Dobrze, opowiadaj. Akcja
I
Dopiero dwa dni po zdobyciu tego starego jak pierwsza jaskinia Woldegorta miasta, zorientowaliśmy się, że nie wszystko jest tak, jak być miało. Herszt obiecywał góry wszelakich rozmaitości, tymczasem – równina starego mięsa i średniej jakości wino. I ten smród. Jakby w pobliżu zdechła wielka ryba. Ale skąd tu ryba niby? I to wielka.
II
Zjedliśmy herszta. Jego obietnica się nie sprawdziła i Bolkowi nie odrosły nogi. Przed murami miasta znaleziono sałatę. Dziwne to znalezisko. W okolicy nie ma niczego w kolorze sałaty.
Cuchnie rybą. Zupełnie jakby się zbliżała. Albo powiększała, pęczniała i pochłaniała wszystko.
Dwanaście razy uderzyłem w dzwon. Miało być dziesięć, ale dziesięć się nie dzieli przez trzy. Dodałem dwa na wszelki wypadek. Może ktoś akurat robił psem kupę i nie usłyszał.
Herszt mówi, że skarby gdzieś są. Najpewniej za murem. Pod ziemią. Myślę, że pod ziemią jest już tylko ryba. A za murem to najpewniej nic nie ma, bo każdy zasrany kosmos musi mieć jakąś granicę.
Pięć. Pod ziemią jest już tylko ryba. Bolek nie odzyskał nóg. Kosmos się skończył dzisiaj o 14:33. Widziałem. Skarby zjedli piraci.
Zazwyczaj kończę na pięciu.
Dobrze, kończ. Cięcie.
Idziemy. Mama woła.
|