Jadę do Częstochowy kupić Matkę Boską Fluorescencyjną
/sen/prestissimo
na każdym przystanku wypadają zęby walizki dewocjonaliami zapchane wprost przekrój wyborczą kiełbasę przestanę czytać ćmie o północy następną porcję śmietany
mijając Kłomnice a później Rudniki gdzie szarość z nieba spada cementem przygnębiająco wyziewam zawzięcie by do Aniołowa doczekać już widzę wieżę choć wcale nie wierzę że wiara cudownie uwierzyć chce we mnie
medalikarskim spojrzeniem gdzieś od menela żula złodzieja dewianta kurwy na Wieluńskim kupię za portfel skradziony figurkę podróbki małoważnej wagi made in Lisiniec
jest dworzec całkiem kolejowy koleją rzeczy nie po tej stronie gdzie nowy czas wrócił do poprzedniej z epok i barak kwadratowy od piłsudskiego od wolności kibel ten sam zajebany gównem pedalstwem smrodem pielgrzymkowym
biegiem najświętszej Marii Panny aleją ponad dachami zdawać by się mogło do sienkiewicza gdzie cyganek siedem na ławkach wróżby sprzedając mamroczą w potoku ludzi klękających dewot spoconych żebraków różańców krzyżyków figurek straganów obrazków łańcuszków trąbek obwarzanków przepychańca taniec byle do klasztornej