choć bezpośrednio nie stanie się żadna w małym szaleństwie nutka filozofii ziarnko do ziarnka aż zbierze się prawda w postępującej świata entropii
właśnie wychodziłem zadzwoniła Wena a tak bardzo chciałem dostać bukiet irysów a tak bardzo dostałem po mordzie nie piszesz mój drogi od czasu pewnego nie łasisz się do mnie nie tęsknisz kolego co cię tak bardzo od pióra odrywa halo kochany to ja Wena twoja wciąż żywa
zamknąłem usta błyskawicznym zamkiem by woda za szybko nie uleciała irysy szlag trafił przepraszam dałem ciała ale to wszystko ta polityka ten zegar bomba co w głowie tyka i skoncentrować nie mogę się wcale pal licho pisanie pierdolę zapalę
a ona dalej na kablu wisi żale już krzyki ja chcę irysy i dręczy i wierci mi w brzuchu dziurę czuję jak złuszcza mi się naskórek ja znów rymuję a w głowie myśli walą młotami wciąż ta sama śpiewka pomiędzy wersami
choć bezpośrednio nie stanie się żadna w małym szaleństwie nutka filozofii ziarnko do ziarnka aż zbierze się prawda w postępującej świata entropii
i nagle sygnał przerwała rozmowę zachodzę w głowę co stać się mogło jakim sposobem w jednej minucie tuż przy mnie obok rozpromieniona irysów bukiet i rozpalona Ona