Tomasz Krzykała
„Róża bez kolców” Zofii Urbanowskiej i pozytywistyczna rewolucja (czyli kolejne polskie powstanie)

Zofia Urbanowska (1849-1939) była (ale i ciągle przecież jest w swej spuściźnie) pisarką związaną przez całe swoje życie z ziemią konińską, czyli tzw. Wielkopolską Wschodnią. Jest to region o bardzo skomplikowanej historii, niezwykle ciekawym dziedzictwie historyczno-kulturowym (istotnie unikalne to dziedzictwo i to pod każdym względem) – region, gdzie rozmaite grupy etniczne, wpływy kulturowe i prądy związane ze wszystkimi dziedzinami sztuk ścierały się ze sobą z wielką siłą tworząc poprzez wieki unikalną mozaikę, której daremnie było by szukać gdzie indziej. Dokładnie taką samą erupcję, zalew wielu wpływów, źródeł inspiracji i renesansową iście wszechstronność bez względu na poruszany temat znaleźć można w tym, co pozostawiła po sobie ta autorka. Bez zbytniej przesady powiedzieć można, że pisarstwo to, tak świeże w sposobie widzenia rzeczywistości, że stawia niejednokrotnie pod znakiem zapytania ramy stylistyczno-literackie; do tego angażujące się w każdy aspekt opisywanej tematyki bez reszty, z ułańską fantazją i z impetem; pisarstwo rozwijające wachlarz poruszanej problematyki do rozmiarów iście imponujących (a pomyślmy tylko jakie to stawiało wymagania co do poziomu edukacji u samej Urbanowskiej!); otóż takie pisarstwo jest czymś absolutnie bezprecedensowym i wyjątkowym na tle ogółu zjawisk literackich w naszym kraju i to nie tylko w ramach epoki dziewiętnastowiecznego pozytywizmu (skłaniającego się już silnie ku neoromantycznym trendom Młodej Polski), ale na tle całej literatury polskiej. Fenomen Zofii Urbanowskiej z jej unikalnym sposobem postrzegania świata do tego stopnia wykracza poza ramy potocznej krytyki literackiej, że krytycy (nawet tak rzetelni i zaangażowani jak pani Barbara Kosmowska [1]) przypinają tej twórczości metkę, jakoby jest to „literatura dla dzieci i młodzieży” i uważają sprawę za załatwioną. Zastanowienia godny jest sposób umotywowania merytorycznego dla tego typu osądów – osobowość konińskiej pisarki jest w stanie sporo zamętu wprowadzić do owej szczytnej dziedziny jaką jest krytyka literacka, a to dlatego, że krytyka owa nawet się nie otarła o zwyczajne zrozumienie jej twórczości, toteż o jej należytym docenieniu to już wcale nie ma mowy! Idąc tym samym torem, którym wysiłki klasyfikatorskie krytyki zdają się podążać, Szekspira trzeba by zaklasyfikować jako literaturę fantastyczno-naukową, baśń i fikcję historyczną, zaś dzieło pani Kosmowskiej (bez ironii - czoła chylę przed niektórymi ustępami tej rzetelnej i dobrej pracy) ma wyraźne i silne cechy pożegnalnej mowy pogrzebowej[2] .
Szanowni czytelnicy niniejszego eseju mają wielkie szczęście, że pisze go osoba nie mająca nic wspólnego z literacką krytyką, a przy tym ceniąca i lubiąca literaturę jako taką. Pisarstwo Zofii Urbanowskiej ma tę cechę, że ogrom treści wymusza styl, nie zaś odwrotnie. Tutaj najpierw jest wielość rzeczy do zakomunikowania, którą trzeba następnie ubrać w słowa i zebrać w karby fabuły. Stąd wynikają niektóre literackie niedociągnięcia w sferze formalnej. Nafaszerowana rozmaitymi informacjami powieść „Róża bez kolców” której akcja ma miejsce w Tatrach, jest powieścią niewątpliwie edukacyjną; jest też powieścią, która z powodzeniem może być czytana przez młodzież; jest to powieść o tematyce tatrzańskiej też niewątpliwie, ale żadna z tych definicji nie obejmuje całości. To co tutaj piszę też nie jest w stanie oddać nawet po części charakteru tej książki i zdezorientuje do reszty tego, kto jej nie czytał – ktoś kto czytał lepiej już wyczuje o co mi tu chodzi. Zadając sobie pytanie czym jest ze swojej definicji edukacja jako taka, co miało na celu opisywanie kultury i przyrody Tatr, a wreszcie czym jest literatura dla młodzieży, co powinna po sobie zostawić i co zainicjować dochodzimy do lepszego ROZUMIENIA sprawy niż to zawarte w lakonicznych definicjach o których mowa była wcześniej. Zamiast bowiem wpychać indywidualność twórczą tej miary co Urbanowska w kompletnie nieadekwatne formuły, może lepiej byłoby nieco bliżej ją poznać i coś więcej przeczytać [3] ? Bowiem ta powieść konińskiej pisarki to swego rodzaju flamboyant całego pozytywizmu polskiego, to jego kwintesencja w konkretnych ramach dzieła literackiego; to wreszcie powieść związana silnie z wysoce specyficznymi i otwartymi szeroko na rozmaite wpływy realiami ziemi konińskiej. „Róża bez kolców” (znamienny tytuł!) stanowić musiała w czasie zaborów niezwykle silny bastion narodowej tożsamości i patriotyzmu, ziemie polskie bowiem (rozbite wówczas na trzy sztuczne twory pod władzą trzech zaborców) traktowane są tu jako nierozerwalna jedność i ta jedność odniesiona jest szerzej jako nieodłączny składnik ogólnoeuropejskiej kultury powszechnej – względem polityki zaborców w owym czasie miało to bez wątpienia wymiar kolejnego powstania o narodowościowej proweniencji i wielkiej sile rażenia, ale nie na gruncie militarnym, tylko literackim. Pozostało to zresztą aktualne do dziś. „Edukacja” to dla Urbanowskiej stopniowe budowanie świadomości narodowej i dumy z tego czym było i czym jest polskie dziedzictwo. To przekonanie o potrzebie rzetelnego zrozumienia i głębokiej świadomości tego dziedzictwa. Ostatnio słyszeliśmy o potrzebie takiego właśnie rozumienia słowa „edukacja” z ust Jana Pawła II – słowem to bardzo zdrowe trendy niezależnie od epoki. „Kultura i przyroda Tatr” to konkretna realizacja owych edukacyjnych zamierzeń. W tamtych czasach (pod wieloma względami bardzo podobnych czasom dzisiejszym!), kiedy w dobrym tonie było wydać fortunę i jechać wypoczywać w Alpy, albo na Sycylię (co tak bezlitośnie wyśmiewał Dostojewski) albo też do wód w głąb Niemiec, konińska pisarka skupia się nad naszymi, rodzimymi górami tworząc olśniewające kolorytem opisy zarówno przyrody, architektury, jak i gwary, czy geologii; spisuje miejscowe podania i legendy, i co ważne – nie ma w tym wszystkim cienia ksenofobii i nacjonalizmu – jednymi z głównych bohaterów „Róży bez kolców” są przecież Anglik i Niemiec, a w toku narracji i w przypisach pojawia się wielka mnogość różnych narodowości i nacji. Pisarstwo Zofii Urbanowskiej jest więc głęboko demokratyczne i nie można o tym zapominać. „Literatura dla młodzieży” to dla Zofii Urbanowskiej nic innego jak świadomość – narodzona już w epoce romantyzmu – jak ważne jest odpowiednie ukierunkowanie człowieka od wczesnej młodości począwszy. Pobrzmiewają tu echa pozytywistycznej „pracy od podstaw” ale jest też zapowiedź młodopolskiego nawrotu do romantyzmu, nie można bowiem zapomnieć, że „młodość” została odkryta przez romantyzm. William Wordsworth (1770-1850), angielski poeta romantyczny pisał, że to „Dziecko jest Ojcem dorosłego Człowieka” [4], a Napoleon zastosował to w praktyce obniżając wiek kadry oficerskiej w swojej armii do minimum [5]. U podstaw, u źródeł inspiracji pisarki z Konina leży więc skomplikowana mieszanka oświeconego idealizmu, która z potocznym ujęciem terminu „literatura młodzieżowa” taka, jaką znamy obecnie ma niewiele wspólnego. Przeglądając w księgarniach dzisiejsze pozycje tej rzekomo młodzieżowej literatury, stanowiące często zbiorowisko śmieci i kolorowego chłamu zasypującego młodzież w ilościach hurtowych, aż serce się kroi, że taki skarb, jak „Róża bez kolców” nie doczekał się w ostatnich latach wznowienia! Bardzo nisko zwykliśmy cenić własną kulturę! Zostało nam tu jeszcze powiedzieć parę słów o stylu tej pisarki takim, jak go widzi czytelnik (a nie krytyk, rzecz jasna!). Otóż jest to styl głęboko wyważony i przemyślany, a przy tym żywy i wartki, nie znoszący dłużyzn i mielizn, czasem niecierpliwy. To, co z początku nosi cechy naiwności, po przemyśleniu nabiera głębi i wyjednuje autorce duży szacunek. Wypunktujmy sobie może niektóre cechy tego stylu: 1. Jest w pisarstwie Urbanowskiej wiele podanych, czy wręcz zacytowanych faktów i opisów naukowych, ale NIGDY nie popada ona w naukowy żargon, który dla czytelnika jest mało zrozumiały, a ponadto stanowi o fundamentalnym wobec tego czytelnika braku szacunku. Żeby wiedzieć o czym mówię, wystarczy przeczytać parę słów pierwszej lepszej pracy profesorskiej lub doktorskiej…..teraz to już chyba wiadomo o czym mówię. Urbanowska, wręcz przeciwnie; omawia każdy temat od podstaw i celowo nigdy nie dezorientuje czytelnika (czego nie można powiedzieć o autorze niniejszego eseju). Zawsze jest ona po stronie odbiorcy swojego pisarstwa, potencjalne pytania czytelnika wkłada ona nierzadko w usta swoich bohaterów i w ten sposób stają się one dla niej następnym źródłem inspiracji. 2. Literatura Zofii Urbanowskiej zdradza olbrzymią świeżość sposobu obserwacji świata i wielką ciekawość życia (mówiliśmy o tym wcześniej), co z biegiem lat, im dojrzalszą stawała się kobietą, może szokować. Powieść „Róża bez kolców” została przez nią napisana w wieku ponad 50 lat, czego kompletnie nie czuć, kiedy się ją czyta. Świeżość taka jest czymś unikalnym, czymś tak dalece bez precedensu, że trudno znaleźć dla niej jakieś literackie porównania. To jedna z najbardziej urzekających cech jej stylu. 3. Obserwując literacki sposób budowania opisów i analizę faktów ówczesnego życia społecznego (podanych zawsze w zbeletryzowanej formie) dostrzec można jeszcze jedną, fenomenalną cechę omawianej tu przez nas powieści. Pomimo wielorakich kłopotów, których pisarka zaznała w życiu niemało (z finansowymi włącznie) nie stała się ona osobą piszącą dla kariery i żerującą na walce różnych, istniejących wtedy stronnictw i ugrupowań życia społeczno-religijno-politycznego. Nie! – naczelnym założeniem w twórczości tej wspaniałej osobowości twórczej było opisywać tak, aby łączyć, koić rany tego rozbitego kraju, a nie jątrzyć i potęgować podziały. Będąc osobą krytycznie i racjonalnie nastawioną wobec każdej, bez wyjątku dziedziny życia, nie deprecjonuje ona żadnej z nich i każda jest dla niej ważna w jednakowy sposób. Słowem – to był dobry człowiek i jako taki wymaga szacunku. 4. Czytając „Różę bez kolców” nie sposób pominąć jeszcze dwóch cech tej powieści i dwóch cech charakteru pisarki zapewne też. Chodzi mi tu o olbrzymi temperament i poczucie humoru. Jeżeli jakakolwiek kobieta opisuje z obiektywizmem naukowca męskie uprzedzenia wobec kobiet (na przykładzie Niemca, prof. Stranda), to musi mieć poczucie humoru. Jeżeli w trakcie narracji potrafi traktować ten opis z dystansem i z dystansem traktuje również siebie samą, to znaczy, że to poczucie humoru musi być olbrzymie. Jeżeli przy tym stać kogoś na bezkompromisowe (a nawet obrazoburcze w pewnych kręgach) stwierdzenie, że wybór wyjazdu w Alpy, zamiast wyjazdu w Tatry dowodzi, że ten, kto tak robi po prostu się nie zna na rzeczy, to taki opis znamionuje temperament pierwszej wody!
Na tym zakończę ten krótki szkic i esej będący jednocześnie wprowadzeniem do bardzo wartościowej twórczości konińskiej pisarki deprecjonowanej niestety i niedocenianej rażąco w kraju, który ukochała – raz jeszcze chcę podkreślić, że mamy tu do czynienia z prawdziwą indywidualnością twórczą i osobowością, której sposób widzenia świata pełen jest po dziś dzień niekłamanej, humanistycznej głębi. Temu sposobowi widzenia rzeczywistości pozostała ona wierna aż do końca.
[1] Barbara Kosmowska „Pomiędzy Dzieciństwem i Dorosłością – o powieściopisarstwie Zofii Urbanowskiej”, Pomorska Akademia Pedagogiczna w Słupsku; Słupsk 2003 [2]Cytuję (choć nie mam ochoty): „Problematyka tej książki [czyli książki pani Kosmowskiej właśnie] jest świadectwem jednego z przebrzmiałych i nie budzących emocji zjawisk literatury. (…) jej dorobek [czyli Zofii Urbanowskiej] ma niewielką szansę na ponowne społeczne zaistnienie.” [Barbara Kosmowska „Pomiędzy Dzieciństwem i Dorosłością – o powieściopisarstwie Zofii Urbanowskiej”, Pomorska Akademia Pedagogiczna w Słupsku; Słupsk 2003 , str.5] Te zdania to bzdury i niekompetencja najwyższej rangi – jak można zaczynać tak pisanie pracy o kimkolwiek? [3]To bardzo zgryźliwa uwaga i od razu zaznaczam, że nie tyczy się ona pracy pani Barbary Kosmowskiej, pracy wyczerpująco traktującej temat i z dużym wyczuciem (na ile oczywiście mogłem to stwierdzić nie dysponując wiedzą tak rozległą jak pani Kosmowska). [4]Wiersz „Serce mi z radości skacze…” znany też pod tytułem „Tęcza” z 1802 roku. Przekład Tomasz Krzykała [5]Jeszcze mi się po głowie kołacze wyśmienity opis bitwy pod Waterloo autorstwa Stendhala w „Czerwonym i Czarnym” (przekład Ta |