Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Tomek G

wzajemne

* * *

 

Wzajemne, podwójne, koleżeńskie

Tak żądne i konieczne

Do tego stopnie aż . . . są i są

Wspaniałe nieznane

                                    Już poznane

I tylko to się liczy

Bo cóż innego ponad to

                                    Trwać może

I znów podwójnie wzajemne

Bez udziału postronnych

                                      Oczu

                                          Uszu

                                              Ciał

Jakież to perwersyjne

Jakież to gigantycznie nieobliczalne

A to tylko wzajemność

A może nawet coś więcej

Bo nawet mundur nie uwalnia od żądzy

I nawet mundur pomaga i dodaje uroku

Bo teraz to już prawnie

Teraz to już zupełnie legalnie

I mimo że w głębi świńskie to

To jednak coś każe czynić

 

W całym moim kraju jest wielu takich jak ja

Ilu z nich zdążę poznać nim umrę

Czy aż tak duża koniecznością jest

Aby wciąż poznawać

 

Potem idziemy we dwoje

Wzdłuż korytarzy przepełnionych handlem

Idziemy szukając miejsca na samotność

Tu zajrzymy, tu i tu

Nic z tego

Jacyś ludzie kiwają na nas

Jesteśmy z nimi

Drzwi w końcu jakieś, samotne odludne

Więc wchodzimy bo to już

A tam schody w górę

Po schodach idziemy

                       W ciszę, w pustkę

Tam piętro i ściany, nicość

Powrót zmęczony w dół

Ktoś tam stoi i chce czegoś

My w mundurach, my możemy

I drzwi znowu

                  Oddzielne

                          Jedne i drugie

Lecz za nimi jedno wielkie pomieszczenie

Łaźnia jakaś, prysznic

Ciągną się, ciągną

Wciąż jakby nowe ale wciąż to samo. Aż koniec

Jakby XIIX wieczna łazienka

A tam trzy nagości, kąpią się i chlapią

I do szafy, siup . . .

A tam pusto, ściana. Więc powrót.

Tym razem już mroki i labirynty

Nie ma już blasku, nie ma hal

Ściany, ścianki, ścianeczki

Kabiny jakieś lecz w nich sala wielka

Tam sami jesteśmy

Czujemy siebie, czujemy aby czuć

Gdzieś w mroku szum i szmer

Co to? Cień. Szum.

Cóż to? Cóż to?

Światło, gdzie jest kontakt. Włącznik.

Ale prądu nie ma

A tam w mroku brzęczy i szumi

Cień. Postać. Strach. Cień.

                                     Wiertarka

Wiertło ogromne wiruje.

Kim żeś. Czym żeś

                       I skąd prąd masz

Czyżby wiertarka twoja na baterie. A on. A to.

Zamiast mówić, odpowiadać w czoło wkręca wiertło.

W czoło

           Nie moje bo widzę to przecież

Wrzask, wrzask, wrzask

           Cóż ja mogę zrobić

                          On trup już

Uciekam!

Biegam poprzez korytarze, mijam ludzi

           Oni dziury mają

                          W głowach

                          W piersiach

                          W oczach

Idą, suną, powłóczą sobą

Uciekam więc, biegnę, gnam

Jakby ulicą

            Biegnę, mijam ludzi

                                          Trupy

A oprawca, a wiertacz znikł

Dokąd ja biegnę?

Wszak labirynt to ciemny, jak łaźnia czysty

                                                                   Jeno mrok pozostał

Odpocząć czas, więc staję

                                   A tam drzwi

Za nimi szmer jakiś

Otwieram je a tam ściany. Gołe niby a jednak szaf i półek pełne.

Ludzie jacyś bez głów i bez życia.

Przyjaciel mój z dziurą w czole, nachyla się nad kielichem zdobionym.

Niby z butli leje krew swoją z głowy do tego kielicha.

Potem pije ją

           I znów nalewa

Potem pije ją

           I znów nalewa

Cóż to za absurd.

Inny znów bez głowy wisi do góry nogami i waha się

                                                                                I tyka

Cóż to, cóż to – gdzie jestem? W czyim śnie, w czyjej jaźni?

Do przyjaciela podchodzę

„Co robisz przyjacielu mój” pytam go

„Uzupełniam się” odpowiada

o absurdzie, uciec znów chcę z miejsca tego.

Lecz drzwi znikły, wściekam się

Chwytam nie wiedzieć skąd topór

Rąbię szafę a tam okno, za którym znów labirynt

Zmęczony już jestem. Niech ktoś mi powie kim jestem, czym jestem i gdzie jestem.

Szum wiertła powraca. Uciekać, uciekać

Na cóż mi mieć dziurę w czole i uzupełniać się lub tykać.

Korytarz długi, postać ciemna przede mną.

Stoi, to on lub ona lub ono, skądże mam wiedzieć.

Wiertło znów wiruje, jest tak blisko.

A to coś idzie do mnie

To jak tak sobie myślę, że byłby z tego całkiem niezły film?

Ale śmierć już blisko, rzucam się więc na niego. Odpycham, uderzam.

Trafia w ścianę i łamie wiertło. Już mnie nie goni, nie ściga.

Mówi że musi wiertło spisać w narzędziowni, bo się nie rozliczy. Rozliczy?

Musi pobrać nowe wiertło aby móc dalej wiercić dziury w głowach.

Korzystam z chwili i umykam...

I znów jakieś prysznice i krew kapie

I znów szum... 

 

* * *

 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur