„Mówią płonie stodoła płonie aż strach, Trzeszczy wszystko dokoła ściany i dach Gorąco, że hej!”
Jej treść oddawała idealnie to, co się właśnie stawało. Małgosia gryzła w opętaniu wszystko co się ruszało do momentu kiedy ruszać się przestawało. Babcia wymachiwała kijem według tych samych kryteriów opłacalności porcjowania wysiłku co poprzedniczka. Adam wraz z Ewą próbowali mitygować, ale wiadomo z rozszalałym tłumem jest to prawie niemożliwe. Ostatecznie dali za wygraną lądując pod stołem brocząc krwią, rażeni precyzyjnym sierpowym Jasia. Ja schowałem się pod stołem i dla pewności jeszcze udawałem martwego strzelając tylko raz po raz okiem, by w razie demaskacji lub innych czynników losowych zmienić pasywną strategię obrony na jakąś inną. Z natury swej jestem tchórzem. Wrzawa nabierała rozpędu i rozmachu. Każda bijatyka ma w sobie coś z dialektyki, ta posiadała także pewnego rodzaju, uparty i natarczywy eksperyment stanowiący jej cel. Ciekawość sprawdzenia jak wyglądać będzie człowiek jeśli zmieni się jego pozycję działając siłą skoncentrowaną w określonym punkcie, lub sprawdzenie czy ten stół nie powinien leżeć inaczej i w innym miejscu, okazały się silniejsza nawet niż estetyczne przywiązanie piwa do kosmatej pianki. Krótko, zasadę bójek knajpianych można przedstawić jako chaotyczną zmianę, brutalne przemieszczanie połączone z czysto naukowym empiryzmem metodologicznym.. i właśnie w momencie, gdy upragnione poznanie było takie bliskie, nastąpiło coś czego nikt w podobnych okolicznościach by się nie spodziewał – gwałtowna, napastliwa cisza - rozumiana nie jako brak dźwięków, lecz co najważniejsze, jako stan przejścia jednego hałasu w drugi. Novum. Odgłosy regularnej bitwy ustały, ale przemówiłem za pośrednictwem przystojnego prezentera telewizyjnego niemiłosiernym falsetem. Skończyły się reklamy. Skończyła się walka. Rozpoczęła się rozmowa z gościem w studio telewizyjnym...
Piotr Dromader Dzień dobry wszystkim.
Menażeria Dzień dobry!
Piotr Dromader Witam państwa przed telewizorami a szczególnie Pana Tralalińskiego i innych mniej ważnych gości, którzy nie są przed telewizorem tylko w telewizorze, haha! To tylko dowcip, jak zawsze na początku naszego programu, proszę się nie krępować.
Tralaliński Dzień dobry wszystkim! Ależ nic się nie krępuje, jakbym mógł, dowcip zawsze jest oznaką dystansu, dowcipu nie bierze się poważnie, haha! Ze mną może sobie pan dowcipkować do woli, byle grzecznie. Dromader Dziękuje za pozwolenie. Niestety nie po to się zebraliśmy by śmiać się z innych i obrażać wzajemne urodzenie. Tematem na dzisiaj jest Chód. Czy warto chodzić? Czy chodzić w chłodzie? Może chodzenie w chlapie jest lepsze? Co wybrać? poetyczne tuptanie czy wulgarne łażenie bez rymów i seksistowskich metafor? O tym warto rozmawiać, zapraszam. Tymczasem (...) Menażeria Łaa!
- Oto działanie mojego wynalazku! „божécтвeнный” zesłał pokój. Pokój duszy i ciała. Metafizyczny, prosty ład i wygładzony wewnętrzny porządek myśli. Dźwięczne „łaa!” wyraża wszystko, to wrzask towarzyszący umysłowej depilacji, wyrzutnia albatrosowa i destrukcja w unifikacji totalnej, znak nowego nieba, symbol arkadii na prąd. Należy teraz bezustannie się weń wpatrywać, to jasne kineskopowe lśnienie naprawdę daję szczęście. W bójce nastąpiło katharsis, „Alibi” nareszcie zmieniło się, stało się miejscem doskonałym, nie zazna się tu trwogi, nie zazna nieszczęść i goryczy. Takie „Alibi” to ideał. Klasa sam dla siebie. Mniamuśność i stabilizacja. Konieczność! Moment ten musiał kiedyś nastąpić. Nie udało mi się Całunem Turyński, ale udało mi się z tumanem (to chyba znowu o mnie). Koniec z dymem, koniec z cierpieniem, teraz każdy może przejrzeć się w płaskim ekranie jak we własnej duszy, której jest on realnym obrazem. Co tam Mesjasz, co tam w mękach zbawienie! Nic to! Co tam krew czerwona, niech popłynie prąd poprzez kablową szarzyznę plastikowych żył, niech zasila i zasiewa. Niech żyje Żywy Telewizor! Tutaj jest wolność, tutaj jest nirwana, jasne pełne oczyszczenie. Niepokalaność, nicość i łatwizna. Jupi! – niezwykle podniecony Aperitif agitował menażerię - Ba! Nic jest zawsze łatwiejsze niż coś! O taki stan rzeczy nam chodziło! Haha! – swoje dodał Sierożnia - Do was wysyłamy nasze beknięcia, ludu przybytku knajpy, ludu niepamięci telewizyjnej, oto rewolucja się dopełniła! – obwieścili na raz wszyscy równo, po żołniersku deklamując nowy akt strzelisty.
- Koniec mojej żałoby lady Przekąsko, żegnaj – szepnął Aperitif
Adam Dopierdala : (...) Pani Dorota została bez grosza przy duszy. Troje dzieci głośno domaga się posiłku, ale mąż musi mieć za co pić, prawda?
Pani Dorota Ano musi. Jestem bezsilna. Nic na to nie mogę poradzić. Mały Tomek jest taki chudy, że może się zmieścić pod dywanem. Adam Dopierdala Tak, to smutne(...)
Menażeria: Łaa! Wzruszające!
Chuck – dobry bohater Gdzie jest Alberto?
Żołnierz – zły i ranny Chrzań się ty ruda... (pif-paf)
Chuck: zwracając się do innego, złego i rannego żołnierza Hej, a ty coś wiesz? (...)
Menażeria: Łaa! Trzyma w napięciu! (...) Ty idioto! Bzzz Popłacz się Bzzz Zabij go! Bzzz Nie dla idiotów! Bzzz Wybieram bramkę numer... Bzzz Kocham Cię! Bzzz !! Bzzz (...) Exima! Menażeria: !!!
*** Epitafium
To koniec starej Alibi. Nastała proporcjonalność i symetria. Nowa Jakość! Nikt nawet nie zauważył, że Adaś z Ewką po bójce już się nie podnieśli. Wszyscy knajpowicze zasiedli na cudownej kanapie (dołączonej wraz z „божécтвeнный” jako element gratisowy) przed ekranem tępo się weń wpatrując. Kanapa wygodna jak niebiańskie odzienie! Cóż winna kanapa, że się na niej siedzi wygodnie? Poeci, zapewne doznawszy podobnych, wzruszeń, opisaliby w pięknych słowach cnotliwość siedzenia, porównaliby ją do swojego pegaza, wraz z nim, na jego grzbiecie podążyliby w międzygwiezdną podróż, pili by wiatr i całowali deszcz, niestraszne byłyby im burze z gradobiciem, pioruny i zimno... Poeci, to brzmi śmiesznie, kukły, psia ich mać! Kamerdynerzy totalnej moralności! Placki ziemniaczane w sosie pomidorowym. Bóg (przecież nie istnieje) tworząc ich mógł stosować się do właśnie takiej receptury. Tym i Owym wystarczy ten mały kawałek mebelka, nie po to by wzlecieć (ha, ha), lecz tylko dlatego, by mieć gdzie posadzić swoje czosnkowe przydatki... a czas odmierzają tylko zmieniające się szybko kolorowe obrazki i hiperboliczne reklamiszcza. Moment ten, kiedy ogon zaplątuje się już w gardle swego posiadacza, moment totalnego zwrotu, dokonał się w totalnej instytucji telewizyjnego raju. Ten, Owen zreplikowali się w znakach elektronicznych klonów, wrócili do siebie dzięki Telewizorowi w danej naocznej. Wszystko, co teraz robili, robili tak, by móc oglądać się w ekranie. I tak Metzger znowu planuje i knuje obserwując się na Discovery, Baśniowi biją obserwując się w programach informacyjnych, Aperitif zapominał o zmarłej ukochanej Przekąsce i dalej razem z Sierożnią kombinują nad nowym przełomem, wielu obserwuje ich zmagania codziennie o tej i owej godzinie, a cała reszta byłych smutasów zatapia się w niezliczonych programach z całego świata, zapełniając próżnię chcenia nieustannie. Dopiero teraz dostąpili wielkich, nieograniczonych możliwości widzenia wszystkiego jakiekolwiek i gdziekolwiek by to było... amen. A ogień w kominku płonie ogniem delikatnym, ledwo żywym, nieśmiałym i bojaźliwym. Czy to płomyk nadziei i ukojenia, płomyk Płomienia, prawdziwie żywy?
Koniec
|