Dziś (06.09.2007) parlament Wielkiej Brytanii zezwolił na łączenie ludzkiego materiału genetycznego ze zwierzęcym. Prawdę mówiąc nie wiem, co to oznacza i jak wyglądać będą te eksperymenty łączenia, czym zaowocują i co mają na celu, ale mnie to niepokoi.
Chciałem zawsze, zarówno w tym co pisałem, jak i w moich prywatnych poglądach, podkreślić podmiotowość człowieka jako jednostki, bo ta podmiotowość jest przecież odbita w sztuce, zwłaszcza w literaturze. Zawsze widziałem słabego, powikłanego człowieka, takiego, który nie daje sobie rady z własnym życiem jako szczególny uśmiech zesłany od samego Boga – człowiek słaby potrafi przecież skruszyć dużo mocniejszych od siebie siłą tych właśnie problemów, wyeksponowanych i widocznych, jakie ze sobą niósł przez życie. Zawsze widziałem człowieka jako jednostkę platońską, nawet mesjańską trochę - grecką, wolną, i trochę taką jak w wyobrażeniu albigensów, czyli obdarzoną niegasnącą iskrą pochodzącą od absolutu. Jednocześnie zawsze i niezmiennie będę walczył z kościołami i religiami o uwolnienie człowieka, o pozwolenie mu na pełne korzystanie z własnego umysłu, o zgodę na jego odrębność od filozoficzno-etycznych schematów, na zgodę na jego normalność. Zawsze, kiedy ktoś mi mówi o potędze zła i destrukcji, którą personifikują różni w postaci szatana albo diabła, patrzę na to z dystansem - jeżeli ktoś widział krakowski rynek wcześnie rano w środku lata, albo błysk w oku dziewczyny łatwo zrozumie mój dystans. Ale takie podejście w medycynie łączące człowieka ze zwierzęciem w ściśle organiczną całość może w przyszłości stanowić ustawienie ideałów humanistycznych na równi pochyłej i zgodę na ich degrengoladę jednoznaczną z jej inicjacją. Wypada mi tylko powiedzieć - szkoda, gdyby miało to pójść za daleko. Miejmy nadzieję, że dojrzałość większości ludzi jest dostateczna - zgoda na upadek podmiotowości człowieka może w konsekwencji stać się czymś trwałym, czymś nie do zatrzymania. Ja nie chciałbym usłyszeć o szacunku należnym człowiekowi jako niezwykle sprawnej maszynie do przeprowadzania skomplikowanych logicznie procesów myślowych - szacunku należnym jej właśnie przez tą sprawność. Człowiek, to jednak Ktoś - jakkolwiek archaicznie by to nie zabrzmiało - w świetle sztuki człowiek jest Kimś. Tak pojęty Ktoś przez samo pojawienie się powoduje cud istnienia i go odbiera zmysłami. Myślę, że religijne rozumienie tego cudu bardzo go umniejsza; umniejsza o całą estetykę. Nie jestem pewien swoich racji – tylko nieśmiało wyrażam swoje zdanie i chęć, żeby jednak nie ruszać człowieka z piedestału, na którym go ustawiła tradycja, bo może lepiej dla niego, że stoi tam gdzie jest i że od błota oddziela go wysokość piedestału… |