycznej, który na gruncie kultury polskiej uległ stopieniu z wymiarem i znaczeniami chrześcijańskimi - z powodu ich niewiarygodnego podobieństwa (zwłaszcza w sytuacji niewoli) do idei liberalnych wyrosłych na gruncie rewolucji społecznych tamtych czasów. Ale to takie szerokie spekulacje – wróćmy do naszych „Żonkili”
Wiersz opisuje niewątpliwie przecudny widok rodem z Krainy Jezior i głęboko zrośnięty z romantycznym zafascynowaniem przyrodą. Jest tam radość i spontaniczność iście porywająca, dziecinna i niezapomniana. Łąka pełna żonkili rozpościerająca się u brzegu jeziora jest w drugiej zwrotce odniesiona i zjednoczona z ogromnymi, monumentalnymi procesami zachodzącymi we wszechświecie w sposób przepięknie obrazowy – człowiek zaś jest tego wszystkiego ostatecznym beneficjentem w głęboko renesansowym, humanistycznym ujęciu – jedno jego spojrzenie wystarczy by omieść wzrokiem mleczną drogę i jedno tylko spojrzenie wystarczy na uchwycenie dziesięciu tysięcy sylwetek tańczących na wietrze kwiatów – istotnie mocarna to istota! Ale ta wysoka, priorytetowa, dominująca pozycja człowieka nie jest czymś narzuconym odgórnie – narrator, który sam siebie nazywa poetą jest tak samo częścią natury, jak widoki, które ma przed oczami, pląsa razem z kwiatami i razem z nimi dzieli oszałamiająca radość płynąca z samego faktu istnienia. Do tego jeszcze jest silnie czującą częścią natury, bardzo spontaniczną – narracja oscyluje pomiędzy obiektywnym ujęciem w trzeciej osobie i bardzo prywatnym opisem w pierwszej osobie, a do tego jeszcze narrator przecież sam siebie nazywa poetą. Słowem wszystko skrzy się niekłamaną, spontaniczną radością…oprócz pierwszej części pierwszej zwrotki i całej zwrotki czwartej. Cóż tam się zadziało w tych zwrotkach? Ośmielę się powiedzieć, że te miejsca przynoszą jeden z najbardziej subtelnych opisów pracy umysłu i procesów powstawania dzieła sztuki w historii literatury. „Wędrowanie samotnie jak chmura” kojarzy mi się z …bujaniem w obłokach. Zaś bujanie w obłokach to kolokwialny termin opisujący stan zamyślenia. Tak więc początek wiersza to może być swoista ikona człowieka zamyślonego, którego myśl w zetknięciu z naturą ożywa dosłownie – zaczyna żyć życiem emocjonalnym, zaczyna być częścią świata, który widzi – narracja zobrazowana pierwszą osobą dialogu wewnętrznego przechodzi w trzecią osobę doznań opisowych i znowu w pierwszą, kiedy pojawiają się niczego nieświadome emocje. Przypomina mi się tutaj inny wiersz Wordsworth’a „Tęcza” (‘The Rainbow’), kiedy mówiąc o perspektywie braku emocjonalnego kontaktu ze światem mówi on – lepiej niech umrę (or let me die!) – brak takiego wymiaru egzystencji jest dla niego istotnie rodzajem śmierci. W „Tęczy” pada jeszcze jedno, sławne Wordsworth’owskie stwierdzenie – „Dziecko jest Ojcem dorosłego Człowieka” (The Child is Father of the Man;), co dobitnie podkreśla stosunek poety do emocji na wiele lat przed Piaget’em. W „żonkilach” cały czas patrzymy na świat oczami samotnej osoby i ta samotność jest nieustannie podkreślana – dlaczego? Od początkowego przyrównania do ulotnej chmury o rozmytych kształtach cały wiersz jest cyklem obrazów widzianych oczami poety – istotnie jest to monolog wewnętrzny, obraz umysłu, obraz psychiki, a nie opis krajobrazu. Takie założenie znajduje swoje potwierdzenie w ostatniej zwrotce, która jest de facto opisem retrospekcji psychologicznej i opisem powstawania dzieła sztuki. Literatura daje nam dziś kilka takich opisów, ale kto wie czy nie najznakomitszym z najznakomitszych jest cały cykl „W poszukiwaniu straconego czasu” Marcela Proust’a z jego częścią opisującą doznania i skojarzenia wynikające z jedzenia magdalenki. Sublimacja procesów świata zewnętrznego i ich przetworzenie w sztukę jest w obu przypadkach podobne – Marcel Proust wskrzesza świat minionej młodości chory na astmę „żyjąc po ciemku jak sowa”, Williamowi Wordsworth’owi przypominają się piękne obrazy w chwilach smutku. Końcowych słów z wielkiego dzieła Proust’a – „bo tylko dzieło sztuki jest w stanie przywrócić stracony czas” można użyć jako podsumowania obu dzieł. Bo dokładnie tym są przecież sztuki piękne, choć nie tylko tym rzecz jasna…
Tomasz Krzykała
|