krzywi się na mnie miasto
drze swoja głupia mordę rynsztoki podkłada pod nogi
ohydnie staje w poprzek planów na cały dzień zgniata płuca w autobusowym uścisku
a szkoda myślę sobie szkoda bo grzeczne miasto było jeszcze wczoraj
jeszcze my się wtedy nie rozpadaliśmy na tysiączne kostki brukowe
jeszcze 8.20 oplatałam je nogami – budziliśmy się do dnia tak samo leniwie
a dzisiaj z ryjem na mnie bo dziewczynkom trzeba wyrwać włosy i wywlec na przystanek
pokazać gdzie ich miejsce
nie jesteśmy dziś dopasowani ja i moje miasto
próbuję całe popołudnie czule i delikatnie schodzić tak jak lubi
wilgotne podnieceniem bramy
nic to – więc skrywam je aż do jutra rana pod dębowym listkiem
|