Cegła - Literatura - Proza - Poezja
100 000 KSIĄŻEK NA WWW.TAJNEKOMPLETY.PL !!!
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Tomasz Krzykała

Opowiadanie o osiąganiu celu

Opowiadanie o osiąganiu celu

 

Wysiadłem z ciężarówki zgrabnie omijając buta, który celnym kopem usiłował trafić mnie w tyłek. W akcie desperacji zdążyłem sięgnąć swój plecak i cos tam jeszcze i samochód odjechał warcząc zarzynanym silnikiem w fonetycznie wyeksponowanym pośpiechu. I dobrze! To co sięgnąłem w pośpiechu oprócz mojego plecak to była aktówka ze wszystkimi dokumentami tej ciężarówki z której mnie wyrzucono – i to dlaczego! – tylko dlatego, że nie lubię muzyki country. Potem jeszcze oczywiście uzewnętrzniłem prostolinijnie kilka swoich spostrzeżeń na temat tej muzyki, a zrobiłem to bardziej prostolinijnie niż cenzuralnie, ale i tak reakcja kierowcy swą głęboką niesprawiedliwością ubodła mnie do żywego! Dobrze jest! Przy pierwszej kontroli ten człowiek poczuje się tak jak ja teraz, a kto wie, czy nie gorzej! Stałem na wąskim rozwidleniu obwodnicy jednego z tych miast, które mija się za szybko, żeby zdążyć przeczytać na mapie ich nazwę. Przede mną była linia szarych baraków, jakichś magazynów, albo hurtowni beznamiętnie rozpostartych pod przyszarzałym niebem i nie wyrażających kompletnie żadnych treści  tak dosadnie, że można je by uznać za synonim pustki. Te budynki były tak bezpłciowe, że nie kojarzyły się z żadnym miejscem, co mnie cieszyło, bo brak skojarzeń z jakimkolwiek miejscem oznacza, że nie jest się obecnie zakotwiczonym w żadnym miejscu i że ze wszystkich, dostępnych mi miejsc wybrałem tylko te, których nie znam. Rutyna mnie dezorientuje, przedmioty mnie osaczają – każde miejsce jest tylko tęsknotą za niepoznanym – jest samoświadomą dziurą braku innych cech poza własnymi. To natomiast, co mnie martwiło, to fakt, że po drodze, przy której stałem kompletnie nic nie jeździło. Jeżeli kierowca tej mojej ciężarówki rozezna się w sytuacji zbyt wcześnie, to  wróci i znajdzie mnie w tym samym miejscu w którym wysiadłem i zapewne swojej dezaprobaty nie przekaże mi w formie pisemnej. Żeby jakoś się przed tym zabezpieczyć ruszyłem pieszo wzdłuż drogi zerkając co chwile do tyłu, czy cos nie jedzie, ale droga była pusta. Nie miałem pojęcia, co mnie spotka, ale nikt by nie miał pojęcia, że spotka go coś takiego, jak mnie. Nie uprzedzajmy jednak faktów. Po kilku kwadransach, zmęczony i spragniony dotarłem do tych dziwnych magazynów, które widziałem z daleka. Liczyłem, że tam będzie jakiś sklep, ale prawie kompletna pustka wyleczyła mnie ze złudzeń. Poszukałem chociaż jakiegoś kranu z woda, ale też nic tam nie było. Powiedziałem „prawie kompletna pustka”, bo w szerokim szpalerze pomiędzy tymi halami, mniej więcej w połowie długości stał oparty o ścianę jakiś gość, który wyglądał jak miejscowy pijak. Szukając kranu wreszcie się z nim zrównałem i już chciałem spytać o jakiś sklep albo coś, kiedy on energicznie do mnie podszedł, wyszarpnął mi aktówkę kierowcy ciężarówki, bezceremonialnie sprawdził zawartość i równie bezceremonialnie powiedział mi „Proszę wejść”, a mówiąc to otwierał już ciężkie wrota jednej z hal. Wszedłem, bo niby co miałem robić? Drzwi za mną jęknęły kiedy się znowu zatrzasnęły i od razu zapaliły się światła. Przede mną były trzy, identyczne korytarze  oświetlone lampami jarzeniowymi prowadzące w dół. Zdurniałem.

- I co teraz. – spytałem tego gościa, który mnie tu wpuścił

- To ja mam wiedzieć? – facet patrzył na mnie jak na petenta – To pana sprawa, co teraz, a nie moja.

Kompletnie skołowaciałem.

- Jak to…? - wybąkałem – Jak to moja…?

- Spójrz pan przed siebie – gość był wyraźnie znudzony! – Masz pan tu trzy korytarze, tak czy nie?

- No mam. – potwierdziłem.

- A po co są korytarze? – spytał znowu mentorskim tonem.

- Że co?- Moje zdumienie nie mijało

- Co się robi w korytarzach? Niewyraźnie mówię?

- Idzie się. – wytrajkotałem szybko.

- To na co pan czekasz? – spojrzał z wyrzutem – Idź pan!

- Co pan,  jaja sobie pan ze mnie robi!? – w końcu ten dziwny, mentorski ton z poczuciem wyższości mnie wkurzył – Idioty pan szukasz? Gdzie mam iść? – powoli mi nerwy puszczały, co było efektem specyficznej sublimacji stresu. – Proszę mnie stąd natychmiast wypuścić! – wykrzyknąłem.

- O! Co to, to nie! – facet się nachmurzył – Nie ma mowy!

- Wypuść mnie stąd, do ciężkiej kurwy nędzy! – zacząłem mu przed nosem machać rękami i wtedy nagle uderzyła mnie z półobrotu posadzka. Nawet się nie zorientowałem kiedy leżałem, a ten typ siedział mi na plecach i boleśnie wykręcał rękę.

- Co ty sobie, palancie, myślisz, że ja tu siedzę, dla zabawy – sapał z wysiłku wyginając mi rękę – będzie mi się teraz stawiać, wariat jeden!

Jęczałem głośno z bólu, aż wreszcie ucisk zmalał i ustał całkowicie, Wstałem. Facet stał tak samo niewzruszony jak przedtem – Wybierz se korytarz i zejdź mi z oczu! – Powiedział krótko.

- A co w nich jest? – jeszcze czegoś się usiłowałem dowiedzieć.

- Podłoga i ściany! Idziesz, czy mam ci zrobić powtórkę?

Wybrałem środkowy korytarz i ostentacyjnie wszedłem zbyt wściekły, zdezorientowany i ogłupiały jednocześnie, żeby wyrobić sobie jakiekolwiek zdanie o całej sytuacji. Korytarz był monotonny, długi i pełen rozmaitych zakrętów w różnych kierunkach i zawsze jednak pod kątem prostym. Oświetlony był ciągle tak samo bladym światłem jarzeniowym umieszczonym na suficie w jednakowych odstępach. Drugą jego niezmienną cecha był to, że prowadził wciąż w dół. Szedłem długo i jedynymi rzeczami, które mijałem po drodze były pozamykane drzwi z boku na ścianach oraz takie same, ale otwarte ze skrzydłami rozwartymi szeroko zaraz obok tych bocznych, przez które przechodziłem. Zrozumiałem, że manipulując tymi drzwiami, otwierając jedne, a zamykając inne można było w miarę dowolny sposób kształtować przebieg korytarza. Zastanawiało mnie tylko jakim sposobem ten korytarz prowadzi ciągle w dół. Przyjąłem go  i moją w nim obecność jako rodzaj gry, jakiegoś pokrętnego labiryntu, o trudnych do odgadnięcia prawidłach, których odgadnięcie było w mojej mocy i było częścią gry. Wszystko było nierzeczywiste. Wreszcie korytarz urwał się raptownie kiedy stanąłem na progu dużej, wysokiej sali, widzianej ze sporej wysokości, do której prowadziły metalowe schody. Naprzeciwko mnie drugie takie schody prowadziły do wyjścia. Wszędzie przy ścianach stały gabloty, jakby muzealne, a na środku, jako eksponat główny…ciężarówka którą opuściłem tak niedawno! Ciężarówka była też eksponatem, bo stała przy niej specjalny, muzealny statyw z opisem. Przez chwilę podejrzewałem, że teraz cała zabawa się zakończy, z ciężarówki wyjdzie kierowca, który da mi po mordzie i w zasadzie wszystko by potwierdzało takie rozwiązanie (łącznie z zachowaniem gościa, który mnie tu wpuścił), ale jednak i tak zbyt głupio i absurdalnie wyglądało to całe muzeum i w ogóle ta cała oprawa. Dostać po gębie między opustoszałymi (chyba!) magazynami od kierowcy samochodu ciężarowego za kradzież jego dokumentów, było normalne. Ale ta cała reszta! Wszedłem na schody i na którymś stopniu usłyszałem dwa huki, uderzenia, ale je zignorowałem nonszalancko i zszedłem sobie spokojnie do sali. W pierwszej gablocie były jakieś stare zdjęcia z dokładnymi opisami realiów życia jakieś 200 lat temu, których nie chciało mi się czytać. Potem w następnej znowu jakieś opisy i zdjęcia, tym razem ubiegłowieczne i to chyba osadzone w realiach miasta z którego pochodziła moja rodzina, więc mnie to zainteresowało.  W trzeciej gablocie były zdjęcia moich pradziadów i dziadków, wujów i krewnych i wreszcie moich rodziców. W czwartej moje fotografie , opisy od najwcześniejszych lat, w następnych gablotach kartki z pamiętników, trofea w konkursach przedszkolnych, dzienniczki ucznia z ocenami szkolnymi – wszystko to wyeksponowane pod ścianami idąc z tokiem życia aż do chwili obecnej, zobrazowanej ustawiona na środku imitacją (jak głosiła kartka z podpisem) ciężarówki. Byłem zszokowany, przerażony, dumny i wściekły jednocześnie. To było moje muzeum – muzeum mojej osoby, zwykłego człowieka umiejscowione w jakimś dziwnym podziemiu do którego wejście prowadziło przez opustoszałe magazyny. Wszystko całkowicie popieprzone! Zaczynałem być głodny, a chociaż nie było mi zimno, zaczynała mnie ogarniać desperacka chęć ucieczki. Poczułem ekstremalne znużenie. Wbiegłem na schody po przeciwnej stronie sali prowadzące do wyjścia, przebiegłem je szybko i dopadłem do drzwi ale były zamknięte głucho. Zrozumiałem, że huki, które słyszałem po przekroczeniu progu tej sali były po prostu dźwiękiem zamykanych drzwi. Zaraz kiedy dotknąłem drzwi wyjściowych usłyszałem głuchy szum, jakby włączenia jakichś urządzeń, który od tego momentu towarzyszył mi w tle. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Usiadłem na schodach, zdjąłem plecak i wtuliłem głowę między kolana.

Po jakimś czasie takiego siedzenia popadłem w dziwne, znużone odrętwienie od ciągłego napięcia, które w końcu opadło i chyba zasnąłem. Kiedy się ocknąłem na sali  nie zmieniło się nic, ale ja byłem bardziej głodny. Moje odrętwienie minęło, postanowiłem działać. Jeszcze raz spróbowałem otworzyć wyjście – oczywiście bezskutecznie.

 

***

 

            Po jakimś czasie wszystkie gabloty były już pozbijane, a pochodzącymi z nich twardymi częściami próbowałem wyważyć drzwi – bezskutecznie. Ciągle cos szumiało – jakby dawniej automat projekcyjny w kinie. Byłem bardzo głodny i wściekły. Postanowiłem poniszczyć wszystko. Zacząłem dobijać się do ciężarówki i rozwaliłem wreszcie jedną blachę z zewnątrz. Pod nią była…prawdziwa ciężarówka. Zacząłem wściekle niszczyć tą cholerną imitację. W końcu dostałem się do środka szoferki – drzwi były otwarte. Kierowca – ten sam – leżał na łóżku na tyle. Chyba spał. Zacząłem nim trząść w desperacji i wreszcie się ocknął. Miał czerwoną, nabrzmiałą twarz – Oni czymś go odurzyli .

 - Co jest… – wysapał, kiedy mnie zobaczył i przetarł twarz.

- Jedź! – pokazałem mu na kluczyki w stacyjce – Jedź stąd !

Podszedł i przekręcił kluczyki. Natychmiast rozbrzmiała muzyka country z radia. Co za ulga! – po takiej ciszy!

 - Ty wziąłeś moją aktówkę – kierowca powiedział nie całkiem jeszcze trzeźwy ruszając z miejsca. – Żeś mnie obrobił! – Mówił nie widząc, że samochód jechał prosto w ścianę. Zasłoniłem instynktownie głowę rękoma i cały się skuliłem. I nic się nie stało. Przejechał gładko roztrącając gipsowe klocki  z umieszczonymi gdzieniegdzie masywnymi, stalowymi słupami, gdzie na różnej wysokości montowane były drzwi! Byliśmy w pełnym słońcu, przed nami w oddali była ruchliwa droga. Kierowca oślepiony zatrzymał samochód i otworzył drzwi po swojej stronie, a ja po swojej. Świeże powietrze zmazało czerwień z jego twarzy, a wtedy się wściekł!. Klnąc na czym świat stoi odpalił silnik, ciężko kręcąc kierownicą zawrócił samochód i z impetem, w rozryczanych dźwiękach muzyki country wparował w tą dziwną sieć korytarzy, z której dopiero co wyjechaliśmy. Miażdżąc i burząc wszystko dookoła , pruł przed siebie na ślepo, aż w końcu rozwaliwszy ostatnią ścianę wyjechaliśmy na tą dziwną, pustą drogę między magazynami. Facet, który mnie wpuścił w to wszystko uciekał biegiem przed nami, ale ciężarówka dogoniła go bez trudu – szofer wyskoczył (ja nie musiałem), puścił się za nim biegiem, na dzień dobry dał mu ostro po mordzie, wydarł mu z ręki coś – zapewne swoją aktówkę – jeszcze raz dał mu w mordę i pchnął go na ścianę. Tamten poleciał, przewrócił się i leżał. Kierowca był ekstremalnie narwany. Aktówka była – o dziwo – kompletna!

 

***

 

Ciężarówka jechała nad morze – czyli w kierunku w którym ja też w sumie chciałem jechać. W pierwszej przydrożnej knajpie ten facet postawił mi obiad, co ewidentnie poprawiło mi humor z jednej strony, ale z drugiej przeraźliwie głośno i non stop grająca muzyka country wkurzała mnie coraz bardziej. W końcu coś delikatnie o tym napomknąłem nie doczekawszy się żadnego skutku, więc spróbowałem  jaśniej dać mu do zrozumienia, że muzyka jest za głośno. Niestety moje jasne aluzje były jasne tylko dla mnie, bo facet nic nie zrozumiał, ale w końcu się wściekł, że krytykuję jego muzykę, krytykując tym samym jego sposób bycia. Faktycznie – może chlapnęło mi się za dużo, ale to nie powód na takie chryje! To był ekstremalnie narwany facet. Zatrzymał się i powiedział mi tylko krótko – „wysiadaj!”. Wysiadłem z ciężarówki zgrabnie omijając buta, który celnym kopem usiłował trafić mnie w tyłek. W akcie desperacji zdążyłem sięgnąć swój plecak i cos tam jeszcze i samochód odjechał warcząc zarzynanym silnikiem w fonetycznie wyeksponowanym pośpiechu. I dobrze! To co sięgnąłem w pośpiechu oprócz mojego plecak to była aktówka z dokumentami.

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur