Zygmunt Jan Prusiński
Motto: Moje żony,
każdy osobny kolor tęczy.
MOJE CZTERY ŻONY
Żona pierwsza:
Halina,
niczym Kariatyda
rozbrzmiewają moce dębu.
Jej piersi,
soczysta jabłoń
w majowym kwiecie.
Kiedy się do niej zbliżałem
otwierała swoją nagość,
by lepiej ją poznać...
Ta finezja z fantazją
łączyła się zawsze
obrączką zaślubin.
Była giętka i wilgotna –
taką tancerką w krysztale.
Żona druga:
Krystyna,
powab niewinności
delikatna otoczka natury.
Jej miłosny dźwięk
kojarzyłem z pisklęciem
ukrytym w łonie drzewa.
Cichutko pukałem
opuszkami palców,
ustami muskałem
jej skrzydlaty odlot.
Malowałem na śniadej skórze
pożądane wyobrażnie,
wtedy byłem rzeżbiarzem...
To było silniejsze,
\to rozrywało we mnie
jakbym miał granat w środku.
Wówczas tajemniczo odpływała
w ukształtowanych ruchach
do wodospadu Niagary.
Żona trzecia:
Elżbieta,
wyrosła smukłością
jak topola na skraju lasu.
Płonna, pochodziła
od Boga Ognia,
w modlitewnej skrusze
wzywała anioły.
Nie wiem,
po co ta gościnność
akurat dla obcych –
kiedy dzwon w mieście milczał.
Ona była skrzypcami,
ja agresywnym smyczkiem
po znanej ścieżce melodii...
Żona czwarta:
Brygida,
to skrzak pośród
niezapominajek i fiołków.
Sama myśl o dzikiej miłości
czyniła w niej eskapadę
zrujnowanej bezwstydności.
Erotyka z nią,
to pozrywane struny.
Jej jedyną ozdobą była
zdradliwa brama do raju...
Często w tych zimnych
skałach roztrzaskiwałem pieśnią
mój polot kochanka.
Nie umiałem przybierać
roli kameleona –
ona jak najbardziej
kameleonem była.
Trwałem jak na wygnaniu
ostrząc apetyt,
że poda mi kiedyś
soczyste jabłko...
Posłowie:
Moje cztery żony,
to każdy inny wymiar
na zakręcie upadku.
- Ustka -
|