Cegła - Literatura - Proza - Poezja
JEST JUŻ 24 NUMER MAGAZYNU CEGŁA - PIECZĘĆ, PYTAJ W KSIĘGARNI TAJNE KOMPLETY, PRZEJŚCIE GARNCARSKIE 2, WROCŁAW
AKTUALNOŚCI MEDIA PODREALIZM CEGIELNIA WASZE & NASZE WYWIADY LINKI KSIĘGA GOŚCI REDAKCJA
 
 
WRÓĆ | WYDRUKUJ

Wiktor E. Pietrzak

Greg (czyli 'choroba')

 

 

                Zdawał się krzyczeć, ale nie, on dusił w sobie gniew. Miał już dosyć tego stanu rzeczy: ciągłej rutyny, która nieubłagana nękała jego życie od kilku dobrych lat. Przeświadczenie, że zawsze był, jest i będzie na przegranej pozycji, tylko potęgowało jego rozgoryczenie. Uderzył pięścią w poduszkę i zasnął.

                Za oknem wiatr miotał klonami, jaworami. Wierzby snuły swoimi koronami po pokrytej liśćmi trawie. Mimo, że jeszcze było lato(?), dni stawały się chłodniejsze i coraz to krótsze. Po niebie snuły się ołowiane chmury pękające rtęcią, zawieszone, ciężko zwisały i z miarodajnym mozołem snuły się po sklepieniu. Trawy straciły swoją soczystą zieleń. Liście goniły za wiatrem. Cały świat jakby zatrzymał się w cieniu lata, karmiony szczodrobliwą ręką dogasającego słońca, chciał wszystko przeczekać w ułudzie. Jednak jesień stawiał swoje zabłocone buciory tuż za jego krokami.

Coraz żywiej wiatr zaganiał liście, a liście uczepione jego jedwabistego płaszcza, lawirowały. Wierzby konały w konwulsjach, bezwładnie opuściły głowy i wydawały odgłosy agonii.

                Tego dnia Greg nie miał zamiaru wstawać. Ogarnęła go kompletna rozpacz.

-Po co mam oglądać te same twarze, szyderczo spoglądające na mnie, po co?- myślał. Oddając się mętnie zarysowanym refleksjom, błądził myślami w krainie wspomnień, poddając lepszej selekcji popełnione błędy. Nie mógł uwierzyć, że wciąż żyło w nim ufne dziecko.

-Przecież miało zginąć. Miało udusić się egoistycznymi myślami, pysznyną pozą, zdawkowym altruizmem.

Z początku starał się hodować je, troszcząc się niezmiernie, potem zaś chciał je czym prędzej zgładzić. To właśnie ono było przyczyną jego nieszczęść i słabości. To ono przyzwalało mu na zawierzanie ludziom. Nie mógł tego tolerować. Musiał podjąć odpowiednie środki, by zgładzić tą niewinną duszyczkę.

Mimowolnie zwlókł się z łóżka, poszedł do kuchni i machinalnym ruchem wyciągnął kawę...wsypał ją do ekspresu...wlał wodę...Teraz pozostało mu tylko oczekiwać. Czas-ten sam- który wczoraj był dlań brutalnym i najkrwawszym oprawcą tortur.

Chciał o wszystkim zapomnieć, lecz autonomiczna pamięć sama przywołała na myśl obrazy wczorajszych wydarzeń.

-Gdyby jutro mogło umrzeć na zawsze w pamięci wszystkich!- wykrzyknął i uderzył pięścią w stół. Wtedy to Experss dał o sobie znać, że wykonał swoją czynność najlepiej jak potrafił. Nalał do kubka kawy; zamyślił się. Nie zdołał dosłyszeć dzwoniącego telefonu.

Wyrwany z dysonansu, podniósł się szybko z fotela i ruszył co sił w nogach w stronę aparatu telefonicznego. Za późno.

 -Ciekawe kto to dzwonił- rozwodził się- może znów jakiś narwany tępiciel? Niech ich wszystkich...

To tylko jedna z myśli jakie dręczył jego umysł. Pozostałe staczały coraz to krwawsze boje pod jego płową czupryną. Chciał na drodze konkluzji wyciągnąć najbardziej trafne spostrzeżenia co do własnej moralności i zepsucia. Czuł się niedowartościowany, a jego wiarę w siebie podważyły opinie innych ludzi. W pewien sposób obligowały go do przedsięwzięcia stosownych kroków, by jak najszybciej zrehabilitować się w oczach innych. Choć jego pokuta miała wymiar całkowicie osobisty, sam żądał od siebie gruntownych zmian, naprawy zwichniętego umysłu.

Przez chwilę zapatrzył się na półkę z przyprawami. Wydawało się mu, że pani Papryka bije się z panią Gałką Muszkatołową, a pan Pieprz docina pani Solniczce. Nie mógł pozwolić, by takie utarczki miały miejsce na jego kuchennej półce. Zdjął z niej paprykę i pieprz, położył pojemniki na stole i otworzył okno.

Wiatr znalazł kolejne miejsce, gdzie będzie mógł wprowadzić swoje szwadrony podmuchu. Całe bataliony powietrza zajęły się układaniem jego włosów. Miła woń świeżego poranka obmywała mu twarz, spływając lekko po jego buzi niczym atłasowa płachta.

Słońce wschodziło na nieboskłon, wtaczając swój barwny czerwienią czerep.

Można by rzec, że wszechobecna harmonia jest w stanie uspokoić jego skołatane nerwy. Życie -wciąż takie samo- płynie nieustannie nowymi nurtami, chciałby je złapać w dłonie i przez chwilę zatrzymać przy sobie, lecz kiedy ono przecieka mu przez palce. 

Nagle wiatr ustał.

Znowu zadzwonił telefon. Tym razem szybciej się ocknął, niż poprzednio. Położył rękę na słuchawce.

-Podnieść? - zastanawiał się - a może lepiej nie wiedzieć czy mnie widziała. Gdybym zabrał Edwarda wcześniej z klubu ... gdybym zabrał go wcześniej... można być szalonym, ale tak by ludzie tego nie dostrzegli, a ja popełniłem taką gafę. Jak mogłem o tym zapomnieć? Przecież...

Urwał myśl i pobiegł do  pokoju.

-Dlaczego ja! Dlaczego właśnie ja? Słyszysz...? Boże...?- wyciągnął z szuflady czasopisma pornograficzne i cisnął nimi w stojący na szafie krucyfiks. Z rozkosznym grymasem na twarzy zatrzymał się na chwilę, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Poczym spazmatycznie upadł na ziemię.

Otworzył oczy. Myślał, że śnił, a teraz dopiero się obudził. Skonfundowany przykucnął na podłodze i ogromnie tęsknił za rutyną, która męczyła go każdego dnia, aż do wczoraj.

Jedno zasadnicze pytanie nękało Grega od rana. Zastanawiał się, czy kiedy otworzy oczy zacznie się ta sama gra? On będzie dalej udawał, odgrywał swoją rolę ze wstrętem, a oni... mierne kukiełki...z namaszczeniem i z niebywałą uwagą będą się przyglądać sztuce jednego aktora.

-Jeszcze chwilę a eksploduję...kurwa!- wykrzyknął ze wszystkich sił, by wreszcie odeszły od niego te wstrętne, męczące myśli. Po chwili sąsiedzi z boku zapukali w ścianę z pewnym wulgarnym suplementem, żeby wreszcie się uciszył.

Po raz kolejny zadzwonił telefon. Odebrał bez namysłu.

-Słucham!- z poirytowaniem krzyknął w słuchawkę;

-Halo, to ty Greg? Mówi Edward... jesteś tam?- zapadła cisza. Greg nie odpowiadał, czuł wstręt, w końcu 'To wszystko przez niego, to nie ja zawiniłem';

-Tak... mów, słucham ciebie... - pośpiesznie powiedział od niechcenia.

 -Chciałbym przeprosić za wczoraj, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Jestem tylko człowiekiem... może troszkę narwanym... Sorry, że tak wyszło.

-Nie... nie... nic się nie stało... to z resztą moja wina.

- Greg, moglibyśmy się spotkać dzisiaj u ciebie?- wyszeptał, wymawiając każde słowo z osobna z należną mu czcią.

Greg zamyślił się , nie miał pojęcia co odpowiedzieć. W końcu on  pierwszy raz...

Greg zamyślił się , nie miał pojęcia co odpowiedzieć. Po wczorajszym dniu w jego łepetynie pozostały same zgliszcza- niedobitki już dawno skonały.

-Ed... poczekaj moment, ktoś puka do drzwi...-odłożył słuchawkę na bok, powoli przesunął zasuwkę zamka.

Przed nim stał jego kumpel, a koło niego dziewczyna: Róża. Robert chciał go z nią zeswatać, jeszcze nie tak dawno temu.

-Cześć, wejdźcie!- powiedziawszy wyciągnął do nich rękę, lecz nikt- prócz zawieszonych w powietrzu cząsteczek, drobin, atomów i tego pokroju specyfików- się z nim nie przywitał.

-Zajmiemy ci tylko chwilkę- zaczął dobitnie Robert- wczoraj zobaczyliśmy coś, czego nie chcielibyśmy zobaczyć nigdy...

-To było wstrętne- przerwała mu Róża- następnym razem uprzedź innych, a nie, potem odstawiasz na ich oczach... jakieś tanie szopki!

Kiedy skończyła, oboje odeszli bez słów.

                Stało się, wszystko co ukrywał przez te dwa lata, wyszło na jaw. Długo jeszcze w uszach brzmiało mu słowo Roberta: 'nigdy'.

 Wiedział, że przyjaźń z nimi jest już stracona. Co gorsza wszystko zadziała jak domino, skutkując niepowetowanymi stratami. Najchętniej zamknąłby się w jakiejś szafie i ukrył przed całym światem, może wszyscy zapomnieliby o wczorajszym zdarzeniu i o nim? Mógłby dalej odgrywać swoją rolę... Było już za późno, stało się. A takie gdybanie pogarszało tylko sprawę.

                Do pokoju wlało się światło wzbijającego się w górę słońca. Zapowiadał się piękny letni dzień, który nie raz przynosił ludziom kojące zapomnienie. Dojrzał teraz dokładniej kolory swojego mieszkania, kształty mebli, sprzętu. Przypomniał sobie o telefonie.

-Zapewne i on dał już sobie spokój i rozłączył się. Cholera, zawsze przegrany dla świata! Myślałem, że zawsze należy podejmować ryzyko, by pojąć cudowność życia.- Zamierzał odłożyć słuchawkę, kiedy usłyszał:

-Greg, na reszcie!- zniecierpliwiony wywrzeszczał z entuzjazmem.

-Ed, nie rozłączyłeś się?- wyszczebiotał.

-Chciałbyś?!
 
  STRONY PARTNERSKIE I POLECANE PRZEZ MAGAZYN CEGŁA  
   
  Portal turystyczny Noclegi-Online Wrocław  Kalambur